Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Jedna z firm, która wspiera Fogo Unię Leszno oraz angażuje się w pomoc indywidualną zawodnikom to Przedsiębiorstwo Budowlano-Usługowe Prawucki, prowadzone przez Renatę oraz Radosława Prawuckich. O tym, skąd miłość do speedwaya oraz czy Byki po raz trzeci z rzędu zostaną mistrzami Polski, w rozmowie z mecenasem sportu, Radosławem Prawuckim.

Pamięta Pan swoje pierwsze zawody żużlowe?

Niestety, kompletnie nie. Jak spoglądam wstecz, to widzę Mistrzostwa Świata Par, bodajże w Lesznie, kiedy to na trybunach był zdecydowany nadkomplet ludzi. Szacowało się wtedy, że zawody oglądało około 40 tysięcy ludzi. Ja od urodzenia mieszkam w Poniecu i to zamiłowanie do żużla nie jest w  tych rejonach czymś nadzwyczajnym.

Pana firma wspiera Unię Leszno. Kiedy ta współpraca się zaczęła?  

Wie pan, to było jakieś cztery, pięć lat temu i przyznam, że cieszę się, iż możemy wspierać Unię Leszno jako firma.

Wspomagają Państwo również zawodników indywidualnie…

Tak. To nasze „wspomaganie”, jak pan to określił, rozpoczęło się od Tobiasza Musielaka. To już było dobrych kilka lat temu. Jednak w którymś momencie nasze drogi lekko się rozeszły. Jesteśmy nadal dobrymi przyjaciółmi, ale już nie ma między nami takiej chemii, jaka była kiedyś.

Obecnie wspierają Państwo których zawodników?

W tej chwili współpracujemy m.in. z Damianem Balińskim, Kacprem Pludrą czy Jaimonem Lidsayem. Oczywiście, jesteśmy również obecni na kombinezonie Bartosza Smektały.

Radosław Prawucki, Jaimon Lidsay (z prawej) oraz Braddy Kurtz

Z jakich względów wspierają Państwo zawodników?

Tak naprawdę, choć zabrzmi to górnolotnie, czynimy to z naszej miłości do żużla oraz motoryzacji. Od dziecka byłem związany z motoryzacją i to po prostu stąd się bierze. Lubimy też z małżonką po prostu pomagać tym, którzy pomocy potrzebują i, co ważne, swoim zachowaniem na nią zasługują.

Radosław Prawucki z Piotrem Baronem. Pańskie oko Byki tuczy.

Jakie obowiązują kryteria w momencie, gdy zawodnik zgłasza się do Państwa po pomoc?

Na pewno musi łączyć nas jakaś tam chemia. Pieniądze czy reklama to nie jest rzecz najważniejsza. Najważniejsze jest to, abyśmy – jak to się mówi – nadawali na tych samych falach. To jest we współpracy najważniejsze. Tak przynajmniej ja uważam.

Państwa pomoc zawodnikom przekłada się na działalność i wyniki firmy?

Tak. Zdecydowanie tak. Żużel jest na tyle popularnym sportem, że jesteśmy na pewno bardziej widoczni, a i zawodnicy często pomagają nam w różnych przedsięwzięciach, które podejmujemy na niwie naszej marketingowej działalności.

Często widać Pana na wyjazdowych meczach Unii Leszno…

Jeśli tylko czas pozwala, to staram się śledzić wszystkie spotkania Unii Leszno.

Z tego, co mi wiadomo, żużel poza granicami Polski też nie jest Panu obcy…

To prawda. Byłem na żużlu w Szwecji czy Anglii. To były czasy, kiedy wspieraliśmy Tobiasza Musielaka i wybieraliśmy się dopingować „Tofika”.

Pańska żona, Renata, również jest obecna na meczach żużlowych. To Pan w niej zaszczepił tego żużlowego bakcyla?

Dokładnie tak (śmiech – dop. red.). Mam wspaniałą żonę i cieszę się, że podziela moją pasję. Jeśli tylko ma czas, to małżonka wybiera się na żużel i bardzo dopinguje naszego „Smyka”.

Renata i Radosław Prawuccy od lat wspierają leszczyńskich zawodników

No właśnie, co jest z tym „Smykiem”, że to tak lubiany przez wszystkich zawodnik? Państwo Bartosza wspierają, ale widać też, że są z nim mocno związani…

Bartek to wspaniały chłopak. Jesteśmy faktycznie mocno ze sobą związani. Często rozmawiamy na różne tematy.  Nasza współpraca – i mówię to z pełną odpowiedzialnością – układa się fenomenalnie. To bardzo pracowity i, co ważne, fajny, dobry młody człowiek.

Czy Unia Leszno będzie po raz kolejny mistrzem Polski?

Bardzo chciałbym, aby tak się stało, ale wiadomo, że to jest nieprzewidywalny sport. Wierzę w to, że jeżeli tyko się nic złego nie stanie, to wywalczymy kolejny tytuł.

Co, Pana zdaniem, jest największym atutem Unii Leszno?

Zawodnicy, którzy są, to jedna sprawa, ale to nie wszystko. Co ma kolosalne znaczenie, zespół jest bardzo dobrze prowadzony przez Piotra Barona, którego bardzo szanuję zarówno jako trenera, jak i człowieka. Piotrek robi bardzo dobrą atmosferę i to w tym sporcie ma niebagatelne znaczenie. Bez tak zwanego „team spirit” by było ciężko. Mnie bardzo buduje, że tacy ludzie jak Piotr Baron jeszcze istnieją. To wspaniały trener i człowiek. Nie bez znaczenia jest też dla Leszna fakt, że klub jest bardzo profesjonalnie zarządzany i prowadzony przez Piotra Rusieckiego. W klubie – nawet jeśli są jakieś nieporozumienia, bo takie są wszędzie – to takie rzeczy się wyjaśnia w ludzkiej rozmowie i wąskim gronie. To grupa doskonale współpracujących ze sobą ludzi. Wielkim atutem tego zespołu jest właśnie atmosfera.

Z prezesem Piotrem Rusieckim. I z trofeum.

Denerwuje coś Pana w polskim żużlu?

Jest kilka rzeczy, które są do ewidentnej zmiany. Jednak nie chcę nikomu się narażać i zachowam to dla siebie. Po co kogoś denerwować? (śmiech – dop. red.)

Jak spędza Pan swój wolny czas?

Czasu wolnego mam tak naprawdę bardzo mało. Praca związana z prowadzeniem firmy bardzo pochłania. Jak już jednak jest ten czas wolny, to w lecie lubię sobie wsiąść na motocykl i się przejechać, poczuć ten wiatr we włosach. Motocykle to moje hobby. W zimie z kolei, kiedy jest nieco mniej pracy, kocham jeździć na nartach. To też kolejna wielka pasja.

Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję również. Serdecznie pozdrawiam wszystkich sympatyków speedwaya.

Rozmawiał ŁUKASZ MALAKA