Wiaczesław Monachow to jeden z tych zawodników, któremu pandemia koronawirusa mocno pokrzyżowała plany. Rosjanin przyleciał do Polski 28 marca i miał nadzieję na szybki debiut w barwach MSC Wolfe Wittstock. Obecnie mieszka jednak u Eryka Borczucha, pracuje nad sprzętem w warsztacie Stanisława Burzy i wyczekuje na pierwsze powołanie do składu Wilków na mecz w 2. Lidze Żużlowej. Dobra postawa w nadchodzących rozgrywkach ma być dla niego otwarciem drzwi do żużlowej kariery.
– W Polsce jestem już czwarty miesiąc i bardzo mi się tu podoba. Zamieszkałem u Eryka Borczucha w Tarnowie, jest mi tu dobrze. Na razie wracać Rosji nie zamierzam, tu mam wszystko, czego mi potrzeba. Czekam na pierwsze starty, jeżdżę na rowerze i pracuję nad sprzętem u Stanisława Burzy.
Poprzedni sezon Monachow poświęcił głównie na starty na rosyjskich torach. 23-latek miał wprawdzie podpisany kontrakt z Polonią Piła, ale z niewyjaśnionych przyczyn nie brał udziału w spotkaniach ekipy z województwa wielkopolskiego.
– To, że nie jeździłem w Pile nie było spowodowane tym, że nie byłem w formie. Uczestniczyłem w treningach i spisywałem się w nich dużo lepiej niż inni koledzy. Wygrywałem z nimi. Mówili mi w Pile, że do mnie zadzwonią i wtedy przyjadę na zawody. Nic takiego się jednak nie stało – mówi nam Monachow.
Przed rozgrywkami w sezonie 2020 rosyjski zawodnik zdecydował się na podpisanie umowy z nowym klubem na mapie 2. Ligi Żużlowej – MSC Wolfe Wittstock. Okazuje się, że dużą rolę w rozmowach kontraktowych odegrał przyjaciel zawodnika.
– Moim celem na ten sezon była regularna jazda. Rozgrywki w Polsce są bardzo wymagające, bo jeżdżą tu najlepsi zawodnicy. Na jeździe z najlepszymi właśnie mi zależy. Jestem na nią gotowy. Można powiedzieć, że kontrakt w Wittstock załatwił mi mój kolega Witalij Biełousow. Ja potem porozmawiałem z Frankiem Mauerem i teraz jestem w tym klubie – tłumaczy żużlowiec.
Monachow w wielu swoich wyścigach pokazywał już, że jest zawodnikiem, którego mocną stroną jest przede wszystkim postawa na trasie. To zresztą nie pierwszy Rosjanin, który przyjeżdża do naszego kraju z zamiarem rozpalania do czerwoności publiczności zgromadzonej na stadionach. Z kapitalnych mijanek słynie również trzeci zawodnik świata – Emil Sajfutdinow.
– Startów za dobrych nie mam, ale bardzo lubię się ścigać. Trochę już wypadków w życiu miałem, ale taki jest żużel. Tu trzeba trzymać gaz cały czas i walczyć o wszystko. Bardzo lubię uczucie wyprzedzania innych zawodników. Żużel jest moim życiem i staram się to pokazywać w każdym wyścigu – wyjaśnia.
A skąd u Rosjanina wzięła się miłość do żużla? – U nas w Rosji żużla w telewizji nie pokazują, więc musiałem jakoś inaczej do niego dotrzeć. Gdy miałem osiem lat, to do mojej szkoły przyszedł trener i zapytał, czy ktoś nie chciałby dołączyć do szkółki. Postanowiłem spróbować i tak już w żużlu zostałem. Najpierw trenowałem w Mega Ładzie miniżużel i motocross, taka jest zawsze u nas droga. Teraz ścigam się na żużlu i chcę być coraz lepszy – kończy nabytek Wilków z Wittstock.
BARTOSZ RABENDA
Jak to rusek będą bandy strzelać powodzenia młody 🙂
Ruskie to walczaki powodzenia mlody.
Żużel. Bolesna porażka Orła. „Czternasty bieg nas pogrzebał”
Żużel. Jest wyraźnie pod formą. Trenuje od samego rana!
Żużel. Zmarnowana szansa Hampela. Kowalski i Woryna z awansem
Żużel. Martuszewski: Piękne Podkarpacie! (FELIETON)
Żużel. Fajfer przyznaje, że popełnił sporo błędów. Teraz zadebiutuje w lubuskich derbach
Żużel. Madsen zły po remisie. „Powinniśmy to kur** wygrać”