Maciej Janowski. fot. Jarosław Pabijan
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Maciej Janowski był gościem poprzedniego odcinka programu Przemysława Sierakowskiego – „Wieczorne Magnata Rozmowy”. Kapitan Betard Sparty Wrocław opowiadał o początkach swojej kariery, mówił o trudnych przenosinach do Tarnowa, a także wspominał o swoich doświadczeniach związanych z jazdą na brytyjskich torach.

Pierwszą część rozmowy panowie poświęcili na historie z dzieciństwa. Zawodnik, który 6 sierpnia skończy 29 lat, wrócił pamięcią do swoich początkowych przygód na Stadionie Olimpijskim.

– Pierwszy raz tata zabrał mnie na stadion jak miałem półtora roku. Od tamtej pory, co niedzielę byliśmy na stadionie. Można powiedzieć, że już w dzieciństwie mocno przewijałem się przez Stadion Olimpijski. Wiele z tego stadionu pamiętam, jednak najpierw najbardziej interesowało mnie bieganie po trybunach i ściganie się wokół barierek z innymi dziećmi. Wspomnień mam dużo, większość z nich to są takie zdjęcia w pamięci. Były to super czasy i cieszę się, że rodzice zabierali mnie na Stadion Olimpijski. Pamiętam Mistrzostwa Świata Juniorów i triumfującego Roberta Miśkowiaka. Kibice wbiegli wtedy na murawę i ja byłem jednym z nich – wspominał Janowski.

Po pierwszych zawodach żużlowych w roli widza, przyszedł czas na to, by młody Maciej spróbował swoich sił na motocyklu. Wrocławianin wyjaśnił, że jego przygoda z żużlem rozpoczęła się w pewnym sensie przez przypadek. Tłumaczył też, że do Betard Sparty trafił jako dość dobrze przygotowany adept.

– Nigdy nie byłem w szkółce żużlowej. Nigdy też nie myślałem, że będę miał okazję spróbować. Było w tym wszystkim trochę szczęścia. Tata chciał nam kiedyś zrobić przyjemność i zabrał nas na minitor do Bąkowa pod Wrocławiem. Była tam taka przerobiona W-ska i zaraz po tym jak spróbowałem jazdy na niej, to wiedziałem, że chciałbym w przyszłości jeździć na żużlu. Później znaleźliśmy osobę, z którą jeździliśmy i wypożyczaliśmy motocykl. Potem miałem swój pierwszy motocykl i jeździłem nim po torach w Polsce. Bardzo dużo czasu spędziliśmy w Pawłowicach pod okiem pana Stasia Śmigielskiego, który miał chyba największy wpływ na moją karierę. Tam raz bądź dwa razy w tygodniu, przez dwa lata, szlifowałem swoje umiejętności. Zbliżał się czas, żeby zdać licencję, więc wiedzieliśmy, że muszę pojeździć po większych torach, aby zapoznać się z prędkością. Później podpisałem kontrakt we Wrocławiu. Trafiłem więc do klubu nie jako zawodnik, który przyszedł się szkolić od zera. Może nie do końca byłem gotowym produktem, ale te główne techniczne rzeczy już miałem opanowane – kontynuował krajowy lider wrocławskiego zespołu.

Maciej Janowski ma we Wrocławiu wielu fanów. fot. Jędrzej Zawierucha

Jednym z trudniejszych momentów w karierze Janowskiego był czas gdy musiał on podjąć decyzję o zmianie klubu. Ówczesny junior przeszedł z Betard Sparty do Unii Tarnów w 2012 roku i spędził w gnieździe Jaskółek dwa sezony.

– W tamtym okresie nasz klub przechodził przez dość duże problemy. Nigdy nie myślałem, że będę musiał odejść z Wrocławia, ale niestety przyszły takie czasy, że taka decyzja została podjęta. To była decyzja nie tylko moja, ale także klubu z Wrocławia oraz wielu innych osób. Zawsze twierdzę jednak, że nie powinno się palić za sobą mostów. Nie wiadomo co przyniesie nam los i jakie inne wyzwania ten los postawi. Na pewno był to dla mnie trudny epizod. Od dzieciństwa byłem na stadionie we Wrocławiu i to mój klub, z którym chciałbym zdobywać największe sukcesy. W młodym wieku przyszło mi się zmierzyć z wyzwaniem. Z perspektywy lat dało mi to dużo doświadczenia. Na pewno te lata nie poszły na marne, a teraz się cieszę, że mogę jeździć we Wrocławiu – podkreślił sześciokrotny zwycięzca turniejów Grand Prix.

W biało-niebieskich barwach wrocławianinowi szło bardzo dobrze. Popularny „Magic” zdobył złoty i brązowy medal Drużynowych Mistrzostw Polski.

– To były bardzo fajne dwa lata. Ludzie w Tarnowie też przywitali mnie bardzo dobrze. Gdy mam okazję wrócić do Tarnowa, to spotykam tam wielu serdecznych znajomych. Tarnów zawsze będę wspominał bardzo dobrze – zdradził zawodnik.

Poprzedni sezon w indywidualnych mistrzostwach świata nie zaczął się dobrze dla Janowskiego. Kapitan spartan doznał kontuzji po odważnym ataku na Krzysztofa Buczkowskiego w meczu PGE Ekstraligi z MRGARDEN GKM-em Grudziądz. Uraz okazał się na tyle poważny, że żużlowiec nie mógł wystartować w Grand Prix Polski w Warszawie.

– W poprzednim roku było sporo rzeczy, które nas przyhamowały. Było też dużo spraw, dzięki którym wiele się nauczyliśmy i które pokazały nam jaśniejszą drogę i parę planów na kolejny sezon. Zmieniliśmy też warsztat i przenieśliśmy się do dużo bardziej praktycznego miejsca. Pozwala nam ono pracować lepiej i dokładniej. Z roku na rok staramy się coś poprawić, by zbliżyć się do tego upragnionego medalu – tłumaczył „Magic”.

„Magic” postara się wywalczyć kolejny medal z Betard Spartą. fot. Jędrzej Zawierucha

Przemysław Sierakowski zauważył, że większość sukcesów w cyklu GP Janowski odnosił na krótkich torach. Jak przyznał sam zawodnik, zdecydowanie pomogło mu w tym doświadczenie, które zdobył na specyficznych brytyjskich obiektach.

– To jest kwestia wielu meczów odjechanych w Anglii, w różnych warunkach, na bardzo krótkich torach. Wydaje mi się, że tylko to ma znaczenie. Mnie nigdy małe tory nie przeszkadzały. Jeżeli są już rzeczywiście bardzo krótkie, to muszę główkować z przełożeniami i odpowiednią linią jazdy. Najważniejsze jest to, że jeździłem tam sześć lat i nabrałem doświadczenia, jeśli chodzi o geometrię tych torów – wyjaśnił 29-latek.

– Ktoś może powiedzieć, że Bartek Zmarzlik nigdy nie jeździł dużo w Anglii. Jednak nie każdy urodził się Bartkiem Zmarzlikiem. Trzeba pamiętać o tym, że Bartek bardzo dużo czasu siedzi na motocyklu i bardzo dużo trenuje. Ja szukałem jazdy. Miałem taki epizod, że przez chwilę nie jeździłem w Szwecji, więc tym bardziej potrzebowałem usiąść na motocyklu dwa lub trzy razy w tygodniu. Anglia mi się zawsze podobała. Miałem tam wielu znajomych, a do tego bardzo lubię podróżować i zmieniać lokalizacje. Przy okazji uczyłem się też języka angielskiego. Nabierałem doświadczenia pod wieloma względami. Przestawiłem tam też swoje myślenie i podejście – dodał indywidualny mistrz Polski z 2015 roku.

W rozmowie nie mogło zabraknąć pytania o przygotowania do sezonu. Kapitan wrocławian od lat trenuje pod okiem swojego przyjaciela, Mariusza Cieślińskiego.

– To nie jest taka relacja, że Mariusz u mnie pracuje. Mariusz jest moim przyjacielem i prowadzi mnie od początku mojej kariery, od momentu, gdy jeszcze nawet nie miałem licencji. To przyjaciel także mojej rodziny. Mariuszowi czasem jeszcze bardziej zależy niż temu, który trenuje. Jest taką osobą, która da kopniaka żeby spiąć poślady i cisnąć jeszcze mocniej. U niego nie ma odpuszczania – wyjaśnił żużlowiec, który w sezonie 2019 w PGE Ekstralidze osiągnął średnią 1,962 punktu na bieg.

Przed Janowskim bardzo wymagający sezon. Zawodnik kolejny raz powalczy o medal w cyklu Grand Prix, a także postara się o kolejny krążek dla Betard Sparty Wrocław.

– Zobaczymy, jesteśmy mocno zmotywowani. Czekamy na rozwój sytuacji oraz na to aż nasi koledzy zza wielkiej wody wrócą do nas do Europy. Na wspólnym obozie spędzimy razem trochę czasu. Wszyscy mocno trenują, przygotowują się do sezonu. Ze strony zawodnika każda zima jest bardzo podobna. Dużo motywacji, treningu, pracy w warsztacie. Trudno powiedzieć coś przed tym jak wsiądziemy na motocykl. Po pierwszych sparingach będziemy wiedzieć jak wygląda nasza drużyna – zakończył Janowski.

BARTOSZ RABENDA