Tomasz Gollob (z lewej) toczył swego czasu wojnę z nowymi tłumikami.
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Do stworzenia tego wypracowania natchnął mnie ostatni, wspominkowy felieton o kontrowersjach sezonu 1996, kiedy to Polacy, pierwszy raz po trzydziestu bez mała latach posuchy, przywdziali korony drużynowych mistrzów świata, po buncie czołówki rajderów o nowy rodzaj opon, narzucony odgórnie, bez konsultacji społecznych.

Wydarzenia z Piły są na tyle świeże, że chyba nie warto do nich wracać. Szkoda jedynie, iż całe odium przyjął na siebie pilski klub, który teraz nie wiadomo, czy w ogóle przystąpi do rozgrywek. Rykoszetem oberwało się także rzekomemu prowodyrowi zajść „Piterowi” Pawlickiemu, którego najpierw sprytnie odsunięto od eliminacji do cyklu Grand Prix, ale tak, żeby nikt, z samym zainteresowanym, nie mógł się czepić, a potem, zdaje się w rewanżu, on sam nie pojechał na powtórzony finał Złotego Kasku, czym z kolei pozbawił się tej możliwości na kolejny sezon.

Pewnie takich sytuacji było w polskim żużlu więcej. Mniej lub bardziej spektakularnych. Teraz jest już stowarzyszenie Metanol, prowadzone przez Krzysztofa Cegielskiego, jest więc partner do dyskusji, tylko czy środowisko zawodników trzyma się zawsze razem i do końca? Przykłady prób „postawienia się” centrali z ostatnich sezonów, a to przy okazji przymuszania do nowych tłumików, a to za sprawą narzuconego regulaminu startów, nie napawają optymizmem w kwestii zawodniczej solidarności. Potem trudno się dziwić, że granatowomarynarkowi nie mają powodów, by szczególnie przejmować się protestami i traktują zawodników przedmiotowo zamiast podmiotowo. Wszystko na sprawdzonej w boju zasadzie, poczekajmy, przejdzie im, a jak nie, to się ich od środka skłóci.

Najpierw poszło o tłumiki. Rzekomo lepsze i bardziej dbające o ciszę, tak wymaganą przepisami UE, tyle że powodującą kolejną utratę sterowności motocykla i zwiększenie kosztów dla zawodników. W roku 2011 ostro zaprotestowało trzech czołowych polskich żużlowców. Głośno przeciwko nowym tłumikom opowiedzieli się Tomasz Gollob, Jarosław Hampel i Janusz Kołodziej. Trzej medaliści mistrzostw świata stawiali, wydawało by się, Międzynarodową Federację Motocyklową (FIM) pod ścianą. Ich zdecydowany protest przeciw wprowadzeniu nowych tłumików w motocyklach mógł, teoretycznie, storpedować zawody żużlowe sezonu 2011. Była szansa, że jeśli FIM w ciągu tygodnia nie odwoła wprowadzenia zmian, to specjalne oświadczenie Tomasz Golloba, Jarosława Hampela i Janusza Kołodzieja znajdzie się w sądzie.

– Każdy prokurator po otrzymaniu tych dokumentów, podpisanych przez drużynowych mistrzów świata i zarazem mistrza oraz wicemistrza indywidualnie, zawiesi rozgrywki, w których będzie stosowany niebezpieczny sprzęt – twierdził wówczas, reprezentujący żużlowców prawnik.

I co? Ano nic. Chwilę później media opublikowały nowe oświadczenie, tym razem podpisane przez 31 żużlowców, aktualnie ścigających się w lidze. Nazwiska może nie powalały, z nielicznymi wyjątkami, ale zważywszy, że mieliśmy już marzec i rozpoczęcie zmagań ligowych tuż, tuż, miało swój wydźwięk. Tak to wtedy relacjonowały media.

W oświadczeniach Gollob, Hampel i Kołodziej napisali: – W wyniku przeprowadzonych testów w postaci jazd próbnych z zastosowaniem nowego tłumika oświadczam, że w przypadku wystąpienia zmiennej przyczepności nawierzchni lub chociażby minimalnej nierówności na torze, kontrola nad motocyklem jest niemożliwa. Informuję, że sytuacja taka nie miała miejsca w przeszłości i jest wyłącznie skutkiem wprowadzenia nowej odmiany tłumika. W związku z powyższym oświadczam, że jakiekolwiek zawody rozgrywane przy zastosowaniu nowej odmiany tłumików stanowią bezpośrednie zagrożenie życia zarówno mojego, jak i innych uczestników zawodów.

Na to oponenci, takoż zawodnicy, wysłali do Głównej Komisji Sportu Żużlowego oświadczenie podpisane przez 31 żużlowców, w którym… proszą o wprowadzenie obowiązku używania nowych tłumików. – Po co nam teraz ten protest, skoro w przyszłym roku i tak będziemy musieli używać nowych tłumików – mówił „Super Expressowi” Adrian Miedziński. – Potem może się okazać, że w przeciwieństwie do rywali nie mamy żadnego doświadczenia w jeździe z nowymi tłumikami. Nie chcę, żeby ten bunt zniszczył mi karierę!

No to jak z tym uwielbieniem dla dokonań Golloba? Chyba nie zawsze było kolorowo: – Gollob już zapowiedział, że i tak wystartuje w Grand Prix. Ja mam swoją ambicję, chcę rywalizować z najlepszymi, walczyć o awans do Grand Prix. Jeśli protest będzie kontynuowany, stracę taką możliwość – wyjaśniał Miedziński. Zdaniem zawodnika wówczas  Unibaksu, nowe tłumiki wcale nie były tak niebezpieczne, jak twierdzili ich najwięksi przeciwnicy: – Nie są doskonałe, ale można je poprawić. Lepiej rozmawiać, niż tylko protestować. Wiadomo, problemy będą się pojawiać, latem silniki będą się przegrzewać. Ale to też da się wyeliminować – podkreślał.

– Żużel to niebezpieczny sport i nie uważam, by nowy sprzęt sprawił, że będzie o wiele gorzej. W Anglii jakoś mogą jeździć na nowych tłumikach, a u nas nie? – twierdził Adrian. Ostatecznie więc „władze” przepchnęły co było do przepchnięcia i liga wystartowała. Tylko czy w wypowiedzi Miedzińskiego szło jedynie o rzeczywistą jakość nieszczęsnych tłumików, czy raczej zdolność do wspólnego działania zawodników?

Podobnie w 2018, przed rozpoczęciem rozgrywek. Wprowadzono pod koniec roku 2017, po zakończeniu ścigania, a raczej narzucono zawodnikom, nowy regulamin. Tu znowu coś ugrać próbował „Cegła”. „Przegląd Sportowy” krzyczał na całą żużlową i nie tylko Polskę: – Media donoszą o kolejnych umowach kontraktowych podpisywanych przez zawodników w najlepszej żużlowej lidze świata, kluby prezentują nazwiska swych nowych jeźdźców, a tymczasem rzeczywistość przedstawia się zgoła odmiennie. Zawodnicy się organizują i wstrzymują ze składaniem podpisów pod nowymi kontraktami. Szykuje się bunt na niespotykaną dotychczas w speedwayu skalę! – donosiła gazeta, a sam „Cegła” dodawał: – Nie chcę na razie mówić o lockaucie, czy innego rodzaju radykalnych formach. Na pewno jednak takiej mobilizacji zawodniczego środowiska jeszcze w historii tej dyscypliny sportu nie było. Nie widzę żadnego zawodnika, który przy obecnych regulacjach miałby ochotę startować – stwierdził Krzysztof Cegielski, szef zawodniczego stowarzyszenia „Metanol”.

– Żużlowcy mieli uzgodnione z klubami warunki kontraktów. W oparciu o te dane konstruowali już sobie budżety na nowy sezon, a tymczasem 1 listopada, gdy wszedł w życie regulamin, zostali kompletnie zszokowani. Pojawiły się dodatkowe dla nich obciążenia finansowe, które przerastają już ich możliwości, tym bardziej, że ceny sprzętu żużlowego stale rosną – wyjaśnił Cegielski. – Część tych obostrzeń finansowo-reklamowych była już zapisana w regulaminach wcześniej. Ostrzegałem wówczas prezesa PGE Ekstraligi, Wojciecha Stępniewskiego, że balansujemy na krawędzi. Dopóki przedstawiciele zawodników byli zapraszani do współpracy, dopóki był z nami konsultowany regulamin, to zawsze udawało się wypracować jakiś konsensus. Gdy jednak żużlowcy zostali potraktowani „z buta”, to musiało to wywołać ich reakcję – dodawał.

Wojciech Stępniewski, nauczony wcześniejszymi doświadczeniami, a wywoływany do tablicy, zachowywał stoicki spokój. Cegielski nie ustępował, przypominając własny konflikt z działaczami: –  Zostałem oszukany przez Wybrzeże Gdańsk, a żużlowa centrala stanęła wówczas po stronie klubu. Rzuciłem więc prezesowi PZM, Andrzejowi Witkowskiemu na stół polską licencję. Na szczęście wstawiła się wtedy za mną FIM i z pomocą przyszła brytyjska federacja. Do końca kariery jeździłem na jej licencji – wyznał szef „Metanolu”, który nie wykluczał, że żużlowcy zwrócą się o pomoc do międzynarodowych władz sportu motorowego. – Naprawdę nie wiem jak się to skończy. Rozmawiałem dziś telefonicznie z prezesem Stępniewskim, ale skończyło się tylko na wymianie stanowisk. On przedstawił jak sprawy finansowo-reklamowe widzą prezesi, a ja jak na ten temat zapatrują się zawodnicy. Jesteśmy gotowi do rozmów, ale na razie ze strony PGE Ekstraligi nie padła żadna propozycja spotkania pojednawczego – zakończył Cegielski.

I co? Ugrali coś radykalnie żużlowcy, tradycyjnie rzekłbym, potraktowani przedmiotowo przez centralę? Bardzo niewiele, zaś takoż tradycyjnie, przed terminem zamknięcia okna transferowego, parafowali kontrakty, by nie tracić wszystkiego. To jak to jest z tym naszym speedwayem, mają zawodnicy jakiekolwiek szanse w starciu z Ekstraligą, GKSŻ-em i PZMotem, czy to jedynie mrzonki? A może przydałby się taki żużlowy Wałęsa?

PRZEMYSŁAW SIERAKOWSKI