Upływający rok jest dla Przemysława Termińskiego pasmem przykrych porażek. Najpierw właściciel Apatora Toruń spadł ze swoim zespołem z ekstraligi, a przed tygodniem przepadł w wyborach do sejmu. Przegraną tradycyjnie skomentował w mediach społecznościowych. No i wtedy zaczęły się domysły. Kiedy Apator idzie na sprzedaż? Dlaczego i za ile? Znowu trzeba było Termińskiego tłumaczyć, analizować i interpretować, jak na lekcjach języka polskiego Jana Kochanowskiego czy Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Toruńscy pijarowcy zarobią się na śmierć i wydrążą z najlepszych pomysłów, lecz dopóki nie zabiorą właścicielowi Apatora dostępu do facebooka, ich robota i tak pójdzie na marne.
Charakter niedoszłego posła nie pozwala mu na spokojne przejście obok porażki bez choćby odrobiny komentarza. Zawsze musi kogoś podszczypać, delikatnie się wyzłośliwić, pozwolić na niedopowiedzenie i dwuznaczność. I afera gotowa. Każda informacja rozkładana jest na czynniki pierwsze. Potem Termiński lub jego otoczenie musi się tłumaczyć, co tak naprawdę artysta miał na myśli. W ogólnym rozrachunku cierpi na tym wizerunek klubu, drużyny, miasta i samego zainteresowanego.
Spadek z ekstraligi jest po części efektem „facebookowej” działalności właściciela Apatora. Niektóre gwiazdy, czytając komentarze na swój temat, nie chciały już przedłużać współpracy z toruńskim klubem. Inni nawet nie chcieli słyszeć o kontrakcie w Toruniu. Później trzeba przekonywać, że szef jest w sumie spokojnym i porządnym gościem. Tylko czasami pozwala sobie na sarkazm, ale przecież to zdolność ludzi inteligentnych.
Jak już taki inteligent, to powinien zauważyć, że komentatorska działalność w mediach społecznościowych przynosi więcej straty niż pożytku. Przez kilka dni od wyborczej porażki Termińskiego w ogólnopolskich mediach toczyła się dyskusja o sprzedaży Apatora. Fala niedomówień, pewnych niedorzeczności nie sprzyja klubowi. Zamiast iść w stronę stabilizacji, pojawia się wątek niepewności. Jakby przyszłość Apatora stała pod znakiem zapytania. Zdaję sobie sprawę, że czasami media robią z igły widły, że niejednokrotnie były już senator miał rację i czasami pada ofiarą niewłaściwej interpretacji. Tego jednak należy się spodziewać. Przecież to pewne jak w banku, że jego słowa będą komentowane, interpretowane, a czasami przeinaczane. Powszechnie też wiadomo, że żużlowe środowisko jest wyjątkowo wrażliwe i nikt nie chce słyszeć o sobie złych słów. Korzyść z tych medialnych harców jest więc żadna.
Przy okazji można odnieść wrażenie, że szybkie podanie składu i powrót do historycznej nazwy drużyny były jedynie efektem nadchodzących wyborów. Termiński spieszył się, bo miał w tym swój partykularny interes. Tym razem zyskał także klub. Zastanawiam się, czy równie sprawnie szef Apatora działałby, gdyby nie było wyborów? I czy tak samo chętnie planowałby ekspresowy powrót do elity? Czasami miewam wątpliwości. Poza wszystkim w toruńskim klubie ciągle brakuje mi pasji i szczerego oddania, za to na każdym kroku widzę politykę i biznes.
Skład Apatora daje realne szanse na awans. Choć niepotrzebnie zespół znowu jest zależny od dyspozycji braci Chrisa i Jacka Holderów. Bracia sprawiają wrażenie zawodników niegodnych aż tak dużego kredytu zaufania. W pełni poświęcają się wakacjom, ale startom na żużlu już niekoniecznie. Tegoroczny spadek to również ich duża zasługa. Kontrakt jedynie z Chrisem Holderem byłby wystarczający. Tak, czy inaczej Anioły staną do walki o awans. Przestrzegałbym jednak przed otwartym i medialnym planowaniem sezonu 2021 już w ekstralidze. Z szacunku do idei sportu, rywali i samych siebie. Zalecałbym leszczyńską naukę i wyrycie sobie pod czaszką dwóch słów: praca i pokora. Tym bardziej, że przeszłość toruńskiego klubu opowie nam wiele historii o wielkich planach, przegranych dream teamach i zepsutych finałach.
Staram się zrozumieć powyborcze emocje, charakterne wypowiedzi, lecz ostatecznie wydźwięk całego zamieszania jest taki, że Przemysław Termiński bierze pod uwagę sprzedaż Apatora. Najlepiej już w roli ekstraligowca, gdy będzie możliwość odzyskania zainwestowanych pieniędzy. Rozumiem, że taki jest strategiczny plan. A co będzie, jeśli Anioły przegrają w przyszłym roku pierwszą ligę? Projekt szlag trafi, a pod klubem pojawią się zdegustowani kibice z taczkami.
DAWID LEWANDOWSKI
Żużel. Kowalski z problemami na wyjazdach. „Muszę znaleźć przyczynę”
Żużel. Zmarzlik i spółka wysłali kibiców… do domów. Rospiggarna bez punktów w inauguracji
Żużel. W kevlarze na pokład samolotu?! Tak podróżował lider Wilków
Żużel. Kolejny tytuł Smolinskiego? Startuje Grand Prix na długim torze
Żużel. Niska frekwencja na meczach w Szwecji! Działacz mówi o możliwych problemach finansowych!
Żużel. Wiktor Przyjemski chwali swoich kolegów z drużyny. Mówi, ile jest się w stanie od nich nauczyć