Piotr Żyto: Chcieliśmy podrzucać Patryka razem z motocyklem. Z Zielonej Góry nie zamierzam się ruszać (wywiad)

Piotr Żyto. Foto: Łukasz Forysiak, Falubaz Zielona Góra
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Niedziela była bardzo szczęśliwym dniem dla kibiców RM Solar Falubazu Zielona Góra. Ekipa z południa województwa lubuskiego, po triumfie Patryka Dudka w ostatnim wyścigu, zdobyła upragnione 38 punktów i zameldowała się w fazie play-off. Z trenerem zielonogórzan, Piotrem Żyto, rozmawiamy o trudach starcia z Motorem Lublin, nastawieniu przed półfinałowym starciem z Fogo Unią Leszno oraz o przyszłości szkoleniowca w drużynie siedmiokrotnych mistrzów Polski.

Za nami, zakończona pełnym dramaturgii meczem w Lublinie, niezwykle emocjonująca runda zasadnicza. Potrafi Pan sobie przypomnieć starcie, które kosztowało Pana tyle nerwów?

Muszę przyznać, że nerwy w tym meczu były ogromne. Oczywiście w przeszłości brałem udział w takich meczach, w których wszystko decydowało się w ostatnich wyścigach, ale takiej szalonej ligi to ja nie pamiętam. Żeby tyle drużyn do ostatniej kolejki i ostatniego biegu rywalizowało o miejsce w play-offach, to sobie nie przypominam.

Puls był mierzony zaraz po spotkaniu?

Nie, stwierdziłem, że już nie będę mierzył. Jeszcze ten licznik by nie wytrzymał… (śmiech)

Nie był to dla RM Solar Falubazu łatwy pojedynek. Słabo weszliście w mecz, potem przyszła kontuzja Martina Vaculika. Przeszło wtedy przez głowę, że po tak wielu świetnych meczach faza play-off może odjechać?

Cały czas wierzyłem w chłopaków. Wiedziałem na co ich stać, bo w tym sezonie odjechali dobrą rundę zasadniczą i na ten awans naprawdę zasłużyli. Zawodnicy Motoru oczywiście też na to zasłużyli, ale ktoś musiał tego dnia odpaść. Przed meczem powiedziałem chłopakom, że musimy zdobyć te 38 punktów i to da nam szczęście. Potem, przed nominowanymi, wiedzieliśmy, że brakuje czterech punktów. Nie udało się w czternastym biegu, ale udało się w piętnastym. Widać było wielką radość w drużynie. Oni na ten sukces cały czas pracowali i to nie pozwalało mi w nich zwątpić.

Sporym problemem Falubazu w niedzielę było to, że przez długi czas nie było jednego zawodnika, który byłby pewniakiem do wygrywania kolejnych wyścigów. Z czego wynikała ta niemoc Pana żużlowców w Lublinie?

Po części było to spowodowane świetną dyspozycją Motoru, a po części naszym niedogadaniem się z lubelskim torem. Trzeba też zauważyć, że przez pierwszą część meczu jechaliśmy w kontakcie z Motorem i nie było jak tych rezerw stosować. Potem przyszedł ten nasz gorszy moment. Skoro natrafiła się okazja, to wykorzystałem Jepsena Jensena. Jakoś to trzeba było poukładać, ale najważniejsze, że każdy te punkty dołożył i uzbieraliśmy ich tyle, ile mieliśmy uzbierać.

Końcówka meczu wprawiła zielonogórskich kibiców w szał radości, bo awans zapewnił ich ulubieniec. Nie bał się Pan, że Patryk Dudek, po tym upadku w Gorzowie, może nie wytrzymać trzech biegów z rzędu?

Rozmawiałem z Patrykiem przed każdym z tych ostatnich biegów. Mówił z pełnym przekonaniem, że sobie poradzi i będzie w stanie jechać. Jeśli zawodnik tak pewnie mówi o swojej dyspozycji. to trzeba mu zaufać. To się opłaciło.

A widząc to, jak prezentował się on w drugim Grand Prix w Gorzowie, nie przeszło przez myśl, żeby w ogóle dać mu odpocząć w tym meczu i spróbować postawić na gościa?

Wszystkie decyzje były poprzedzone rozmowami i z Patrykiem i z jego tatą. Ja też nie jestem jakimś kamikadze, żeby wystawiać zawodnika mimo jego bólu. Patryk stwierdził, że w tym turnieju w Gorzowie chce się rozjechać. W niedzielę był już w takiej dyspozycji, że mógł wygrywać z najlepszymi i to też robił. Pojechał świetne zawody.

Jak wyglądała Pana rozmowa z Dudkiem zaraz po skończeniu tego piętnastego wyścigu? Z tego co udało mi się dostrzec to chyba, ze względu na jego ból, nie było popularnego podrzucania zawodnika po ważnym zwycięstwie.

Powiem szczerze, że tak się cieszyliśmy, że chcieliśmy podrzucać Patryka razem z jego motocyklem. Pewnie z tej radości dalibyśmy radę, ale stwierdziliśmy, że lepiej jak odpuścimy. Bolało go udo, więc lepiej było nie ryzykować. Patryk sam natomiast był zmęczony, ale bardzo szczęśliwy. To chłopak, który jest niezwykle oddany Falubazowi, bardzo związał się z klubem i zależy mu na jego każdym zwycięstwie.

Po tej zwycięskiej przegranej telefon nie eksplodował od gratulacji? Przed sezonem tego awansu do fazy play-off prawie nikt się nie spodziewał.

Nikt się nie spodziewał, więc wszystkim typującym nas do miejsca tyłu tabeli zrobiliśmy na przekór. Ja już od dawna mówiłem, że dobrze nam się jedzie bez presji. Nie było napinki i chłopacy świetnie jechali w kolejnych spotkaniach. Sprawy nieco skomplikował nam ten gorszy mecz u siebie z Wrocławiem. Udało nam się jednak pozbierać i te play-offy wywalczyć.

Do tych kluczowych spotkań z pewnością skwapliwie się przygotowujecie. Patrząc na to, że tylko Wasza drużyna zdobyła z Unią bonus w rundzie zasadniczej, to Byki chyba nie są najgorszym rywalem w półfinale jakiego moglibyście sobie wymarzyć?

Z tymi przygotowaniami to też nie jest tak łatwo. Ten sezon jest taki, że ja przed najważniejszymi meczami nie mam na treningach trzech zawodników. Dziś jak będę oglądał zawody w Pradze, to znowu będę obgryzał paznokcie i myślał o tym, żeby tylko nikomu nic się nie stało. Co do Unii, to trzeba pamiętać, że runda zasadnicza to runda zasadnicza, a play-offy to play-offy. Unia potrafi jak nikt inny skupić się na fazie finałowej. Pokazują to trzy ostatnie tytuły. Na pewno jest to rywal bardzo mocny, który już ostatnio z Częstochową pokazał swoją siłę. My będziemy jednak robić wszystko, żeby wynik dwumeczu z leszczynianami znów był na naszą korzyść.

Po tym niefortunnym występie Kułakowa w Gorzowie chyba nieco zniechęcił się Pan do korzystania z gości. Zatem jeśli Antonio Lindbaeck będzie zdrowy, to pojedzie we wszystkich spotkaniach rundy finałowej?

Ja uważam, że Antonio chociażby w Lublinie wykonał swoje zadanie. Zdobył pięć punktów, a każdy punkt przybliżał nas do tych półfinałów. Na treningach u nas pojawiał się Rohan Tungate, ale Antonio i na torze i czasowo był od niego lepszy. Poza tym widać po wynikach, że Rohan nie jeździ już tak dobrze jak wcześniej. Dostał sprzęt od tunera i tej wielkiej szybkości już nie ma. Trzeba też pamiętać, ze między Ekstraligą, a pierwszą ligą jest przepaść. Antonio w cyklu Grand Prix może przegrywa z tymi liderami drużyn, ale to nie znaczy, że druga linia innych zespołów też go będzie ogrywała.

Rozumiem, że apetyt rośnie w miarę jedzenia i po znalezieniu się w najlepszej czwórce chcielibyście zakończyć sezon z medalem?

Głupio by zabrzmiało jakbym powiedział teraz, że zrobiliśmy play-offy i to nam wystarczy. Każdy sportowiec chce zdobywać medale i tak jest też z nami. Jesteśmy w czwórce, teraz walczymy o coś więcej. Liczymy, że to coś więcej uda nam się osiągnąć.

Dużo mówi się teraz o przenosinach zawodników na kolejne rozgrywki. Ja zapytam o ruchy na rynku trenerskim. Ktoś jest w stanie wyciągnąć Pana z Falubazu na kolejny rok?

Ja to czytałem, że właściwie jestem już w Gdańsku, ale to chyba jakaś kaczka dziennikarska. Nie ma takiej możliwości. Mam ważną umowę z klubem, a do tego wszystko w Falubazie jest w świetnym porządku. Mam świetnego, wspierającego mnie kierownika drużyny Tomasza Walczaka i rewelacyjnego toromistrza Tomasza Potońca. Zarząd też jest taki, że mi pomaga i absolutnie nie wchodzi w kompetencje. Nie mam więc po co się stąd ruszać.

A jakby miał Pan teraz ocenić, to skład zielonogórskiej ekipy na sezon 2021 mocno się zmieni?

Na ten moment nie jestem w stanie powiedzieć. Patryk i Piotr zostaną, mają ważne umowy z klubem. Zmian na pewno trochę będzie, bo nasi trzej juniorzy zostaną seniorami. Coś będzie trzeba wymyślić. Ten rynek jest trudny, ale trzeba działać. Ja się jeszcze nad tym nie zastanawiam, bo przede mną ważne mecze, w których trzeba poprowadzić drużynę. Od transferów jest zarząd i zobaczymy jaki ten skład zostanie skomponowany.

Rozmawiał BARTOSZ RABENDA