Po bandzie. Madsen jedzie jak… o tytuł, cała Polska wspiera „Bjera”

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Kibic to ortodoksyjna persona. Kocha, ale i nienawidzi. Wsadza na piedestał, ale też na taczkę. Podrzuca do góry, ale i opluwa. Wreszcie jest w stanie zorganizować zbiórkę pieniędzy dla opływającej w dostatek gwiazdy. Tyle ludzkich namiętności, w tym aferę bonusową, odsłania jedno, zwykłe spotkanie PGE Ekstraligi.

Czy toruńscy kibice, którzy opluli „sprzedawczyka” Kościechę (poszedł do Grudziądza, bo w macierzystym klubie nie byli zainteresowani kontynuacją współpracy), to ci sami, którzy na Motoarenie rzucają mięsem i kubkami po piwie znad parku maszyn? Czy jakaś inna grupa? Jeśli inna, to tym gorzej dla Torunia. Znaczy – więcej półgłówków. Robicie wielką krzywdę tym normalnym, których w mieście też nie brakuje.

Niektórzy złorzeczą, że w trakcie tego emocjonalnego meczu sędzia nie potraktował żółtą kartką młodego Holdera. Bo Australijczyk ostentacyjnie nie dojechał do linii mety, pozbawiając Kennetha Bjerre punktu bonusowego, obliczonego na jakieś cztery tysiące złotych przynajmniej. Mam wątpliwości, czy to akurat rola sędziego, choć – to nie podlega dyskusji – zachowanie koleżki Jacka było niesportowe. Słabe po prostu, jak zwykło się dziś mówić. Politycy upodobali sobie stwierdzenie, że odbyli dobre rozmowy, a my wszyscy nazywamy obecnie marne i podłe zachowanie słabym po prostu. A czemu mam wątpliwości? Z prostego powodu. Arbitrzy nie są od udzielania lekcji wychowawczych, lecz od oceny zachowań pod względem ich zgodności z regulaminem. Z tego i tylko z tego są rozliczani, nie z prywatnych zapatrywań na daną sytuację. Nie są też od dbania o portfele zawodników. Tymczasem regulaminu młody Holder nie złamał. W zawodach indywidualnych takie niedojeżdżanie do mety to – o zgrozo – proceder nagminny, lecz nikt się kartek nie domaga. Bo tam kasy za bonusy nie rozdają?

Żużlowcy to rogate dusze, działające w stresie i często też pod wpływem wielkich emocji. Nie zawsze potrafiące przegrywać (jak wielu z nas) i, pamiętajmy, niemające w trakcie torowej bitwy czasu na ochłonięcie. Stąd te zachowania, które w pewnym stopniu rozgrzeszam, i na które uwagę winni zwracać trenerzy, menedżerowie, najbliższe otoczenie. Prezesi już niekoniecznie, ci akurat nie są kompletnie zainteresowani rugowaniem takich postaw i złych na pozór praktyk… To zupełnie nie w ich interesie.

Gdy sprawa już gasła, Holder ogłosił w mediach społecznościowych, że był nieświadomy swojego błędu, gdyż w angielskiej Premiership punkt bonusowy otrzymuje się niezależnie od tego, czy ten czwarty dojedzie czy też nie. I że przeprosił rywala, oferując zwrot pieniędzy. Tymczasem w kraju rozwinęła się akcja „Cała Polska wspiera Bjera”. Oto kibice zorganizowali zrzutkę dla internacjonała, by wyrównać jego straty i doposażyć kwotą 4 tysięcy złotych. To znaczy, że Kenio zarobi podwójnie? Czy wspaniałomyślnie nie przyjmie od młodszego kolegi zadośćuczynienia? Naprawdę nic mi do tego, jak i do zrzutki. Każdy wydaje, na co ma ochotę. Nie będę też potępiał w czambuł zachowania Duńczyka z 2010 roku, kiedy to nie dojechał na wyjazdowe spotkanie Betard Sparty w Częstochowie, bo wrocławski klub zalegał mu 200 tysięcy złotych. Suma urosła potężna, przelało się. Też nie lubimy, gdy nam nie płacą. Pamiętam, że WTS wydało nawet wtedy specjalne oświadczenie, informując, iż firma Betard, sponsor tytularny, wywiązała się ze wszystkich zobowiązań finansowych i właśnie dzięki niej klub dostał licencję na sezon 2010. To był dziesiąty, ostatni sezon Marka Cieślaka na Olimpijskim. Natomiast kilka lat wcześniej, kiedy wrocławska ekipa sięgała po mistrzowski tytuł, istniała jeszcze w drużynie pozycja rezerwowego seniora. Gdy decyzją Cieślaka miał ją raz zająć Duńczyk, odmówił przyjazdu na mecz. Piotr Świderski natomiast, choć niechętnie, co oczywiste, godził się wówczas z taką rolą. I po dziś dzień nie może się jakoś dyscyplina przekonać do funkcji rezerwowego. Mówię Wam, system wynagradzania jest daleki od doskonałości, po prostu nie przystaje do rywalizacji zespołowej.

Kończąc wątek – afera bonusowa zatoczyła szerokie kręgi, a Bjerre, tak czuję, stał się murowanym kandydatem do tegorocznej nagrody fair play. Bo nie wpier… ił młodszemu koledze jeszcze na torze, nie zdarł z niego co kosztowniejszych ubrań i nie wkradł się do busa, by wynieść trochę gotówki, ewentualnie też żużlowego osprzętu i ekwipunku. W ramach rekompensaty strat. Brakuje jeszcze akcji „Cała Polska czyta Kangurom (regulamin)”. Czytał Lucjan Szołajski. I Leszek Demski.

A wracając do oplutego Kościechy? No przykre po prostu. I bolesne. Dlatego nie jestem specjalnym zwolennikiem wydawania publicznych pieniędzy na walkę ze zjawiskiem zdefiniowanym w ostatnim czasie jako „mowa nienawiści”. Bo to zjawisko jest nie do wyplenienia. Byliśmy, jesteśmy i będziemy zawistni, ksenofobiczni, zazdrośni… Zawsze będziemy o coś walczyć, zawsze też zmuszeni do patrzenia na usta polityków. Z których mowa nienawiści nie znika. Którą posługują się na co dzień, a media wtłaczają ją później przez telewizory do naszych domów. Nie ma na to recepty. Nie ma recepty na kurestwo, które w nas siedzi.

W Grudziądzu na pewno nie uruchomią nigdy zrzutki na Leona Madsena. Bo kiedyś tam podał rękę, po czym stwierdził, że to nie jego ręka. A kibic żużlowy to pamiętliwa bestia. Do pierwszej trójki znienawidzonego osobnika w barwach ukochanego klubu… No więc ten Madsen to kawał twardego gracza się zrobił, co udowodnił w Pradze. Gdy Maciek Janowski zabierał się już za Lindgrena i oczami wyobraźni widzieliśmy, jak wyprzedza Szweda, został… wyprzedzony przez Madsena. Zamiast wskoczyć na pierwsze miejsce, spadł na trzecie. Bo znikąd wyjechał mu drugi częstochowski Lew i zawarczał. W półfinale Leon był jeszcze mniej uprzejmy względem Maksa Fricke’a. Gdy zobaczył delikatnie tylko uchylone drzwiczki, wjechał tam w jednej w chwili, nie pytając nikogo o zdanie. Gdyby Australijczyk się obalił, Madsen zostałby wykluczony, nie mogło być inaczej. Ba! Sędzia Ackroyd mógł też wykluczyć Madsena po wyścigu. Raz na jakiś czas, profilaktycznie, warto takie rzeczy robić, by pokazać środowisku, że nie trzeba czyjegoś upadku i czyjegoś nieszczęścia, by winnego spotkała kara.

Ale! Ja Madsena nie ganię, nie myślcie sobie. Ja się cieszę, że mamy w Grand Prix tak zdeterminowanego gracza, który jeszcze jakiś czas temu uchodził za delikatnego zajączka. Który zaczął jeździć tak, jakby jechał o tytuł IMŚ po prostu. Ma swój plan i wierzy w siebie. Stąd wybór w Pradze numeru 13. Na dzień dobry zafundował sobie czwarte pole nie dlatego, że uznał je za najlepsze, lecz po to, by uniknąć go w kolejnych czterech seriach. By mieć też dwa pierwsze i raz drugie. Nie myślał tylko, by dobrze zacząć, lecz przygotował strategię na cały wieczór. A to oznacza, że czuje się mocny.

I jeszcze słówko o kwalifikacjach. Bez nich mieliśmy loterię, czyli losowanie, a teraz… też mamy loterię. Bo zawodnicy, wybierając w piątek numery startowe, zupełnie nie wiedzą, co zastaną na torze nazajutrz. Tymczasem Phil Morris lubi podrapać nawierzchnię tu i tam, niekoniecznie równomiernie. Nie zamierzam chłostać organizatorów cyklu za tę nowinkę, bo wszyscyśmy oczekiwali nowości. Dziś już jednak wiemy, że zwycięzca żużlowych kwalifikacji może się okazać ich największym przegranym. Otóż w formule 1 nic się z polami startowymi zrobić nie da. Wszędzie ten asfalt tak samo twardy. Poza tym zwycięzca rzeczywiście jest nagradzany, bo przecież ustawia się na czele całej ferajny, prawda? W żużlu natomiast jest duże pole manewru, by triumfatora kwalifikacji pozbawić jakichkolwiek przywilejów. W trakcie zawodów też można przy polach majstrować, co już niesprawiedliwe jest do potęgi. Bo co to za poprawianie wskazanych bramek, skoro jedni już z nich ruszali, a inni dopiero będą.  

Z tym dopasowaniem motocykli, okazuje się, też nie jest tak, jak byśmy sobie życzyli. Otóż fachowcy inne stosują przecież ustawienia w kwalifikacjach, gdy startują w pojedynkę, a inne w zawodach. Mianowicie w piątek nie trzeba za wszelką cenę wygrać startu, by założyć się na trójkę rywali. Bo ich obok nie ma. W piątek chodzi o to, by uzyskać jak najwyższą średnią prędkość na dystansie całego okrążenia. By optymalnie rozpędzić maszynę. A co mi z takiej wielkiej prędkości w sobotę, na wejściu w drugi łuk, skoro po starcie mnie przymkną trzy razy. Poza tym zbyt duże dokonują się na torze zmiany między pierwszą a drugą grupą, po równaniu. To także wypacza całą zabawę. A więc nadal poruszamy się w warunkach loteryjnych.

By najszybsi w kwalifikacjach rzeczywiście mogli czuć się nieco uprzywilejowani, musieliby wybierać numery w sobotę, przed zawodami. Piszę, nieco, bo koniec końców i tak się przelatuje przez wszystkie pola. Ale zdania nie zmieniam – pozbawianie niektórych zawodników możliwości wzięcia udziału w kwalifikacjach do rundy mistrzostw świata to gwałt na idei i czystości sportu w biały dzień. Choćby z powodu przemęczenia i zmuszania do morderczej gonitwy na ostatnią chwilę. To absurd. Mówimy przecież o globalnych mistrzostwach, spełnianiu marzeń, wielkich budżetach i całorocznych przygotowaniach. Tu musi obowiązywać zasada równości. By nie latały później po parku maszyn, w kierunku Phila Morrisa, wyrażenia zaliczane do mowy nienawiści.

A Janusza Kołodzieja, na to liczę, praski sukces winien podbudować, nie stłamsić. Wystarczy wyjść z założenia, że wykonał już… sto procent planu, że zapewnił sobie historyczną nieśmiertelność. Więc dalej może się już tylko bawić. A statystyki też mu nie przeszkadzają. Bo skoro dziewięciu zwycięzców GP Czech sięgało w ostatnich piętnastu latach po tytuł IMŚ, znaczy to, że jest ten obiekt papierkiem lakmusowym cyklu. Choć więcej tu pewnie przypadku, niż jakiegoś prawidła.

WOJCIECH KOERBER

 

3 komentarze on Po bandzie. Madsen jedzie jak… o tytuł, cała Polska wspiera „Bjera”
    Viktor
    20 Jun 2019
     6:11pm

    -„Czy toruńscy kibice, którzy opluli „sprzedawczyka” Kościechę (poszedł do Grudziądza, bo w macierzystym klubie nie byli zainteresowani kontynuacją współpracy)”
    „A wracając do oplutego Kościechy? No przykre po prostu. I bolesne. Dlatego nie jestem specjalnym zwolennikiem wydawania publicznych pieniędzy na walkę ze zjawiskiem zdefiniowanym w ostatnim czasie jako „mowa nienawiści”.”
    Ta mowa nienawiści ostatnio znalazła pożywkę w stosunku do klubów którym się w lidze nie wiedzie. Tak też było jeszcze nie tak dawno co było wypisywane np: na Unię Tarnów….
    – Nie wiem dlaczego media z pana Kościechy stwarzają obraz cierpiętnika czy aby sam jest takim świętym?
    A dzieję się tak dlatego ,że panowie redaktorzy coraz częściej taplają się w tej brei z co niektórych serwisów (nazwa tych serwisów jako umowna); tworząc zlepek informacji.
    – Powróćmy jednak do pana Kościechy; nie jestem zwolennikiem ani nie pochwalam haniebnych zachowań kiboli; jak podenerwowana Lama w ZOO (opluwanie). Jednak pan Kościecha w pewnym sensie sam dał upust tej prowokacji; po co próbował polemizować z kibicami, po co klepnął młodego Holdera z tyłu w kask który pieszo podążał w parkingu do swojego boksu; w pewnym gronie użył także obraźliwych słów oraz obraźliwych życzeń na Toruń a słyszał to jeden z przechodzących mechaników.Być może w magazynie NC+ kuchnia będzie to pokazane?
    – Także panowie redaktorzy ruszcie cztery litery załatwiajcie akredytacje będąc świadkami wydarzeń a nie relacjonując z przekazu TV. Pisząc gnioty Cieślak trafiony kuflem piwa, kibice rzucają kubkami wiele innych nie do końca sprawdzonych informacji.
    P.S. Co do wyzwisk ,przekleństw, to ma swój początek od zarania bo kibole przekazują to z pokolenia na młode pokolenie uważając ,że w Polsce jest pięknie laurowo bo k………a co drugie słowo.

    guns3cky
    20 Jun 2019
     11:21pm

    no jest problematyka z frajerami ”prezbranymi” za kibicow, nie od dzis tak bylo jest i bedzie. Wiem cos na temat, kryminalistyczy z deka, kiedy niektorych kibicow, goni sie, uzywajac kryminalnych metod „w kominiarkach”. takie rzeczy tez sie dziaja – zycie 🙂

Skomentuj

3 komentarze on Po bandzie. Madsen jedzie jak… o tytuł, cała Polska wspiera „Bjera”
    Viktor
    20 Jun 2019
     6:11pm

    -„Czy toruńscy kibice, którzy opluli „sprzedawczyka” Kościechę (poszedł do Grudziądza, bo w macierzystym klubie nie byli zainteresowani kontynuacją współpracy)”
    „A wracając do oplutego Kościechy? No przykre po prostu. I bolesne. Dlatego nie jestem specjalnym zwolennikiem wydawania publicznych pieniędzy na walkę ze zjawiskiem zdefiniowanym w ostatnim czasie jako „mowa nienawiści”.”
    Ta mowa nienawiści ostatnio znalazła pożywkę w stosunku do klubów którym się w lidze nie wiedzie. Tak też było jeszcze nie tak dawno co było wypisywane np: na Unię Tarnów….
    – Nie wiem dlaczego media z pana Kościechy stwarzają obraz cierpiętnika czy aby sam jest takim świętym?
    A dzieję się tak dlatego ,że panowie redaktorzy coraz częściej taplają się w tej brei z co niektórych serwisów (nazwa tych serwisów jako umowna); tworząc zlepek informacji.
    – Powróćmy jednak do pana Kościechy; nie jestem zwolennikiem ani nie pochwalam haniebnych zachowań kiboli; jak podenerwowana Lama w ZOO (opluwanie). Jednak pan Kościecha w pewnym sensie sam dał upust tej prowokacji; po co próbował polemizować z kibicami, po co klepnął młodego Holdera z tyłu w kask który pieszo podążał w parkingu do swojego boksu; w pewnym gronie użył także obraźliwych słów oraz obraźliwych życzeń na Toruń a słyszał to jeden z przechodzących mechaników.Być może w magazynie NC+ kuchnia będzie to pokazane?
    – Także panowie redaktorzy ruszcie cztery litery załatwiajcie akredytacje będąc świadkami wydarzeń a nie relacjonując z przekazu TV. Pisząc gnioty Cieślak trafiony kuflem piwa, kibice rzucają kubkami wiele innych nie do końca sprawdzonych informacji.
    P.S. Co do wyzwisk ,przekleństw, to ma swój początek od zarania bo kibole przekazują to z pokolenia na młode pokolenie uważając ,że w Polsce jest pięknie laurowo bo k………a co drugie słowo.

    guns3cky
    20 Jun 2019
     11:21pm

    no jest problematyka z frajerami ”prezbranymi” za kibicow, nie od dzis tak bylo jest i bedzie. Wiem cos na temat, kryminalistyczy z deka, kiedy niektorych kibicow, goni sie, uzywajac kryminalnych metod „w kominiarkach”. takie rzeczy tez sie dziaja – zycie 🙂

Skomentuj