Milik: Nie jestem zły, ale Maksowi zdarza się zajeżdżać kolegów z drużyny

Milik nieoczekiwanie wskoczył do składu Betard Sparty i zdobył cenne punkty w Zielonej Górze. FOT. JĘDRZEJ ZAWIERUCHA
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Drugi półfinał PGE Ekstraligi dostarczył kibicom wiele emocji. Stelmet Falubaz i Betard Sparta zawzięcie walczyły o zwycięstwo i dobry wynik przed rewanżem na Stadionie Olimpijskim. Ostatecznie wrocławianie przegrali różnicą sześciu punktów i muszą dobrze przygotować się do trudnego meczu rewanżowego. Do składu spartan niespodziewanie wrócił Vaclav Milik, który w niedzielę zdobył siedem oczek z bonusem i okazał się jednym z najmocniejszych punktów ekipy Dariusza Śledzia. Po zawodach Czech cieszył się z otrzymanej szansy i przyznał, że bardziej drużynowo mógł pojechać Max Fricke.

Vaclav Milik w ostatnim czasie nie znajdował się w składzie wystawianym przez szkoleniowca wrocławian. Czech zdobył trzy punkty w starciu z MrGarden GKM-em Grudziądz, a potem jego miejsce w drużynie zajął Gleb Czugunow. Po półfinałowym meczu 26-latek nie krył radości z jazdy.

– To świetne uczucie wrócić do ścigania z najlepszymi. Długo nie byłem w drużynie przy takich ważnych meczach i przez to czuć było adrenalinę. Podszedłem do tego meczu na luzie, z myślą, że będę robił to, co kocham. Jestem zadowolony z mojej jazdy, a sześć punktów straty to nie jest za dużo. W sumie to są dwa biegi. W domu my też jesteśmy mocni i będziemy tam dużo w tym tygodniu trenować. Nie jest to normalny ligowy mecz, a walka o finał – komentował żużlowiec z Caslavia.

Decyzja o wystawieniu Milika w niedzielnym meczu była dla wielu osób sporym zaskoczeniem. Słabiej ostatnio spisał się jednak Czugunow i to prawdopodobnie przesądziło o startach Czecha od pierwszego wyścigu. Jak się okazuje, powołania na mecz z Stelmet Falubazem nie spodziewał się również sam zawodnik.

– Dziękuję Sparcie za tę szansę, bo szczerze mówiąc to myślałem, że do końca sezonu już nie będę jechał w ekstraligowym meczu. Trochę się temu też nie dziwię, bo nie robiłem zbyt wielu punktów w tym sezonie. Miałem skoki w górę i w dół. Jakbym ja był menedżerem, to też bym nie chciał takiego zawodnika w drużynie. Chciałem pokazać na co mnie stać, a teraz bardzo mi zależy, by wystartować w tych ostatnich meczach – tłumaczył zawodnik Betard Sparty.

Gorszą postawę w meczu z zielonogórzanami zanotował z kolei inny obcokrajowiec wrocławian – Max Fricke. Australijczyk przywiózł zaledwie pięć punktów i przeszkodził w zdobyciu cennych oczek Milikowi. Nie była to pierwsza sytuacja, gdy Fricke podpadł koledze z zespołu. Na torze w Grudziądzu swoje niezadowolenie z postawy 23-latka wyraził Jakub Jamróg.

– Zbyt często z Maksem nie jeździłem w ostatnim czasie. Oglądam jednak te mecze, w których nie mogę wystartować, więc widziałem, że zdarza mu się zajeżdżać kolegów z drużyny. Dzisiaj trochę mi przeszkodził. Może mnie nie widział, ale mógł czuć, że jadę po szerokiej. Jakby zostawił mi miejsce do napędzenia, to wydaje mi się, że mogłoby być inaczej. Musiałem wyhamować i dostałem jeszcze szprycą. Jakby zrobił tak chłopak z przeciwnej drużyny, to przybiłbym mu piątkę. Nie jestem jednak zły, bo takie sytuacje na torze się po prostu zdarzają – mówił żużlowiec legitymujący się średnią 1,306 punktu na bieg.

Rozmiary porażki wrocławian mogłyby być mniejsze, gdyby nie pechowa sytuacja z ostatniego wyścigu. Vaclav Milik był szybki w piętnastej gonitwie, ale w pewnym momencie stracił panowanie nad motocyklem i cudem nie upadł na tor.

– W ostatnim biegu miałem bardzo dobry start i dobrze się napędziłem przy krawężniku. Wiedziałem, że jak Martin Vaculik napędza się po szerokiej, to w następnym łuku pojedzie tak samo. Wjechałem więc środkiem i pojechałem po samej bandzie, żeby mu przeszkodzić, ale przy krawężniku wyskoczył z kolei Jepsen Jensen. Miałem w tym biegu prędkość, ale musiałem przyhamować i mnie postawiło. Dobrze, że to się tak skończyło, bo mało brakowało, a zahaczyłbym o tylne koło Martina – wyjaśniał Czech.

Wraz z końcem sezonu nieuchronnie zbliżamy się do rynku transferowego. W mediach pojawiły się już informacje, że Milik jest blisko podpisania kontraktu z Get Well Toruń. Sam żużlowiec chce jednak pokazać w ostatnich meczach, że może być wciąż mocnym, ekstraligowym zawodnikiem.

– Nie wiem nic na temat mojego transferu. Nie będę mówił, że Sparta ma pierwszeństwo. Chodzi mi o to, że chcę pokazać w końcówce tego sezonu, że stać mnie na jazdę w PGE Ekstralidze – zakończył Milik.

BARTOSZ RABENDA