Piotr Protasiewicz. fot. Jędrzej Zawierucha
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Piotr Protasiewicz w niedzielę obchodził wyjątkowy jubileusz. Kapitan Stelmet Falubazu Zielona Góra w meczu z Betard Spartą Wrocław odjechał pięćsetny mecz ligowy. Potyczka 13. kolejki PGE Ekstraligi z pewnością nie znajdzie się jednak na liście ulubionych spotkań „Pepe”. Zielonogórzanin zdobył 4 punkty i nie poprowadził swojej drużyny do zwycięstwa nad wymagającym rywalem.

Protasiewicz od samego początku spotkania nie imponował prędkością. W pierwszym swoim starcie przegrał podwójnie z Patrykiem Dudkiem, a potem, w przeciwieństwie do młodszego kolegi, zaczął korygować ustawienia w motocyklu. Okazało się, że nie były to dobre zmiany.

– Jestem zaskoczony swoją postawą w dzisiejszym spotkaniu. Nie mam jednak nic na swoje usprawiedliwienie. Totalnie pogubiłem się z ustawieniami. Obrałem zły kierunek po pierwszym biegu. Robiliśmy korekty w ustawieniach nie w tę stronę, w którą powinniśmy. Jestem mądry po szkodzie. Szkoda, że tak się potoczyło, ale z drugiej strony lepiej dzisiaj niż w fazie play-off – powiedział 44-latek.

Sporą zagadką w spotkaniu Stelmet Falubazu z Betard Spartą był tor. Gospodarze mieli wyraźny problem z dopasowaniem się do nawierzchni przygotowanej przy Wrocławskiej 69. Kapitan drużyny Adama Skórnickiego twierdzi jednak, że w starciu półfinałowym na rywali będzie czekać coś innego.

– Część z nas pogubiła się na początku meczu, a nie może tak się dziać, gdy jedziemy na własnym torze. Tor był dzisiaj dobry do ścigania, ale jestem jednak przekonany, że na półfinały będzie inny. Złe czytanie toru, złe ustawienia, tego być nie powinno – komentował zielonogórzanin.

W niedzielny wieczór sporo mówiło się o jubileuszu żużlowca klubu spod znaku Myszki Miki. Protasiewicz dobrze czuje się na motocyklu, ale na kolejną setkę ligowych spotkań kibice nie mają co liczyć.

– Bądźmy poważni, kolejna setka to już mi raczej nie grozi. Owszem parę sezonów już udało mi się przejeździć, ale nie myślę o tym. Liczy się kolejny występ. Dobrze się dzisiaj czułem, byłem pewny swojego sprzętu, ale jak się okazało, koledzy z Wrocławia to zweryfikowali – zakończył Protasiewicz.

BARTOSZ RABENDA