Drugi z lewej Lech Kędziora. Fot. Dominik Niczke
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Postać nietuzinkowa. Żużlowy, trenerski obieżyświat. Gdy w Pile reaktywowano żużel, on tam był pierwszy. Kiedy na inauguracyjny nabór do szkółki zgłosiło się pół miasta, żeby przeprowadzić selekcję, Leszek dał kandydatom w kość, zagonił towarzystwo pod prysznic, po czym oświadczył, że zostają tylko ci z… długimi nosami. Proza życia. Dla wszystkich nie było motocykli. Niekonwencjonalny, czasem kontrowersyjny, zawsze chadzał własnymi ścieżkami, unikając utartych szlaków. O sobie, życiu i smaku trenerskiego chleba, w szczerej spowiedzi dla żużlowych pogaduch po bandzie, opowiedział trener Rekinów – Lech Kędziora.

Urodziłeś się dawno i w zupełnie nieżużlowym miejscu…

No tak. Ruda Koźlanka leży w Wielkopolsce, tam mieszkali moi dziadkowie. Do szpitala było za daleko, więc przyszedłem na świat w domu. 15 maja 1956 roku. Dawno. Z mojej rodzinnej miejscowości niedaleko było do Gniezna, ale ojciec mieszkał koło Bydgoszczy, a to już żużlowy ośrodek. Tato wysłał mnie do szkoły w Toruniu, tylko najpierw, tak to było krótko po wojnie, trzeba było się uczyć. Przepadła mi juniorka. W dawnej szkole podobno do dziś krążą o mnie różne historie, ale cieszę się, że mogłem tę właśnie ukończyć. W Toruniu do dziś mam też dużo kolegów. Na żużel przyszedł czas później.

Rozumiem, że te historie o których mówisz, nie dotyczyły świadectw z paskiem i wzorowego sprawowania…

Nie! Absolutnie (śmiech). Szczęściem było, że cała ta nasza ekipa zdała maturę. A o pasku nawet nigdy nie marzyłem, w przeciwieństwie do mojej córki, która przynosiła je regularnie. Chyba wdała się w mamę.

A żużel?

Początki były trudne. Naturalnie w Toruniu. Bogdan Kowalski, były zawodnik, wtedy już trener. Florian Kapała, u którego stawiałem pierwsze kroki. Jeśli chodzi zaś o licencję, to kiedyś zdawało się na miejscowym torze, przy okazji jakiegoś meczu. Miałem 22 lata. Późno. Spośród tych, którzy wtedy zdali ze mną egzamin był Marek Kończykowski, dziś producent żużlowych akcesoriów, Ryszard Kowalski obecnie czołowy tuner, ale też Jacek Woźnicki, Tadziu Wiśniewski, Grzesiu Kołodziej, czy waleczny brat Genka, Czesiek Miastkowski. Miłe wspomnienia z Torunia, choć nie byłem zdolnym uczniem, muszę powiedzieć. Pewnego dnia trener Kapała powiedział nawet, że jak teraz Kędziora nie pojedziesz poprawnie, to cię wyrzucę, bo z ciebie i tak nic nie będzie. Zawziąłem się i pojechałem jak należy. Po czterech kółkach pan Florian machał żebym zjechał, ale ja się uparłem. Nie trener, tak to nie będzie – pomyślałem. Skoro wyszło, to jadę do bólu, aż paliwo się skończy. Choć muszę przyznać, że każde kolejne kółko pokonywałem coraz szerzej i może dobrze, że tego paliwa zabrakło, bo nie wiem jak by się to skończyło. Ale kondycja była. Myśmy wtedy trenowali nie tak jak dzisiaj, że tylko sałatki i jogurty. Klasyczny schabowy, na śniadanko bułeczki, paróweczki, to i siły było więcej (śmiech). Fajna to była grupa z Jankiem Ząbikiem i Januszem Plewińskim na czele.

Potem Grudziądz, rok 1983 i słynne baraże z Polonią Bydgoszcz, wtedy milicyjną, rzekomo sprzedane przez was za Simsony…

Och! Ludzie wymyślają różne historie. Z Simsonami to było tak, że były do kupienia w PZMocie i GKM-ie sprawił je nam w nagrodę za dobry wynik. Pamiętam kosztowały 5 100 złotych. Ten prezent, na nieszczęście, zbiegł się w czasie z barażami, stąd pewnie ta legenda. Na rynku nie było takich motocykli, nawet wolnego rynku po prostu nie było. Musieliśmy za nie zapłacić, jako klub i to tyle. Co do sprzedaży meczu zaś, to pewnie dlatego, że w Grudziądzu dostaliśmy sromotne lanie od drużyny z Bydgoszczy, a kibice byli mocno rozczarowani. Nasi działacze patrzyli wtedy na baraże wyłącznie pod kątem zapełnienia stadionu. Polonia pod wodzą Ryszarda Nieścieruka, robiła wszystko, by jechać na najlepszym sprzęcie, skorzystała choćby z pomocy innego milicyjnego klubu z Gdańska. Do tego skład. Z Bolkiem Prochem, Markiem Ziarnikiem, Ryszardem Dołomisiewiczem, Andrzejem Maroszkiem. To nie byli przypadkowi ludzie. Myśmy jeździli na standardowych Jawach, takich jakie fabryka wypuściła – nie było szans, mimo chciejstwa. U nas pojęcie tunera w ogóle nie było znane,a w Polsce można było uznać za takich dwóch, trzech mechaników z panem Tumiłłowiczem. Pozostali coś tam próbowali dłubać, ale właściwie to nadal były standardy z Divisowa. Po tym laniu, bydgoszczanie skutecznie wybili nam żużel z głowy. Dowiedzieliśmy się wtedy jak wygląda ściganie w pierwszej lidze.

Rok później awansowałeś do gorzowskiego finału IMP. Z Grudziądza jechały wycieczki zakładowe, słynnymi „ogórkami”…

Kibice z Grudziądza zawsze jeździli za zawodnikami. Jeśli żużlowiec z drugiej ligi, z małego klubu, awansował do finału, to dla fanów było wydarzenie. Telewizji nie było, ale były autobusy zakładowe. Ja tam wtedy byłem bodaj jedynym przedstawicielem II ligi w zawodach. Ten finał pokazał mi jak wygląda żużel na wysokim poziomie. Dzień wcześniej można było odbyć trening. Jeździł jeszcze tylko jeden zawodnik i ja. Waldek Brandt, nieżyjący mechanik GKM-u, próbował ustawić motocykl. Podczas zawodów tor był jednak zupełnie inny… . Wygrał Zenek Plech, mnie udało się zdobyć 4 punkty. Mimo to fajnie było. Pokonałem Romka Jankowskiego, Zenka Kasprzaka. Fajne zawody i miłe wspomnienie.

Potem w Grudziądzu nastał kryzys sportowy. W roku 1988 zostałeś jeżdżącym trenerem. Pamiętasz inaugurację?

Pojechaliśmy po swoje, a tu zonk (śmiech). Przed sezonem oddałem do Krosna Krystiana Endricha, Andrzeja Sokołowskiego i Darka Kowalskiego. Trenerem był tam Edek Jancarz, a Sokół zrobił coś koło kompletu (13 – dop. red.), jako mechanik był tam też Waldek Brandt z GKM-u. Inauguracja, pełny stadion, kibice na drzewach, było wesoło, a ci zawodnicy, niechciani, z Grudziądza, pokazali nam gdzie nasze miejsce.

Dalej przyszedł sezon 1995 i historyczny awans GKM-u do ekstraklasy, z Tobą jako trenerem…

Oblepione drzewa, zespół grający na żywo. Nie mogliśmy tego przegrać. Ostatni mecz z Lesznem decydował. Zawsze trzeba cenić przeciwnika, a tym bardziej Leszno z Romanem Jankowskim na czele. Adrenalina była. Nasi zawodnicy, na swoim torze już tej szansy nie zaprzepaścili. Święto było ogromne. Radość niesamowita. Super. W klubie był dobry klimat, byli dobrzy sponsorzy. Roman Banaś był prezesem, Jan Grabiński, Zbyszek Fiałkowski był rzecznikiem prasowym. Fajna grupa była. Pan Piotrowski, Twój ojciec, oni to organizowali. To był ten okres gdy Piotrek Markuszewski zdobył brązowy medal MIMP. Młodzi chłopcy w drużynie, miejscowi i dwóch „stranieri” – Henio Bem i Adaś Pawliczek z Rybnika. Teraz życie rzuciło mnie na Górny Śląsk. Tu mnie jeszcze nie było (śmiech), ale trzeba szukać nowych wyzwań.

Nie boisz się Rybnika, wielu już skazało zespół na spadek?

Wiesz, już kiedyś, gdy trafiłem do Częstochowy, jeden kolega z Grudziądza mówił: „Ty idioto, gdzie Ty idziesz?”, a potem otarliśmy się o medal. Wtedy też ekipie nie dawano żadnych szans na utrzymanie. Nie boję się tego wyzwania. Wiem, że będzie trudne. Ale wiem też, że trzeba wierzyć w ten zespół, młodych, ambitnych ludzi, mających coś do udowodnienia. Żurnaliści stawiali Częstochowę wtedy, jak teraz drużynę z Rybnika. Skazywali na spadek. Tym nie będę się przejmował. Robimy swoje. Mamy wykonać zadanie i tyle. Nie ma zmiłuj. Jeśli scementujemy zespół, stworzymy monolit, zaczniemy wygrywać mecze u siebie, to już będzie dobrze i może dać nam sukces. Mam nadzieję, że po sezonie będziemy się cieszyć z pozostania w Ekstralidze.

Za rok emerytura, ogródek, wnuki…

No czy cię pogięło chłopie? (śmiech). Marek ile ma? W tym roku 70. Co ja będę robił bez żużla? Ja mam tyle zamówień, że może mi życia zabraknąć, żeby wszystkie zrealizować. Nie jestem tuzinkowym trenerem, że 65 lat i emerytura, ogródek, wnuki. Z żużlem jestem związany ho, ho, ho i nadal on mnie cieszy. Mam jeszcze coś do zrobienia, a najważniejsze żeby zdrowym być. Mieć siłę by dojechać na mecz, poprowadzić ten mecz. To moje życie. Uczestniczyć w tym na żywo. Oglądanie telewizji to jeszcze nie dla mnie.

Lech Kędziora fot. Orzeł Łódź

Na koniec. Mówi się, że nie ma ludzi niezastąpionych, ale w ubiegłym roku pożegnaliśmy Jurka Bałtrukowicza w Grudziądzu, On zaprzeczał tej regule, Jego bardzo ciężko będzie zastąpić…

Nie wiem kto może Go zastąpić, ale fakt, że Jurek znał ten tor i miał sposób na jego przygotowanie. Jurek był, pomimo czasem trudnego charakteru, pomimo swoich różnych sytuacji życiowych, o których wszyscy wiemy, wspaniały człowiek. Do końca przyjaźniliśmy się. Dziwnie jakoś wejść do parkingu i nie słyszeć „siarczystego” głosu Jurka. On to wszystko ogarniał. Wsiadał na „warszawiankę” – to polewaczka GKM-u, którą dawno temu przywiozłem, a właściwie wyprosiłem z WKM-u, a którą niedawno gruntownie odnowiono i potrafił okiełznać tor. Jako człowiek, wspaniały ojciec rodziny. I dobrym zawodnikiem był. Tak właściwie, to on skończył mi karierę. Chociaż kariera to dużo powiedziane. Ja miałem najwyżej przygodę z żużlem. A Jurek Bałtrukowicz tę przygodę zakończył, bo nie mogłem już z nim wygrać na starcie. Zawsze mnie tak oszukiwał, wygrywał i lał mnie po prostu, że powiedziałem: „Nie, już wystarczy. Kończę”. Jeśli chodzi o zastąpienie, na pewno będzie trudno. Teraz jednak, w dobie komisarzy, następca może mieć łatwiej. Tor po przebudowie…

Czyli powtórka z sezonu 1983? Po przebudowie toru drugie miejsce w lidze dla Grudziądza?

Nooo. Może tak być… Mam też nadzieję, że uda się wszystko poukładać w mojej drużynie z Rybnika i mimo opinii żurnalistów i fachowców od sportu żużlowego powalczymy, a przekonacie się w sezonie, że wojowników w Rybniku nie brakuje. Na tym polega piękno żużla, że ci którzy mają być na dole, robią niespodzianki.

Rozmawiał PRZEMYSŁAW SIERAKOWSKI

5 komentarzy on Kędziora: Mam tyle planów. Oby życia wystarczyło
    MICHAŁ
    15 May 2020
     9:05am

    Szkoda, że pytań o Ostrów nie było i o Mateja Ferjana. Że jak się nie zgodzi, to ktoś da mu wpieprz i tak nie pojedzie…

    Staleczka
    15 May 2020
     2:48pm

    Panie trenerze , jest Pan dobrym ,jednak nie docenionym trenerem.
    Myślę jednak,ze gdyby Pan dostał do prowadzenia UNIĘ z ostatnich lat ,to też
    by Pana poklepywali po ramieniu.
    Życzę by dokonał Pan z ROW-em niemożliwego i utrzymał się z drużyną w EL.

    Jednak moja uwaga odnośnie składu. Przy 5 zagranicznych zaw. ciężko będzie o konsolidację i dobrą atmosferę. A przydał by się jeszcze Crump. ?
    Dlatego trzeba by wybrać 3 zawodników zagranicznych w trakcie 3 pierwszych kolejek a pozostałych wypożyczyć niżej.
    W sytuacji przepisu o „GOŚCIU” można bezpiecznie to zrobić. I jak najszybciej dogadać się z polskim zawodnikiem na „gościa” aby w razie „W” mieć dwóch Polaków.

    Życzę sukcesów. Pozdrawiam.

    Rysio-z-Klanu
    15 May 2020
     3:43pm

    Uwielbiam te Wasze wywiady z bohaterami małych klubów żużlowych . Coś niesamowitego. Panie Przemku liczę na kolejne takie perełki.

    Big Lebowski
    16 May 2020
     10:59pm

    A ja potrafię powiedzieć, że pan Kędziora jest bardzo don’t fajnym trenerem. I wiem to od wielu nie próbujących , mu wchodzić między pośladki żużlowców. Dzisiejsza laurka jest osobistym wyznaniem Sierakowskiego bardzo przeze mnie poważanego dziennikarza. Pzdr!

Skomentuj

5 komentarzy on Kędziora: Mam tyle planów. Oby życia wystarczyło
    MICHAŁ
    15 May 2020
     9:05am

    Szkoda, że pytań o Ostrów nie było i o Mateja Ferjana. Że jak się nie zgodzi, to ktoś da mu wpieprz i tak nie pojedzie…

    Staleczka
    15 May 2020
     2:48pm

    Panie trenerze , jest Pan dobrym ,jednak nie docenionym trenerem.
    Myślę jednak,ze gdyby Pan dostał do prowadzenia UNIĘ z ostatnich lat ,to też
    by Pana poklepywali po ramieniu.
    Życzę by dokonał Pan z ROW-em niemożliwego i utrzymał się z drużyną w EL.

    Jednak moja uwaga odnośnie składu. Przy 5 zagranicznych zaw. ciężko będzie o konsolidację i dobrą atmosferę. A przydał by się jeszcze Crump. ?
    Dlatego trzeba by wybrać 3 zawodników zagranicznych w trakcie 3 pierwszych kolejek a pozostałych wypożyczyć niżej.
    W sytuacji przepisu o „GOŚCIU” można bezpiecznie to zrobić. I jak najszybciej dogadać się z polskim zawodnikiem na „gościa” aby w razie „W” mieć dwóch Polaków.

    Życzę sukcesów. Pozdrawiam.

    Rysio-z-Klanu
    15 May 2020
     3:43pm

    Uwielbiam te Wasze wywiady z bohaterami małych klubów żużlowych . Coś niesamowitego. Panie Przemku liczę na kolejne takie perełki.

    Big Lebowski
    16 May 2020
     10:59pm

    A ja potrafię powiedzieć, że pan Kędziora jest bardzo don’t fajnym trenerem. I wiem to od wielu nie próbujących , mu wchodzić między pośladki żużlowców. Dzisiejsza laurka jest osobistym wyznaniem Sierakowskiego bardzo przeze mnie poważanego dziennikarza. Pzdr!

Skomentuj