Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Od wielu lat ksiądz Jan Kiełbasa jest kapelanem lubelskich sportowców. Jego wielką pasją oczywiście jest speedway. Rzadko kiedy omija rywalizację żużlowców startujących przy Alejach Zygmuntowskich. O lubelskim żużlu oraz o tym, ile w sporcie daje wiara w rozmowie poniżej.

Proszę Księdza, od kiedy Ksiądz jest sympatykiem żużla?

Fanem tego sportu jestem od 56 lat. Tak naprawdę moje zainteresowanie tym sportem zaczęło się na pierwszym roku studiów w seminarium duchownym, a był to rok 1963.  Poszedłem na początku z kolegą i pamiętam, że mi wówczas metanol pachniał, a koledze odwrotnie. Ksiądz rektor w seminarium mi zaufał i mogłem chodzić na mecze ligowe. Później, kiedy już pełniłem posługę na parafii, to o pozwolenie było trudniej z racji obowiązków i nie zawsze, kiedy chciałem, mogłem wybrać się na zawody żużlowe.

Co Księdzu się spodobało w tym sporcie?

Przede wszystkim, ten sport to jest piękna walka i rywalizacja połączona z wielką odwagą młodych ludzi, którzy dosiadają tych motocykli. Zawsze jak chodziłem na żużel, to modliłem się za wszystkich startujących zawodników. Jest to też sport bardzo widowiskowy i jazda tych chłopców, którzy go uprawiają zasługuje na nasz podziw.

Przez lata obecności w lubelskim żużlu miał Ksiądz z pewnością styczność z wieloma zawodnikami…

Tak, to prawda. Wielu z nich poznałem osobiście. Jednak najbliżej zaprzyjaźniłem się z Markiem Kępą i jego rodziną. Łączą nas po dziś dzień sympatyczne, prawie wręcz rodzinne stosunki. Poznałem oczywiście Adamsa czy Nielsena oraz wielu zawodników.

Przez wiele lat ksiądz Kiełbasa poznał wielu zawodników. W środku Jerzy Mordel.

Z tego, co mi wiadomo, kiedyś Ksiądz nagrywał również mecze żużlowe?

Tak. Miałem kamerę video i nagrywałem spotkania żużlowe. To było właśnie za czasów Hansa Nielsena i Leigh Adamsa. Przerzuciłem te nagrania z kaset na płyty DVD, a teraz pora, aby to przerzucić z kolei na karty pamięci. Te nagrania to wspaniała pamiątka lubelskiego żużla. Siedziałem na wprost startu i nagrywałem. Oczywiście najpierw się modliłem za szczęśliwy przebieg zawodów, a potem dopiero brałem się do nagrywania. Myślę, że jak kiedyś to uporządkuję, to będzie bardzo cenna pamiątka.

Początek lat 90. ubiegłego wieku to czas odrodzenia żużla w Lublinie…

Lublin tak naprawdę, między innymi za sprawą Hansa Nielsena, stał się wtedy stolicą polskiego żużla. Dopiero po Nielsenie następni zawodnicy z zagranicy podpisywali kontrakty w innych klubach. Hans to był wielki zawodnik. On wsiadał i wygrywał. Na niego właśnie chodziły tysiące ludzi. Teraz po wielu latach przerwy wracamy w Lublinie do tych pięknych czasów. Mamy cudownych kibiców i tworzą oni wspaniałą atmosferę na żużlu. Nie bez powodu nasi kibice są chwaleni w całej Polsce.

Jest Ksiądz kapelanem sportowców różnych dyscyplin, nie tylko żużla…

Od wielu lat jestem opiekunem również innych dyscyplin jak choćby piłki ręcznej czy koszykówki. Jestem kibicem, fanem, ale też traktuję sport jako duszpasterz i wspieram sportowców swoją modlitwą. Jeśli chodzi o żużel, to od wielu lat mam miejsce w kabinie na stadionie żużlowym i każdy mecz błogosławię. Mam złożone ręce i podczas zawodów modlę się za zawodników, tak naprawdę przez cztery okrążenia. Modlę się za dobry przebieg zawodów i szczęśliwe ich zakończenie.

Zawodnikom obecność Księdza pomaga?

Oczywiście, że tak. Oni wiedzą, iż jestem obok i modlę się za to, aby wszystko przebiegło bezpiecznie. Kiedy nie ma mnie na stadionie, to modlę się z różańcem przed telewizorem. Powiem panu, że bardzo mi szkoda teraz drużyny „Aniołów”. Mam nadzieję, że utrzymają się w lidze.

Zawsze podczas zawodów częstuje Ksiądz dzieci cukierkami..

Tak, to już tradycja, którą praktykuję od lat. Kupuję je ze swoich oszczędności, teraz ze swojej emerytury  i rozdaję dzieciom. Czuję po prostu potrzebę dzielenia się z innymi. Ostatnio trochę to zmieniłem i w ubiegłym roku podczas meczu barażowego z dużymi obawami o reakcję podszedłem z cukierkami do sektora kibiców Rybnika. Wręczyłem im chyba dziesięć kilo cukierków, aby mieli na drogę powrotną. Teraz niedawno to samo zrobiłem dla kibiców z Torunia. Mam dla nich bardzo wielki szacunek. Przy problemach sportowych swojego zespołu jadą bardzo daleko, aby dopingować swój zespół. Szkoda mi Torunia i modlę się, aby utrzymali się w lidze. Słyszałem, że może ligę powiększą i Toruń pozostanie. Była zabawna historia, bo pytam się tych kibiców z Torunia, czy wiedzą, co się dzieje z księdzem Piotrem Prusakiewiczem. Proszę sobie wyobrazić, ja się o księdza Piotra pytam, a tu ktoś podskakuje i mówi – to ja, ksiądz Piotr. Ksiądz Prusakiewicz podszedł do oddzielającej nas kraty i serdecznie się wyściskaliśmy. Podszedłem też do kibiców z Wrocławia. Bardzo mili fani. Ja robię po prostu to, co do mnie należy. Wspieram swą modlitwą za szczęśliwą jazdę i dobry przebieg zawodów.

Ksiądz Kiełbasa zawsze modli się o szczęśliwy przebieg każdego wyścigu

Obdarowuje też Ksiądz zawodników i to nie cukierkami…

Zgadza się. Wręczam zawodnikom, sędziom czy innym osobom ze środowiska żużlowego poświęcone breloczki z Ojcem Świętym lub Świętym Krzysztofem. Mam po prostu wielką radość, kiedy mogę się dzielić z innymi.

Jak ważna jest wiara w sporcie?

Bardzo, ale to bardzo, moim zdaniem, ważna. Wiara w każdym elemencie tak naprawdę umacnia człowieka, choć my sami nie zawsze sobie z tego zdajemy sprawę. Wielu sportowców mówi – miałem łut szczęścia. Ten łut to właśnie nic innego jak pomoc od Boga. Wie pan, kiedyś śledziłem mecz Motoru w Daugavplis. Po ósmym biegu Motor przegrywał sześcioma czy ośmioma punktami. Wziąłem różaniec i zacząłem się modlić do Ojca Świętego o pomoc dla naszych zawodników. Mecz wygrywaliśmy, a ja zadzwoniłem do prezesa i powiedziałem, że ten mecz wygraliśmy w łączności z Ojcem Świętym. Jestem przekonany o jego pomocy, sam dzięki niemu doznałem łaski uzdrowienia. Ja się modlę, ale niech wygrywają lepsi. Wiara jednak jest potrzebna. Z opieką Boga na pewno nie tylko w sporcie, ale i w życiu jest zdecydowanie łatwiej mierzyć się z jego trudami.

Żartobliwie mówiąc chyba ci zawodnicy, którzy wierzą w Boga szybciej skręcają w lewo….

Myślę, że to nawet nie żartobliwie. Jestem pewien, iż ci zawodnicy, którzy wierzą w Boga i jego moc, mają na torze po prostu łatwiej. Wiedzą po prostu, że jest ktoś, kto nad nimi czuwa, a to pomaga w sporcie – proszę mi wierzyć.

Są zawodnicy, którzy proszą księdza o modlitwę za ich sukces sportowy?

Oczywiście, że tak. Są tacy zawodnicy. Zresztą nasza drużyna Motoru ma swój rytuał. Spotykamy się, modlimy się wspólnie i święcimy motocykle oraz tor. Udzielam przed sezonem również wszystkim błogosławieństwa. Modlimy się również za tych, którzy już od nas odeszli. Powiem panu, że bardzo przeżyłem śmierć Krystiana Rempały. Zawsze się za niego modlę. Ten sport ma również swoje bardzo smutne historie…

Jedną z takich była historia Roberta Dadosa… Jak go Ksiądz wspomina?

Robert to był bardzo dobry zawodnik. Często go wspominam. Kibice, mam nadzieję, również go pamiętają, choć minęło już wiele lat od jego śmierci. Ja odprawiałem uroczystości pogrzebowe. Pamiętam, że mówiłem – drogi Robercie, pokonałeś tyle wiraży na torze, a z tego życiowego nie wyszedłeś. To było dla nas wszystkich w Lublinie bardzo trudne przeżycie. Nie zapominajmy o takich zawodnikach jak Rafał Kurmański, Łukasz Romanek i wielu innych, którzy odeszli. Patrząc w przyszłość, nie zapominajmy o przeszłości, tej smutnej również.

Przed sezonem ksiądz zawsze święci motocykle oraz tor

Proszę Księdza, kto wygra ligę i który będzie Motor Lublin?

Myślę, że ligę wygra Unia Leszno, a jeśli chodzi o Motor Lublin, to jesteśmy pełni nadziei, że unikniemy baraży. Ja jeszcze raz wrócę do „Aniołów”. Marzy mi się, aby powiększyli ligę o dwa zespoły. Toruń to klub z wielkimi tradycjami, wspaniałymi kibicami oraz pięknym stadionem i nie zasługuje na spadek.

Bywał Ksiądz również często na stadionie w Rzeszowie?

Tak. Jeździłem do Rzeszowa na mecze, kiedy była tam pani Marta Półtorak,  a w Lublinie wtedy akurat nie jeżdżono. Zawsze pani Marta mówiła, że jak przyjeżdżam, to wygrywają akurat mecze.

Co Ksiądz chciałby przekazać młodym zawodnikom?

Ten sport się bardzo mocno skomercjalizował. Za bardzo to skręciło w stronę pieniędzy. Młodym zawodnikom chcę przekazać, że nie pieniądze są najważniejsze, a ich własne zdrowie i zdrowie innych kolegów. Bardzo ważne jest, aby okazywali sobie wzajemnie szacunek na torze. Rywalizujcie na torze, ale bezpiecznie, a ja Was wspieram wszystkich modlitwą. Bardzo mi się podoba, jak widzę u skoczków narciarskich znak krzyża, który czynią przed oddaniem skoku. Nie wstydzą się tego. Jeśli ma się w sobie wiarę w Boga, to się czuje taką wewnętrzną siłę. Dodatkowy „spirit”. Nie jestem sam. Bóg mi towarzyszy i wszystko będzie dobrze. Wiara, miłość oraz dobro czynione drugiemu człowiekowi to bardzo ważne rzeczy nie tylko w życiu, ale w sporcie również. W błędzie są też Ci, którzy myślą, że sama modlitwa wystarczy. Pamiętajmy, Pan Bóg nie pomaga próżniakom i leniom. Pan Bóg pomaga tym, którzy ciężko pracują.

Ksiądz Kiełbasa od wielu lat wspiera lubelską drużynę

Są zawodnicy, którzy po wypadkach na torze tracą zdrowie i tym samym wiarę w Boga, że akurat to ich nieszczęście spotkało…

To bardzo widowiskowy, ale i niezmiernie niebezpieczny sport. Można i na ulicy nogę złamać. Zawodnicy wiedzą, że wsiadając na motocykl podejmują ryzyko utraty zdrowia i życia. Dlatego apeluję o wzajemny szacunek i szlachetną walkę, aby kontuzji było jak najmniej. Najważniejszy na torze jest nie wynik, a szacunek dla rywala. Ja wiem, że ten sport jest drogi i pieniądze są ważne, ale nie ma nic cenniejszego aniżeli życie drugiego człowieka. Często Bóg wystawia nas na życiowe próby i myślę, że ci zawodnicy, którzy wierzą w Boga to rozumieją i potrafią sobie nieszczęścia na torze, które ich spotykają w zgodzie z Bogiem wytłumaczyć.

Okazywanie szacunku to chyba też przesłanie dla kibiców…

Jak najbardziej. Drodzy Kibice, proszę, szanujcie się nawzajem i pięknie dopingujcie zawodników. Kibice z kulturą to wielka pomoc dla zawodników i duże wsparcie. Powiem panu, że jak patrzę na kibiców piłkarskich, to jest po prostu dramat. Na żużlu jest bardzo miło, rodzinnie i, proszę, zachowajmy to jak najdłużej. Podziwiajmy zawodników i nagradzajmy kulturalnie za piękne widowiska, które dla nas tworzą. Ja Panu Bogu dziękuję, że żużel ma tak wspaniałych kibiców.

Jakieś przesłanie dla dziennikarzy sportowych ma ksiądz również na zakończenie naszej rozmowy?

Jak najbardziej. Kochani Panowie dziennikarze. Obiektywnie relacjonujcie fakty oraz zawody. To jest najważniejsze w Waszej pracy. Dziennikarze mają ogromną moc i niekiedy mogą wyrządzić komuś nieopacznie bardzo dużą krzywdę. Nie czyńcie drugim zła. Wie Pan, jest taki jeden dziennikarz, do którego miałem nawet dzwonić, ale odszedłem od tego pomysłu. Nie może być tak, że ktoś na kogoś się uprze i bez powodu dołuje i wyrządza krzywdę. Zawodnicy, działacze to ludzie, którzy mają też swoje rodziny i pewne artykuły przeżywają. Chwalcie za dobro, gańcie za zło, ale wtedy, kiedy są powody, a nie toczone prywatne wojny. Najważniejszy jest obiektywny przekaz. Jeśli mam moralność, to mogę być dziennikarzem, bo będę obiektywny. Jeśli jej nie mam, lepiej pióro odłożyć, zająć się czymś innym i nie robić ludziom krzywdy.  Niektórzy moralności nie mają i czynią zło. Możecie zrobić wiele dobrego, ale i wiele złego. Pamiętajcie o tym, proszę.

Dziękuje serdecznie za rozmowę.

Dziękuję również i pozdrawiam wszystkich kibiców oraz zawodników tego pięknego sportu. Błogosławię wszystkich fanów żużla.