Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Adam Skórnicki przekonywał, że runda zasadnicza jest jedynie okresem przejściowym i czasem testów. W drodze po finał stworzył autorski plan pracy z zespołem, wymykający się powszechnym standardom. Play-off miał dać odpowiedź na ile „Skóra” panuje nad sytuacją, a na ile jego opowieści to zwykły farmazon. Po pierwszym półfinale Falubaz zyskał nad Spartą Wrocław sześciopunktową przewagę. Skórnicki stworzył przewagę toru, w trakcie sezonu zbudował Michaela Jepsena Jensena i formę juniorów. Jak nic pomógł swojej drużynie.

Jak tylko skończył się mecz w Zielonej Górze, rozpoczęły się dywagacje, czy te sześć punktów przewagi Falubazu nad Spartą to dużo, czy mało? Starczy, czy nie starczy? Gdyby Falubaz miał w składzie Nicki Pedersena, miałby większe szanse. Do Torunia na zakończenie rundy zasadniczej zielonogórscy kibice jechali w doskonałych nastrojach, chcąc pośmiać się ze spadających z ekstraligi Aniołów. Wyjeżdżali jednak w smutku, nie tyle z powodu przegranej, lecz ze względu na poważną kontuzję Duńczyka. Pedersen lubi wyzwania, trudne sytuacje, ma do tego olbrzymi bagaż doświadczeń. W tym zakresie jest nie do zastąpienia i nie przekonują mnie słowa, że jest konfliktowy, więc dobrze, że wypadł z gry. Zastanawiam się, jak bardzo rozpędzi się Michael Jepsen Jensen? Jego postawa może stać się języczkiem u wagi. I ciekawe, co wymyśli coach Skórnicki?

W rewanżu będą nerwy, dużo nerwów. Złe emocje mogą pojawić się po stronie Sparty Wrocław. Wygląda na to, że sromotnie przegrany mecz z Unią Leszno zabrał wrocławianom pewność siebie. Niespodziewanie wrócił do składu Vaclav Milik. W Zielonej Górze zabrakło piątego biegu dla Maksyma Drabika. Do tego Maciej Janowski padł ofiarą syndromu dnia następnego po turnieju Grand Prix w Teterow. A warto pamiętać, że drugi półfinał odbędzie się po Grand Prix w Vojens. W rewanżu sposób przygotowania toru będzie wnikliwie obserwowany przez komisarza toru. Dariusz Śledź pozostaje na cenzurowanym i będzie musiał obchodzić się z torem bardzo delikatnie. Sześć punktów. Dużo, czy mało? Oto jest pytanie, które będzie nam towarzyszyć przez cały tydzień.

W Częstochowie po głośnej kłótni trenera z prezesem, Marek Cieślak ogłosił światu, że to on i tylko on we własnej osobie odpowiada za przygotowanie toru. Mamy więc pierwszego winnego porażki Włókniarza. W drugim rzędzie winnych stoją Fredrik Lindgren i Matej Zagar. Cieślak zabił widowisko, bo mijanek na torze w Częstochowie jest boleśnie mało. Poza tym zawodnicy Lwów od inauguracji sezonu sprawiają wrażenie zaskoczonych swoim torem.

Żeby zamknąć kwartet półfinalistów, kilka słów należy poświęcić Unii Leszno. Piotr Rusiecki z Piotrem Baronem stworzyli wzorzec jak zbudować drużynę, pogodzić indywidualności i poszczególne cele zawodników, ale i nie wpadać w samozachwyt. Słyszę, że na czas play-offów hasłem podstawowym, wypływającym z boksów zawodników z Leszna są słowa: praca i pokora. Niewątpliwie Unia jest wielkim faworytem. Jej ewentualna porażka będzie największą sensacją dwudziestego pierwszego wieku.

Play-off jest czasem wielkich emocji, decydujących rozstrzygnięć i choćby z tego powodu przykuwa naszą uwagę. Po pierwszych meczach półfinałowych czuję jednak rozczarowanie atrakcyjnością tych spotkań. Mijanek na dystansie było niewiele, szczególnie między pierwszym a czwartym okrążeniem. Zabrakło więc istoty żużla.

Ekstraliga próbuje nas przekonać, że jest najlepsza, najbogatsza, najbardziej profesjonalna i „najwszystko”. Skończmy z tym naj, naj, naj, gdy po pierwszym okrążeniu można wpisywać punkty do programu. W ostatnich tygodniach więcej atrakcji przysparzają turnieje Grand Prix. Zawody we Wrocławiu, Maililli i Teterow zdecydowanie biją atrakcyjnością półfinały ekstraligi. Dajcie Phila Morrisa, on wie jak robić tory!

Nie samą ekstraligą i Grand Prix człowiek żyje. W ubiegłym tygodniu wybrałem się do Grudziądza na Puchar Ekstraligi w klasie 250cc. Zobaczyłem młodych chłopaków zakochanych w żużlu, profesjonalne teamy, zdenerwowanych rodziców i zawody zupełnie na poważnie. To zdecydowanie nie była zabawa. Przy tej okazji zastanawiam się, czy szkolenie dzieci powinno iść w kierunku ścigania pod presją, na poważnie, o nagrody i bez miejsca na czystą, niezmąconą przyjemność. Kiedy bawić się żużlem, jak nie w wieku nastoletnim?!

DAWID LEWANDOWSKI