Za nami pierwsze półfinały play-off. Papierowy tygrys nie potwierdził opinii o czarnym koniu, fali wznoszącej i dobrej formie zespołu. Tym razem włókniarze nie mogą zasłaniać się torem. Mecz nie był zagrożony. Komisarz nie ingerował. Zatem nawierzchnia była jakiej chcieli gospodarze, a mimo to polegli z kretesem. Inaczej w Zielonej Górze. Osłabione Myszy postawiły się faworyzowanym wrocławianom, głównie dzięki skutecznemu zastępstwu Smolinskiego i dobrej jeździe słabych dotąd juniorów.
Najciekawiej miało być pod Jasną Górą, zaś na deser w Zielonce jednostronnie i bez emocji. Wyszło dokładnie odwrotnie. Podopieczni Marka Cieślaka nie udźwignęli konfrontacji z bardzo mocnym Lesznem, pędzącym po tytuł z prędkością wodospadu. Liderzy Lwów tym razem ryczeli, ale z rozpaczy. Mimo dobrych występów w Teterow, podczas Grand Prix Niemiec, nie potrafili przełożyć dyspozycji z soboty na niedzielne spotkanie ligowe. Cała trójka, mimo solidnej zdobyczy Madsena, w większości przegrywała bądź remisowała biegi z Bykami, sporadycznie tylko urywając im punkty i nie stanowiła siły napędowej swego teamu.
Starał się w pierwszej fazie Przedpełski, wygrał bieg młodzieżowy Gruchalski, ale to chyba jedyne pozytywy. Bezbarwny, nieco chaotyczny Miedziak i zagubiony mistrz Europy juniorów Kuba Miśkowiak, tylko przepełnili czarę goryczy. Prezes Świącik ma o czym myśleć. Na meczu w roli widza pojawił się Jason Doyle, zaś Zagar oświadczył przed kamerami, że chętnie zostanie w drużynie, tylko klub dotąd nie złożył propozycji. Czyżby wymiana? Ciekawe tylko, co na to Lublin. A Doyle wyraźnie zwiedza i sonduje rynek. Mając przynajmniej dwóch potencjalnych pracodawców, z podjęciem decyzji spieszyć się nie musi. A niech się chłopaki licytują.
Wśród gości tradycyjnie. Liderowali Piter, Emil i Smyk. Swoje punkty dołożył Kołodziej. Cenne oczka wywalczyli Hampel i Kurtz. W tym zestawieniu nawet mniejsza zdobycz Kubery nie miała wpływu na ostateczny wynik. Piotr Baron nie otrzymał tylko jednoznacznej odpowiedzi, na kogo postawić w przyszłorocznym sezonie. Brady i Mały pojechali bardzo podobnie, zaś pewne miejsce w zestawieniu dla seniora Smyka wydawało się przesądzone jeszcze przed rozpoczęciem finałowej fazy. Mają więc Byki zagwozdkę, tyle, że z kategorii klęski urodzaju w odróżnieniu od kilku innych rywali.
W Zielonej Górze miało być do jednej bramki. Miejscowi bez Pedersena, z poobijanym Smolinskim i Niedźwiedziem w rezerwie, na wszelki wypadek. Trzeba więc było zrezygnować z jednego z trzech młodych muszkieterów jeszcze przed zawodami. I tu nos nie zawiódł Skóry. Postawił na Krakowiaka i Pawliczaka, a ci odpłacili mu solidną jazdą oraz punktami, w sumie przywożąc cztery oczka i bonus. Zważywszy wcześniejszą niemoc tamtejszej młodzieży i klasę rywali, a ściśle rywala (Torres), zupełnie dobry wynik. W starciu młokosów jeszcze Wrocław zwyciężył, ale też pierwsze trzy wyścigi zapowiadały solidne lanie gospodarzy.
Goście szybko odskoczyli na 6 punktów i wydawało się, że będą tylko powiększać przewagę. Nic bardziej błędnego. To Falubaz pokazał, nomen omen, lwi pazur. Po tym nokdaunie Myszy zwarły szeregi i już w czwartym starciu odbiły większość strat, zwyciężając podwójnie. Dalej dobre biegi notowali Smolinski i Protas, a walka rozgorzała na dobre. Trzecia seria to cios gospodarzy w dziesiątej odsłonie i status quo w ostatniej kolejce. Jeszcze dwa na rzecz Zielonej w nominowanych i razem sześć oczek przewagi przed rewanżem. Przewagi wyrwanej Betardowi z gardła, po krwistym spektaklu.
Wyborny Jepsen Jensen, znakomity Vaculik, Duzers tym razem z jedną tylko wpadką z najsłabszego pola startowego, zatem potwierdziły się moje spekulacje. Jeśli Protas i Dudek podołają, a dorzuci coś młodzież – będzie dobrze. Polscy seniorzy dali radę, podobnie narybek i w efekcie sześć grubych punktów handicapu przed rewanżem. Niewiele z pozoru, ale jednak są. Po stronie gości bezbarwni i nierówni liderzy, szczególnie „zmęczony” po Teterow Magic. Nie dorzucili tym razem za bogato Fricke i wycofany, nie wiedzieć czemu, z udziału w nominowanych, szybki i waleczny Jamróg. Ugrał nieco Milik, aż się zapędził do piątego startu. Nieźle Drabik. Liszka dowiózł podwójnie w juniorskim, potem starał się, walczył, jednak nieskutecznie. Zatem zbyt wiele dziur i nierówna jazda nie pozwalająca Śledziowi zaryzykować z Czugunowem. No bo kiedy i za kogo miał próbować? Jego podopieczni jechali trochę zero-jedynkowo. Albo zwycięstwo, albo śliwka.
Przed rewanżem w lepszej, mimo wszystko, pozycji wydaje się Wrocław. Na swoich śmieciach, teoretycznie, powinni odrobić niewielką stratę z nawiązką. Na szczęście to sport, więc póki piłka w grze, wszystko jest możliwe. A za wcześniejsze kombinacje z własnym torem i swoisty wybór przeciwnika w play off, już dostali „warninga” od ekipy Skóry. I bardzo dobrze. Na to liczyłem, przyznając wrocławianom snickersa, w moich pogaduchach po bandzie. Kto nie wie w czym rzecz, odsyłam na nasz fanpage. Tam w zakładce filmy znajdziecie odpowiedź, w odcinku z udziałem Mirka Berlińskiego, chodzącej historii Wybrzeża Gdańsk. Euforii więc w winnym grodzie nie ma, ale jest cenny zapas. Dodając presję, ciążącą na gospodarzach decydującego starcia, takoż biorąc przebieg pierwszego spotkania, gdy początkowo wyraźnie prowadzili, by ostatecznie ulec – może być interesująco.
I jescze słówko a propos legendarnego, rzekomego syndromu „dzień po”, sukcesie w Grand Prix i późniejszej niemocy zwycięzców w lidze, czy prestiżowych zawodach. W spotkaniach ekstralipy gwiazdy Teterow gremialnie zawiodły. Ale już takiemu Zmarzlikowi sukces w Niemczech nie przeszkodził wygrać w cuglach, następnego dnia „po”, turnieju o ” Łańcuch Herbowy” w Ostrowie, gdzie przed zawodami odsłonięto tablicę upamiętniającą wychowanka klubu Tomasza Jędrzejaka. Szlachetny i miły gest macierzystego klubu „Ogóra”. Wracając zaś do Bartka. Jeśli się właściwie określi priorytety, a do tego dysponuje sprzętem i formą, to żaden syndrom niestraszny. W GP teraz czas na Vojens, domowy tor współliderującego Madsena. Osobiście nie miałbym nic przeciwko, by zakończyło się w wykonaniu Bartka jak zawody w Ostrowie. Tylko Grand Prix to nie liga, czy najbardziej nawet prestiżowy turniej, o czym najboleśniej przekonali się minionej niedzieli w Częstochowie.
PRZEMYSŁAW SIERAKOWSKI
Żużel. Wróciła Ekstraliga U24. Dwie wygrane gospodarzy i dwie wygrane gości
Żużel. Torunianie wybierają się na trudny dla siebie teren. „Koziołki” ponownie wysoko wygrają? (SKŁADY)
Żużel. Srebro IMŚ, złoto IMP, czy złoto DMP. Dekada od kapitalnego sezonu Krzysztofa Kasprzaka
Żużel. 9 lat czekali na taki mecz! Motoarena oszalała!
Żużel. Zawalił mecz GKM-owi. Poprosił o dodatkowy trening!
Żużel. Zmiany w GKM-ie. Sparta z żelaznym zestawieniem (SKŁADY)