Mateusz Tudzież. Foto: Radek Kalina/Stal Gorzów
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Mateusz Tudzież ma za sobą debiutancki sezon w PGE Ekstralidze. 20-latek regularnie występował w barwach PGG ROW-u Rybnik i oswajał się ze startami w Drużynowych Mistrzostwach Polski. Po zakończeniu rozgrywek zawodnik przyznaje, że rozpoczął swoją przygodę z najlepszą ligą świata w bardzo trudnym momencie oraz stwierdza, iż wyraźnie odczuł brak tradycyjnego przygotowania do sezonu.

Rybniczanin wziął udział we wszystkich starciach PGG ROW-u w tegorocznych rozgrywkach. W 39 odjechanych wyścigach junior zdobywał średnio 0,564 punktu, a jego najlepszym meczem był ten, w którym Rekiny żegnały się z PGE Ekstraligą. W domowym pojedynku z Betard Spartą Tudzież przywiózł cztery punkty i trzy bonusy.

– Wiadomo, że był to mój pierwszy sezon i trafił się on w takim zwariowanym okresie. To był trudny sezon na debiut. Zwłaszcza na początku nie szło mi tak, jakbym sobie tego życzył. Potem już się jednak z tym wszystkim bardziej oswoiłem – mówi nam Tudzież. – Starałem się nie myśleć o tym, że to jest PGE Ekstraliga, ale niekiedy, jak się widzi tych wszystkich zawodników, którzy od lat są najlepsi na świecie, trudno nie mieć tego w głowie – dodaje.

20-latek z czasem przyzwyczaił się również do nietypowych zasad panujących w parku maszyn. Młodzieżowcowi, podobnie jak wielu innym żużlowcom, najbardziej doskwierał obowiązek noszenia maseczek.

– Ja, jako junior, często jeździłem w biegach drugim i czwartym. Między tymi startami jest bardzo krótka przerwa i nie ma za bardzo jak odsapnąć. W maseczce było to jeszcze bardziej utrudnione. Czasy jednak są jakie są i trzeba było sobie jakoś radzić – tłumaczy zawodnik.

Tudzież w niemal każdym meczu tego sezonu był chwalony za rewelacyjne starty. Rybniczanin świetnie ruszał spod taśmy, ale na trasie często tracił pozycje. Eksperci oraz sympatycy czarnego sportu często zastanawiali się więc, w czym tkwi problem młodego zawodnika.

–  Myślę, że wynikało to z braku objeżdżenia. W normalnych warunkach przed pierwszym meczem ligowym miałbym odjechanych z 10 sparingów i 50 treningów. Tym razem te treningi można było policzyć na palcach jednej ręki. Nie było więc tej pewności i pojawiały się błędy – wyjaśnia nasz rozmówca.

Następny sezon będzie dla zawodnika Rekinów ostatnim w gronie młodzieżowców. Tudzież nie deklaruje, że na pewno zostanie w swoim macierzystym klubie, ale przyznaje również, iż nie ma ofert z PGE Ekstraligi.

– Na razie z nikim nie rozmawiałem i mogę powiedzieć, że na 90% zostanę w Rybniku. Tu mam wszędzie blisko, dobrze też mi się jeździ na naszym torze. Nie mówię jednak, że będę tu na 100%, bo pewne rzeczy zawsze mogą się wydarzyć – podsumowuje junior ekipy z Gliwickiej 72.