Przemysław Liszka. Foto: www.facebook.com/jasoneqq/
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

– Trzy okrążenia przed Maksem? To żaden powód do dumy. Wynik drużyny pozostaje taki sam, bez względu na to kto jest trzeci, a poza tym bieg ma cztery okrążenia, a nie trzy – Przemysław Liszka, zawodnik Betard Sparty Wrocław i młodzieżowy reprezentant Polski, w rozmowie z naszym portalem opowiedział o swoich odczuciach po pierwszych meczach sezonu oraz celach na jego dalszą część.

Rozmowę rozpocznijmy od przypomnienia meczu z Motorem Lublin. Zdobyłeś wówczas 4 punkty i 2 bonusy w 3 wyścigach, pokonując zawodnika z GP, Mateja Zagara. Czy zwracasz uwagę na takie szczegóły, czy już czujesz się na tyle doświadczonym zawodnikiem, że nie masz dodatkowej satysfakcji z pokonania rywali pokroju Zagara czy – jak przed rokiem – Pedersena lub Hampela?

Oczywiście, że takie momenty, kiedy zwyciężam ze stałym uczestnikiem cyklu Grand Prix, są dla mnie bardzo przyjemne i zapadają w pamięci, jednak ważniejsze dla mnie jest to, że mogę dołożyć cegiełkę do wyniku drużyny. Na koniec spotkania liczy się tylko to, czy wygrał zespół, a to, kogo miało się na rozkładzie, schodzi na dalszy plan.

Znacznie gorzej wygląda Twój dorobek z Leszna – dwa biegi, dwa zera. Na papierze wynik jest bardzo słaby, ale czy sam dostrzegasz jakieś pozytywy? W końcu w biegu siódmym jechałeś trzy okrążenia przed Maksem Drabikiem.

Przyjeżdżam tu kolejny raz i mam wrażenie, że za każdym razem wiem mniej. Skrupulatne notatki, które prowadzę nie sprawdzają się. Trzy okrążenia przed Maksem? Żaden powód do dumy. Wynik drużyny pozostaje taki sam, bez względu na to kto jest trzeci, a poza tym bieg ma cztery okrążenia, a nie trzy.

Grigorij Łaguta (kask biały) i Przemysław Liszka (kask niebieski). Foto: Motor Lublin

W poniedziałek startowałeś przeciwko Sajfutdinowowi, Kołodziejowi, Kuberze i Szlauderbachowi. O ile ciężko oczekiwać równej walki z tak znakomicie dysponowanymi seniorami, o tyle już Szymon Szlauderbach wydaje się być w Twoim zasięgu. Co zdecydowało, że po drugim okrążeniu rywalizacja z nim była właściwie rozstrzygnięta?

W drugim biegu ruszyłem się na starcie i sam przez to ukarałem, przez co wystartowałem daleko za innymi. Potem, mimo tego, że starałem się kilka razy zbliżyć do Szymona, to nie udało mi się go minąć. Cóż, spróbuję się zrewanżować we Wrocławiu.

Teraz pora na wyjazd do Częstochowy, gdzie o punkty będzie równie ciężko, co w Lesznie. Lubisz tamten tor?

Każdy tor trzeba lubić, jeśli chce się być najlepszym, a taki cel ma chyba każdy z żużlowców. Liczę, że uda się tam zrobić dobry wynik.

Czy tegoroczna postawa Mateusza Świdnickiego jest dla Ciebie zaskoczeniem? Znacie się ze zmagań młodzieżowych, podczas gdy większość obserwatorów speedwaya kojarzy go tylko z tegorocznych meczów ekstraligowych.

Nie jestem ani trochę zaskoczony wynikami Mateusza. Wielu z moich kolegów – juniorów ma talent i myślę, że ogromna część z nich jeszcze zaskoczy wszystkich w PGE Ekstralidze. Mam nadzieję, że będę w tej grupie, która pokaże moc w tym sezonie.

Kończąc, czego można Ci życzyć przed dalszą częścią sezonu? Jakie są Twoje cele?

Przede wszystkim życz mi sezonu bez kontuzji, bo to w tej chwili największe zagrożenie. A dodatkowo tego, bym był w stanie jak najbardziej wesprzeć drużynę w walce o Drużynowe Mistrzostwo Polski.

Trzymam kciuki, by te plany się powiodły. Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję.

Rozmawiał JAKUB WYSOCKI