Żużlowcy z Gniezna i Rybnika zafundowali kibicom fantastyczne zawody fot. Start Gniezno
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Jeżeli komuś wydawało się, że na zapleczu PGE Ekstraligi może być wreszcie posprzątane, kolejny raz srogo się zawiódł. Grupa pościgowa za faworytami z Rybnika trzyma się mocno. Tak samo na dole tabeli już nikt nie może przewidzieć, kto będzie się bił o utrzymanie z reprezentantem 2. Ligi. Każde ze spotkań kończyło się minimalną wygraną gospodarzy, co tak naprawdę jest ich małą porażką. Tym razem wszystkiemu z boku przyglądał się pauzujący Orzeł Łódź, któremu coraz większy strach zagląda w oczy…

11. kolejka Nice 1. Ligi Żużlowej rozgrywana była na raty. W poprzedni weekend awansem swoje spotkanie odjechały zespoły Arged Malesa TŻ Ostrovii oraz Unii Tarnów. Teraz, zgodnie z rozkładem jazdy pojechali w Rybniku i Gdańsku. W tym odcinku powróciło bezkrólewie na pozycji najskuteczniejszego jeźdźca, ponieważ żaden nie zdobył kompletu. Peter Ljung wraz ze swoim kompanem Wiktorem Kułakowem okazali się jednak być zwykłymi śmiertelnikami i nie nabijali wyłącznie kolejnych trójek. Emocji było jednak co niemiara. Oto zestawienie naszych pierwszoligowych herosów i tych, którym niekoniecznie poszło tak, jak chcieli. Hop-Bęc czas zacząć!

HOP:

1. Start Gniezno ma super drużynę

Gdy w Rybniku po 14. biegu na tablicy wyników widniał rezultat 42:42, miejscowi kibice zaczynali nerwowo obgryzać paznokcie w obawie, że TO naprawdę może się wydarzyć. PGG ROW u siebie jeszcze w tym sezonie nie przegrał, tymczasem lada chwila twierdza przy Gliwickiej 72 mogła spektakularnie runąć. Nie udało się jednak gnieźnianom dokonać niemożliwego. Na pocieszenie pozostał im punkt bonusowy, dający nadzieję, że przy korzystnych splotach okoliczności mogą jeszcze wygrać fazę zasadniczą. Car Gwarant Start pojechał bardzo dobre zawody, prawie wszyscy jego zawodnicy przywieźli punkt bonusowy, a juniorzy uzbierali więcej punktów od swoich rówieśników ze Śląska. Gnieźnianie ewidentnie się rozkręcają i kto wie, czy tym razem skończy się tylko na półfinale w play-off?

2. Walka o 6. miejsce nabiera rumieńców

Tak jak  przewidywaliśmy, zespół Lokomotivu postanowił utrzymać trend nie dostawania łomotu od każdej drużyny w każdych okolicznościach i uległ Zdunek Wybrzeżu Gdańsk ledwie czterema punktami. W nagrodę Łotysze wyszarpali punkt bonusowy i tym samym o jeden punkt wyprzedzili dołujący już od dawna zespół łódzkiego Orła. Podopiecznych Lecha Kędziory nawet nie można porządnie skrytykować za ich postawę na torze, bo akurat w tej kolejce pauzowali. Mogli się jedynie przyglądać, jak ich bezpośredni rywale w walce o uniknięcie barażu jak równy z równym walczą z miejscowymi w Gdańsku. W dodatku terminarz jest dla nich wybitnie niekorzystny. W ostatnich dwóch kolejkach podejmują PGG ROW Rybnik, a ligę zakończą potyczką w Ostrowie. Lokomotiv z kolei pojedzie już tylko u siebie z Unią Tarnów. Jakże to miła odmiana w porównaniu do zeszłego sezonu, gdy Wanda Kraków była pogrzebana już mniej więcej po piątej kolejce…

3. Jest Gapiński, jest Ostrovia

Wystarczyło tylko, że Tomasz Gapiński wrócił do składu Arged Malesa TŻ Ostrovii, a ta od razu powróciła na zwycięską ścieżkę. Pan Tomasz okrasił swój występ 13 punktami i bonusem. Zwycięstwo nad Unią Tarnów nader skromne, ale wobec triumfu ostrowian również w pierwszym meczu w Jaskółczym Gnieździe, absolutnie wystarczające do zgarnięcia bonusa. Wśród miejscowych punktowali wszyscy, choć poza Gapińskim nikt nie uzyskał dwucyfrowej zdobyczy. Odrobinę słabiej pojechał Grzegorz Walasek, ale bardzo dobrze z kolei zaprezentował się Sam Masters, więc punktowo wyszło mniej więcej na zero. Zwycięstwo „za trzy” pozwoliło podopiecznym Mariusza Staszewskiego wypracować trzypunktową przewagę nad Zdunek Wybrzeżem Gdańsk i być już niemal pewnym udziału w tegorocznych play-offach.

BĘC:

1. W Gdańsku jadą bez młodzieżowców

To, że zespół Zdunek Wybrzeża w tym sezonie mówiąc delikatnie nie zachwyca w lidze, było wiadomo od dawna. W rezultacie kolejny już rok gdańszczanie sen o potędze muszą przełożyć na co najmniej następny sezon. A jednak z tego szaroburego obrazu od początku sezonu wyłoniła się jedna łuna światła, w postaci Karola Żupińskiego. Ledwie 17-letni zawodnik punktował przyzwoicie, a na dodatek w bardzo dobrym stylu wygrał eliminacje Brązowego Kasku, rozgrywane na domowym torze. Tym bardziej dziwi, że już od trzech spotkań zdobywa ledwie po punkcie. Jego partner, Denis Zieliński nie zdobywa ich ostatnio wcale, w rezultacie gdańszczanom dramatycznie brakuje punktów formacji juniorskiej. W tym sezonie raczej się jeszcze dokulają do bezpiecznego piątego miejsca. W następnym jednak trzeba będzie pomyśleć o posiłkach z zewnątrz, jeśli prezesowi Zdunkowi ciągle marzy się coś więcej niż 14 meczów w sezonie.

2. Unia Tarnów jedzie we dwóch…

I chyba nie trzeba być żużlową alfą i omegą, żeby się domyślić, których dwóch żużlowców mamy tutaj na myśli. Są to rzecz jasna nudni jak flaki z olejem Peter Ljung i Wiktor Trofimow. Pierwszy wywalczył dla Unii w 6 startach 15 punktów i bonus, drugi był o punkcik gorszy, za to wzbogacił swe konto aż o dwa bonusy. Rzecz w tym jednak, że pozostali zawodnicy Jaskółek nawet nie zbliżyli się do poziomu swoich zagranicznych kolegów. Trzeci najlepiej punktujący w drużynie Ernest Koza, zdobył 5 punktów z bonusem. Podobnie rzecz ma się z Arturem Mroczką, a Daniel Kaczmarek wywalczył tylko jedno oczko. W rezultacie Unia przegrała z Arged Malesa TŻ Ostrovią za trzy punkty i pogrzebała swe szanse na dogonienie lidera z Rybnika. Pozostaje nadzieja na dopadnięcie Rekinów w wielkim finale.

3. … a Rybnik bez drugiej linii

O ile oczywiście zawodnicy Piotra Żyto w tym finale w ogóle się zameldują! Coś, co jeszcze przed kilkoma tygodniami wydawało się nieprawdopodobne, nabiera ostatnio niebezpiecznie realnych kształtów. Rybniczanie w dwóch ostatnich ligowych potyczkach stracili dwa punkty bonusowe i to w pojedynkach z bezpośrednimi rywalami do awansu. Dzieje się tak przede wszystkim z powodu dziurawej drugiej linii. Doparowi w domowym meczu z Car Gwarant Statem Gniezno zdobyli łącznie tylko 5 punktów! Dla ścisłości, punkty zdobywał tylko Dan Bewley, bo Nick Morris pojechał koszmarnie i oglądał wyłącznie plecy rywali. Wydawało się, że wobec kontuzji Siergieja Łogaczowa jest solidna alternatywa. Morris w swoim pierwszym meczu przeciw Ostrovii pojechał wybornie. Teraz był zupełnie pogubiony. Bewley z kolei zaczął od trójki, a potem gasł w oczach. Na szczęście dla drużyny Krzysztofa Mrozka mamy teraz dłuższą przerwę w rozgrywkach. Oznacza to najpewniej sporo hałasu dla mieszkańców z najbliższych okolic stadionu przy ulicy Gliwickiej.

MATEUSZ ŚLĘCZKA