Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Sześć pojedynczych występów to trzy wyścigi. Trzy wyścigi to 20 procent meczowej rywalizacji. A 20 procent rywalizacji decyduje z reguły o losach spotkania. Sprawia, że kończy się w jedną lub drugą stronę. A więc bez juniorów nie ma życia. W nowym sezonie znów się o tym przekonamy.

Recepta na tytuł drużynowego mistrza Polska od lat jest znana. Otóż trzeba mieć w składzie przynajmniej jednego – z naciskiem na „przynajmniej” – klasowego młodzieżowca. I historia nie zna specjalnie odstępstw od powyższej reguły. No, gdyby zajrzeć przeszłości głęboko w oczy, można by chyba wspomnieć jedynie sezon 2003, kiedy to po koronę sięgnął Top-Secret Włókniarz, głównie siłą swojej seniorskiej formacji. Ale jakiej! Jeśli dziś wymienimy nazwiska Sullivana, Walaska, Ułamka Jonssona i Holty, niektórzy z Was machną tylko ręką – „ee, dziadki”. Jednak wtedy były to charty w szczycie ludzkich możliwości i sportowych ambicji. Miał ich wspomagać jak umiał juniorski duet Zbigniew Czerwiński – Adam Pietraszko. W dorosłym światku obaj później przepadli, mistrzami Polski zostali w dużej mierze dzięki starszym kolegom, choć byłoby też nie fair, gdybyśmy próbowali im odebrać choćby najmniejszy wkład w tamten sukces. Bo wcale taki najmniejszy nie był. Czerwiński uzbierał z bonusami aż 91 oczek (69+22), co dało całkiem przyzwoitą średnią 1,247, a Pietraszko dorzucił 29 (24+5) – 0,853.

Niektórzy złośliwie pytają, co oddziela ładne kobiety od brzydkich? I odpowiadają, że… Odra. A co oddziela klasowe drużyny od mizernych? Rasowi młodzieńcy w kadrze meczowej lub ich brak. Przyznacie, że ma to swój urok, bo, de facto, nigdy nie wiemy, kto z jaką formą wskoczy w nowy sezon. Zupełnie jak, nomen omen, w skokach narciarskich. Przed rokiem wychylił się Ryoru Kobayashi i choć my, Polacy, co tydzień płodziliśmy życzeniowe artykuły, że się zaraz skończy i nie wytrzyma, to wytrzymał i skończył z Kryształową Kulą. A wcześniej dołączył do ekskluzywnego grona triumfatorów Turnieju Czterech Skoczni z kompletem czterech zwycięstw, podając rękę Stochowi i Hannawaldowi.   

Generalnie sportowcy lubią dojrzewać szybciej. A żużlowcy są tego najlepszym dowodem. Mogą pochodzić z nizin, lecz jako nastolatkowie zaczynają jeździć po świecie, poznawać ludzi, widzą więcej niż koledzy gnijący wyłącznie w szkolnej ławce. Przechodzą o niebo bardziej pouczającą szkołę życia. Trafiają do ligi angielskiej, poznają też życie i język, choć nie mają na to żadnego papierka. Taką przyspieszoną edukację oferuje właśnie sport.

Zatem to fascynujące, że nie wiemy dziś do końca, kto… jakich juniorów ma. Choć, rzecz jasna, to oczywiste, że Dominik Kubera nie cofnie się nagle do poziomu adepta. To już profi pełną gębą. A raczej niepełną, porównajcie jego obecne zdjęcia i fotki sprzed kilku lat. Chłopak wykonał tytaniczną pracę, by zacząć spełniać marzenia. Jest głodny. Sukcesów. Chce po nie sięgać chochlą. Więc po jedzenie musi małą łyżeczką.

Zagadek jednak mamy sporo. Bo ja dziś nie wiem, co dla nas szykuje taki Przemek Liszka. Czy wykona kolejny krok naprzód, czy może rola lidera formacji go przerośnie. Czy ten krok będzie milowy, czy może tylko, po prawdzie, będzie dreptaniem w tych samych granicach. Nie wiem też, co nam szykują w Zielonej Górze Krakowiak z Pawliczakiem. W każdym razie zwróćcie uwagę, ile w ich przypadku zmienił poprzedni sezon. Norbert wjeżdżał w rozgrywki jako kłębek nerwów, pakujący się rywalom na błotnik niczym nastoletni Emil Sajfutdinow. Każdy wyścig to było igranie z losem. Udało się jednak przetrwać i uspokoić, jednocześnie nie wytracając prędkości. A nawet przyspieszając. Pawliczak z kolei był nam u progu wiosny kompletnie nieznany. By jesienią straszyć już największych. Co dalej? Owoce dojrzewają wiosną i latem, ludzie także jesienią i zimą. Zwłaszcza młodzi.  

Czy gorzowski Mateusz Bartkowiak wylizał już rany po kontuzji i zapomniał o bólu? Myślę, że tak. Czy Rafał Karczmarz stracił serce do tego niebezpiecznego sportu? Myślę, że tak. Choć, oczywiście, chciałbym się mylić, bo mam jeszcze przed oczami przepiękną, ofensywną sylwetkę nastoletniego Karczmarza. Czy motocrossowiec Jasiński będzie w stanie z miejsca dokonywać cudów? Każdy przypadek jest inny i każdy niezwykle ciekawy, prawda?

Na papierze można dostrzec ogromną siłę Motoru. Czy Wiktor Lampart na wegańskiej diecie nadal będzie atakował najmożniejszych świata ze zwierzęcą siłą? Ma na to papiery. Czy Wiktor Trofimow osiągnął już sufit swoich możliwości, czy może ciężką pracą przebije ten mur głową? Stanie się orłem czy może wróblem? Takie pytanie – orzeł czy wróbel – zadają też sobie kolarze, gdy opuszczają kategorię młodzieżową i wchodzą w sportową dorosłość. Uwaga na Motor! Ci juniorzy to naprawdę ogromny kapitał w walce o… O marzenia.

Już Mickiewicz apelował „Młodości! ty nad poziomy wylatuj”. Komu się uda? Bombowo by wyszło, gdyby w Rybniku się pojawiło jakieś ożywcze tąpnięcie. I żeby za ciosem poszedł w Grudziądzu Marcin Turowski.

A póki co, poszedł do Grudziądza Pedersen, stąd też wielu węszy w okolicy trzęsienie ziemi. Spokojnie, dr Kempiński, jak mówi o nim Tomasz Gollob, też potrafi zrobić groźną minę i puścić kilka żołnierskich reprymend. Choć Krzysiek Cegielski dowcipnie raz zauważył, w jaki sposób trenerzy informują Duńczyka o pewnych zmianach w meczowej rozpisce: „Jedziesz za Nickiego. Ale mu to powiedz.”

Mnie rozbawił też swego czasu Mistrz Tomasz, gdy przed sezonem chciał pochwalić Kempesa i powiedział mniej więcej tak: „To dobry trener. Jego największą zaletą jest, że nie przeszkadza.”

To ja już Wam dzisiaj dłużej nie przeszkadzam.

WOJCIECH KOERBER