Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

To był niezwykle dynamiczny tydzień. Stary lis Crump ledwo zasygnalizował, że chciałby się trochę przewietrzyć, dla przyjemności, na angielskich rogatkach speedwaya, a my już zdążyliśmy go przyodziać w barwy połowy polskich klubów. Tymczasem do zamrażarki trafiła sprawa Drabika.

Sport bywa piękny również dlatego, że wymyka się spod reguł i konwenansów. Te granice skutecznie próbowali przestawiać i Huszcza, i Hancock, a ostatnio wciąż próbuje Kasai. Właśnie ogłosił światu, że kończy przedwcześnie ten nieudany sezon, lecz nie po to, by ze sportu odejść, tylko… wrócić do dobrego skakania. Tako rzecze 48-latek. Albo spójrzmy między liny. Lubimy się napawać widokiem posągowych, wyrzeźbionych i pociętych ciał pięściarzy niczym spod dłuta Myrona (to ten od antycznego dyskobola), ale nie zawsze są one symbolem siły, odwagi, mądrości czy też, paradoksalnie, zdrowego stylu życiu. I przewagi nad tłuściochami. Jak to mawiają ludzie z branży – rzeźba nie walczy. Całkiem niedawno przekonał się o tym wyglądający jak zdjęty z plakatu Antony Joshua, którego skatował Andy Ruiz – z boczkami falującymi niczym tsunami. Nie dalej jak w weekend podobnie postąpił Fury z Wilderem, a od dłuższego czasu do ich gangu należy też nasz Adam „Baby Face” Kownacki, przed którym po kolei klękają czarnoskórzy gladiatorzy.

Piękno sportu polega na tym, że nie wyklucza on brzydkich kaczątek. Niedawno z Miedzi Legnica przeszedł do Korony Kielce Petteri Forsell. Wszyscy złorzeczą, że gruby, ale mało który potrafi kropnąć z czterdziestu metrów jak Fin, znajdując drogę do siatki. Zresztą zjawisko to dość obrazowo miał wyjaśnić swego czasu Brazylijczyk Ronaldo, gdy był już u schyłku kariery. Mianowicie pożalił się wtedy dziennikarzom: „Kiedy strzelam bramki, jestem dla was wielki, kiedy nie strzelam, jestem już tylko gruby.”

Albo taki Sebastian Mila – ten, co pokonał Niemców na Narodowym. „Gdyby tylko poprawił szybkość, byłby piłkarzem klasy światowej” – diagnozowali laicy, jakby ta poprawa szybkości, ze ślimaczej w sprinterską, ot tak każdemu przychodziła. Ludzie, z tym się człowiek rodzi albo nie, natomiast ciężką pracą można się poprawić o jakieś trzy procent, nie o trzydzieści. Otóż Mila miał inne swoje atuty – boiskową inteligencję w lewej stopie. Gdy nie strzelał bramek osobiście i bezpośrednio, np. ze stałego fragmentu gry, to strzelał je… Celebanem. Po prostu posyłał piłkę w pole karne, w kierunku kolegi z drużyny, a ta się odbijała od jego głowy, brzucha czy też kolana i wpadała do bramki.

Żużel? W dawnych czasach, tych romantycznych dla dyscypliny, kibice lubili się zachwycać: „Nooo, gdyby nie pił, byłby mistrzem świata”. Każdy ośrodek miał takiego swojego niedoszłego globalnego championa. Mistrza na dwa kółka. My po prostu lubimy legendy i za legendami tęsknimy. Dlatego też co drugi z nas ma już za sobą trening wyobrażeniowy i obrazek, jak to najbliższej wiosny ten rudy agresor Crump siedzi na kole Madsena, pokazuje mu się z jednej, a strzela go z drugiej. No więc Crump wcale nie jest stary, lecz nie spodziewajcie się, że gość, który już dekadę temu przestał być zakapiorem, a zaczął kalkulować, nagle wraca po to, by się rozliczyć z przeszłością i ostatnim etapem kariery. By sobie pewne rzeczy udowodnić. Nie śledziłem uważnie jego ostatnich występów na niespełna 160-metrowym torze w Australii, lecz zgaduję, że nie było tam łokciowania ani żadnych przepychanek, tylko zwyciężał zdrowy rozsądek. Jak wyszło ze startu, to poszło, a jak nie wyszło, to nie poszło. Coś jak z Rafałem Karczmarzem w zeszłym roku, którego wielu próbuje obrażać. A to bez wątpienia odważny chłopak. Bo miał odwagę przyznać się do swojej słabości.

Nie myślcie sobie, że ja ten powrót wielkiego mistrza próbuję zignorować. Życzę mu jak najwięcej pięknych doznań z tytułu podróży do przeszłości. Ma do tego prawo jak każdy inny. To przecież jego życie, którego znów chce posmakować. Też się będę jego powrotem emocjonował. Natomiast czy widzę tu materiał na brylowanie w najlepszej lidze świata? Nie. No ale przecież sport bywa piękny…

To prawda, dawno temu Polska była ziemią obiecaną Crumpa. Tu mu bili brawo, czasem gwizdali, ale zawsze solidnie płacili. Jednak czy to wciąż ziemia obiecana? Nie sądzę. Bo w Polsce jest walka na śmierć i życie o pieniądze, których nie dla wszystkich wystarczy. Bo tu nie ma beztroskiej zabawy. Bo motorsport rzadko wybacza błędy, a rodacy Crumpa są tego najlepszym dowodem. Ward i Adams trafili na wózek, karierę Wiltshire’a przerwał uraz kręgosłupa, a i Holdera zepchnęły na niższy sportowy poziom połamane gnaty. Dalej – powrót Sullivana okazał się, poza inauguracyjnym wyskokiem, nieudany, a niebojący się Boga Jason Doyle, sięgający po tytuł o kulach, wykorzystał już kilka żyć.

Żużel jest sportem dla ludzi doświadczonych. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. By jednak wszystkie klocki były na swoim miejscu, ci doświadczeni ludzie muszą być też – z jakichś swoich powodów, ambicjonalnych czy finansowych – wciąż niespełnieni i nienasyceni. Wtedy ich działalność ma też wymiar sportowy, w innym wypadku – już tylko hobbystyczny.

Co do sprawy Drabika, ze względów proceduralnych trafiła do zamrażarki. Zawodnik dostał trzy tygodnie na ewentualne odwołanie się od decyzji Komitetu TUE. I zapewne z tego prawa skorzysta – za pięć dwunasta. W całej tej nieszczęsnej sprawie i tak więcej było szczęścia niż rozumu. Bo, powtarzam, gdyby postawa Drabika miała kluczowy wpływ na losy finałowej rywalizacji z Bykami, wówczas stroną w sprawie, żywotnie zainteresowaną jej szybkim rozstrzygnięciem, byłby też leszczyński klub. I choć żyjemy już sezonem 2020, wciąż nie znalibyśmy drużynowego mistrza kraju z zeszłego roku. To dopiero byłyby jaja. Nie wiedzielibyśmy również, komu się należy premia za złoto etc.

Skoro przy Wrocławiu jesteśmy. Jak ja potrafię przewidywać przyszłość… Memoriał Jędrzejaka wspaniałomyślnie, po dobrosąsiedzku, przekazany w tym roku do Ostrowa. Co, nawiasem mówiąc, ostrowiakom się należy. Tomek to człowiek stamtąd.

Na koniec jeszcze przykra informacja. Otóż przed kilkoma dniami zmarł niejaki Larry Tesler, programista, twórca komendy kopiuj-wklej. Warto chociaż wspomnieć – gość zapewnił pracę milionom dziennikarzy na całym świecie (też mam ten ruch opanowany!). Jak również prawnikom.

WOJCIECH KOERBER