Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Najdalej 23/25 sierpnia zacznie się płacz i rozliczanie z najnowszą historią. Tylko gdzie? W Zielonej Górze, Grudziądzu czy może jednak w Częstochowie? Ktoś się jeszcze załapie na bajkową pogodę nad Bałtykiem. W mniej baśniowym nastroju.

Smażony dorsz na tekturowej tacce, ociekający jeszcze z lekka olejem. Obok, na drugim takim talerzyku, fryty. Więc się człowiek rozgląda po okolicznych stołach za solą. Nie rybą, a solniczką, własnością przechodnią smażalni. Jest! Blaszana puszka z wywierconymi otworami. Do tego tzw. sałatka z białej kapusty oraz browar. No i piasek w dupie. Tak, sierpniowy urlop nad polskim morzem ma swój urok, niemniej nie każdemu takiego życzymy. A już na pewno nie członkom klubów żużlowych z wymienionych wyżej miast. Bo będzie to znaczyło, że… znaleźli się w dupie właśnie, nie w żadnym raju.  

W Międzyzdrojach spotykałem często senatora Komarnickiego, lubi sobie dreptać po tamtejszej promenadzie. Z Gorzowa ma rzut beretem. Służą mu te nadmorskie inhalacje, 74 lata na karku i wciąż aktywny tenisista. A jego Stal? Ostatnio w nieco gorszej formie.  

Za miedzą, w Zielonej Górze, zrobili zeszłej jesieni, co było można. Nie mając większego wsparcia w młodzieży, postawili na grube, wypasione nazwiska seniorskiej formacji. Okazuje się jednak, że kolos miewa czasem mięciutkie nogi i musi jeszcze zrobić coś ekstra, by przedłużyć sezon. Cholernie jestem ciekaw niedzielnej potyczki w Lublinie i konfrontacji z ekipą, której wartością dodaną są właśnie młodzieżowcy.

Gdy chodzi o minione spotkanie Falubazu z Fogo Unią, niektórzy powiadają, że gospodarze przegrali wygrany mecz. Czy ja wiem? I tak dzielnie się stawiali – nie oddali biegu młodzieżowego, a później jeszcze Pawliczak skutecznie blokował zwycięzcę Grand Prix Czech, notując życiowy sukces. Nieco kontrowersji wywołała jazda Piotrka Pawlickiego, bo przedstawiciele szkoły falenickiej nazwali ją drużynową, a otwockiej – niebezpieczną. Nie oglądałem tysiąca powtórek z różnych kamer, w zasadzie to żadnych powtórek nie widziałem, ale jedno Wam powiem. Otóż niewielu dziś jeździ parą, a jest to esencja speedwaya. Jak nie jeżdżą parowo, to psioczymy, a jak zaczynają, to znów złorzeczymy, że niebezpiecznie. Nie przesadzajmy. Żużel to sport kontaktowy, o walkę w nim chodzi. A to, że ktoś stracił szprychy, nie znaczy wcale, że został sfaulowany. Patrz scysja Smektały z Vaculikiem. Po prostu, sytuacja torowa. Jedna z tych, gdy sędzia musi wskazać winnego, bo tak mu każe regulamin. A dla mnie to jedna z tych sytuacji, gdy duch sportu domaga się powtórki w pełnym składzie. Nie dostrzegam argumentów, które wstrzymują wprowadzenie tej zmiany w przepisach. Mecz dłużej trwać nie będzie, bo powtórkę i tak należy rozegrać, tyle że w pełnym składzie. Że sędziowie będą znajdować alibi dla swojego niezdecydowania? Bez przesady, z reguły wiedzą, co mają robić. Przecież chodzi tylko o sytuacje skrajnie trudne do wskazania winnego, te nie zdarzają się zbyt często. A może salomonowe rozwiązanie, że oto arbiter ma prawo do takiego przywileju tylko raz w meczu. Ale po co? To kolejny sztuczny zapis. Wystarczy wpajać na szkoleniach, że to ostateczność.

Żużel to ciągła rywalizacja o jak najlepszą pozycję na torze. W niedzielę dla przykładu, jak słusznie zauważył kolega Kuźbicki, Pawlicki zablokował Vaculika… Hampelem. Tak się rozpędził, że prawem fizyki wypchnął kolegę, a ten przyhamował rywala. Sport zna tego rodzaju zagrywki, np. w piłkarskim Śląsku Wrocław przed kilku laty, gdy sięgał po srebro i złoto mistrzostw Polski, Mila strzelił mnóstwo goli… Celebanem. Tzn. z charakterystyczną dla siebie precyzją wrzucał piłkę głęboko w pole karne, a to odbijała się od nogi, brzucha czy też głowy wspomnianego obrońcy. I wpadała do siatki. 

A więc nie narzekajmy, że ktoś jeździ parą w rozgrywkach o DRUŻYNOWE mistrzostwo Polski. Z tego, co wiem, w Zielonej Górze złorzeczą z innego powodu. Że kolega za kolegą się nie rozgląda. Albo rozgląda, by w płot go wsadzić.  

Najważniejsze, że na trybunie prasowej wciąż tam zasiada Małgorzata Huszcza. Kiedy dawno temu chciałem pogadać z małżonkiem, ona była jego ustami. Dziś by zrobiła karierę w public relations, mianowicie mówiła dużo i ładnie. A na koniec mówiła tak: „Tylko proszę mi to wysłać, jak pan napisze. Małgorzata Huszcza, Racula.”

– A jakiś numer domu, kod, Pani Małgosiu?     
– Nie trzeba, dojdzie!

Nie mogłem widzieć ostatniego Magazynu PGE Ekstraligi, ale słyszałem, że podobno wszyscy, łącznie z Tomaszem Gollobem, uznali, iż sędzia słusznie wykluczył Jacka Holdera za upadek Pawła Miesiąca. No więc ja się chyba ze wszystkimi nie zgadzam. Owszem, tam był spory kontakt, uderzenie nawet. Śmiem jednak twierdzić, że Miesiąc obalił się świadomie, z premedytacją. A wcześniej Holder wykorzystał po prostu fakt, że zbudował znacznie większą prędkość niż rywal. Mógł odpuścić lub próbować go delikatnie przesunąć. Żużel nie polega jednak na odpuszczaniu, o czym Paweł wie najlepiej. Zresztą, być może to moja nadinterpretacja, ale ten szeroki uśmiech na twarzy Miesiąca, gdy dowiedział się, że jedzie w powtórce, odczytuję jako niespodziewane drugie życie. Miłe zaskoczenie.

Mniejsza z tym, dziś to już bez znaczenia. Speed Car Motor był w tym meczu o dwie klasy lepszy. Kropka. Był drużyną. W przeciwieństwie do forBET Włókniarza, który we Wrocławiu tworzyli Leon Zawodowiec i siedmiu krasnoludków. Choć juniorów, po prawdzie, nie ma się co czepiać. A Grudziądz? Po niedawnym meczu w Lesznie Artiom Łaguta rzucił żartobliwie do Piotrka Barona: „Dajcie nam tych dwóch juniorów i zobaczymy wtedy, jaki będzie wynik.”

Prawda, że byłaby w Grudziądzu ekipa? Czy już jutro – bez Smektały i Kubery, ale za to z Turowskim – odniesie pierwsze ekstraligowe zwycięstwo na wyjeździe od dwóch dekad?

WOJCIECH KOERBER

One Thought on Po bandzie. Komu wakacje last minute nad Bałtykiem?
    Viktor
    27 Jun 2019
     2:20pm

    Cytując autora felietonu: „Śmiem jednak twierdzić, że Miesiąc obalił się świadomie, z premedytacją. A wcześniej Holder wykorzystał po prostu fakt, że zbudował znacznie większą prędkość niż rywal. Mógł odpuścić lub próbować go delikatnie przesunąć. Żużel nie polega jednak na odpuszczaniu, o czym Paweł wie najlepiej. Zresztą, być może to moja nadinterpretacja, ale ten szeroki uśmiech na twarzy Miesiąca, gdy dowiedział się, że jedzie w powtórce, odczytuję jako niespodziewane drugie życie.”
    – Szanowny Panie Redaktorze takie same odniosłem wrażenie jako odzwierciedlenie spostrzeżenia. Dodam ,że pan wyrocznia od klubu wzajemnej adoracji w magazynie PGE z komentował to następująco: nie ważne ,że Miesiąc przewrócił się po piętnastu metrach ważne jest ,że był kontakt. Po tej wypowiedzi stwierdziłem ,że chyba mam pomroczność własną ,ponieważ oglądałem to naocznie potem w zwolnieniu kopia z dysku i jeszcze w magazynie PGE. Jakoś nie uległem nawet sugestii byłego mistrza świata. Bo będąc po tylu latach obiektywnym kibicem a jestem ,że nie pamiętają tego już nawet najstarsi górale jestem w stanie bez stronniczości ocenić daną kolizję. Pan wyrocznia w magazynie PGE stosuje chyba „metody mniemanologii stosowanej” powtórzę: ,”że Smektała nie był z przodu; był tylko o pół motocykla.”

Skomentuj

One Thought on Po bandzie. Komu wakacje last minute nad Bałtykiem?
    Viktor
    27 Jun 2019
     2:20pm

    Cytując autora felietonu: „Śmiem jednak twierdzić, że Miesiąc obalił się świadomie, z premedytacją. A wcześniej Holder wykorzystał po prostu fakt, że zbudował znacznie większą prędkość niż rywal. Mógł odpuścić lub próbować go delikatnie przesunąć. Żużel nie polega jednak na odpuszczaniu, o czym Paweł wie najlepiej. Zresztą, być może to moja nadinterpretacja, ale ten szeroki uśmiech na twarzy Miesiąca, gdy dowiedział się, że jedzie w powtórce, odczytuję jako niespodziewane drugie życie.”
    – Szanowny Panie Redaktorze takie same odniosłem wrażenie jako odzwierciedlenie spostrzeżenia. Dodam ,że pan wyrocznia od klubu wzajemnej adoracji w magazynie PGE z komentował to następująco: nie ważne ,że Miesiąc przewrócił się po piętnastu metrach ważne jest ,że był kontakt. Po tej wypowiedzi stwierdziłem ,że chyba mam pomroczność własną ,ponieważ oglądałem to naocznie potem w zwolnieniu kopia z dysku i jeszcze w magazynie PGE. Jakoś nie uległem nawet sugestii byłego mistrza świata. Bo będąc po tylu latach obiektywnym kibicem a jestem ,że nie pamiętają tego już nawet najstarsi górale jestem w stanie bez stronniczości ocenić daną kolizję. Pan wyrocznia w magazynie PGE stosuje chyba „metody mniemanologii stosowanej” powtórzę: ,”że Smektała nie był z przodu; był tylko o pół motocykla.”

Skomentuj