Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Po dobrych kilku tygodniach przerwy Nice 1. Liga Żużlowa znów postanowiła być bardzo interesująca. Okazuje się, że ten zdecydowany faworyt wcale nie taki zdecydowany, a i może się okazać, że z rozgrywkami wcale nie musi się pożegnać ten kłopotliwy nie-polski klub. Paru żużlowców pokazało, że komplecik punktów jak chcą to jednak mogą zrobić. Paru pokazało również, że nie powinni ruszać się ze swojego matecznika i powinni mieć wyjazdowy zakaz.

Piękna pogoda, sporo ludzi na trybunach i całkiem przewidywalne wyniki. Najważniejsze jednak, że złożyło się to wszystko na arcyciekawą sytuację w tabeli po 11. kolejce. Sprawa awansu i udziału w barażach o utrzymanie jest nadal jak najbardziej otwarta. W zasadzie to jeszcze nawet Lokomotiv mógłby się wślizgnąć do play-off, bo ma do czwartego miejsca na teraz tylko 3 punkty straty. Chyba jednak nie to chwilowo zaprząta im głowę. Tymczasem mieliśmy w tej kolejce paru bohaterów. Oto oni, zapraszamy na Hop-Bęc zaplecza elity:

HOP:

1. Trzej Królowie (niemal) kompletni

Jeśli w poprzednich kolejkach czegoś ewidentnie nam brakowało, to zawodników z kompletem punktów przy swoich nazwiskach. Ostatnio dopiero na poziom stratosfery wdrapał się Peter Ljung i ani myśli schodzić. Tym razem nie zdołał co prawda zrobić piętnastki, co dawałoby mu nieprawdopodobny wręcz hat-trick uzyskanych kompletów. Wszystko przed upadek w ostatnim biegu, który znając życie by wygrał. Tym razem Szweda wyręczyło aż dwóch zawodników. Jego klubowy kolega Wiktor Kułakow, jako drugi najlepiej punktujący ligi przyzwyczaił już do swojej równej wysokiej formy, a teraz jeszcze sięgnął po komplet, na który czekał od kwietnia. Drugim debeściakiem jest Andrzej Lebiediew. Łotysz też świetnie punktował, ale zawsze brakowało kropki nad i. Ta nadeszła w arcyważnym meczu z Arged Malesa TŻ Ostrovią. Jeśli Lebiediew ma naprawdę silne barki, to może na nich jeszcze wyprowadzić swój zespół ze strefy barażowej.

2. Unia chyba jednak chce wrócić

Konsekwencją tej wybornej wręcz postawy Unii Tarnów jest to, że PGG ROW Rybnik nie jest już samotnie uciekającym jeźdźcem, przed którym zaczęła już powoli skrzypieć brama z napisem „PGE Ekstraliga”. Pokonanie za 3 punkty lidera rozgrywek oznacza, że tarnowianie mają do niego tylko tyleż oczek straty i dwa odjechane mecze mniej. Czyli przy efektywnym ciułaniu punktów bonusowych, rundę zasadniczą mogą zakończyć jeszcze przed podopiecznymi Piotra Żyty, którzy pauzują w ostatniej serii spotkań. Wszystko to obserwujemy ze strony drużyny, która po zeszłorocznej degradacji z PGE Ekstraligi wcale nie miala ambicji natychmiast wrócić w szeregi najlepszych. Widząc jednak co się dzieje, przezorni właściciele chyba będą musieli się liczyć z taka ewentualnością. Może się jednak za bardzo nie zmartwią.

3. Komu te baraże?

Lokomitiv zaczął wygrywać, Orzeł wręcz przeciwnie. Do końca rozgrywek pozostały jeszcze 3 kolejki, a obydwa zespoły mają identyczną liczbę punktów i bonusów. Jedyną przewagą podopiecznych Lecha Kędziory jest to, że swój bonus uzyskali właśnie kosztem Łotyszy. Tendencja jest jednak nieubłagana, Lokomotiv wygrał dwa z ostatnich czterech spotkań, Orzeł poległ we wszystkich z nich. Oznacza to, że do samego końca toczyć się będzie bój o uniknięcie ostatniego miejsca w lidze. W tą niezbyt chlubną rywalizację włączyć się jeszcze może Zdunek Wybrzeże Gdańsk, które ma zaledwie jeden punkt więcej niż wymieniona dwójka. Dobrze to świadczy o poziomie tegorocznych zmagań. W zeszłym sezonie mieliśmy drużynę ARGE Speedway Wandy Kraków, niemiłosiernie laną tak u siebie jak i na wyjeździe. Trochę emocji w dolnej części tabeli jeszcze nikomu nie zaszkodziło.

BĘC:

1. Bezzębność Rekinów, że aż strach

Już w pierwszym spotkaniu pomiędzy PGG ROW-em Rybnik a Unią Tarnów coś nie do końca grało po stronie miejscowych. Bewley wrócił i zdobył ledwie punkt, tymczasem żegnany bez żalu w Rybniku Czaja zdobył dla gości dwucyfrówkę. Skończyło się raptem 8 punktami przewagi gospodarzy i los bonusa wydawał się być wysoce niepewny. Spotkanie rewanżowe pokazało, że było się czego obawiać. Unia w międzyczasie zdążyła się rozpędzić i wygrywała jak leci. Rybniczanie odprawili z kwitkiem Lokomotiv Daugavpils i jechali do Jaskółczego Gniazda pełni nadziei przynajmiej ten jeden punkt. Ciężko jechać jednak mając w składzie jedynie Kacpra Worynę i Troya Batchelora jako tako przypasowanych do miejscowego toru. Goście masowo przegrywali starty i nie odrabiali strat na dystansie. Zawiedli wspaniały tydzień temu Nick Morris, mający lekki regres formy Mateusz Szczepaniak, a w szczególności Linus Sundstroem, który już któryś raz z kolei pokazał, że poza Gliwicką 72 jeździć zwyczajnie nie potrafi.

2. Czy Orzeł jeszcze może?

Skądinąd ciekawy projekt prezesa Skrzydlewskiego, jako żywo przypomina sytuację Get Well Toruń w PGE Ekstralidze. Stadion – super. Finanse – płynne. Nazwiska – więcej niż solidne. I klapa! Miała być Ekstraliga, a kto wie, czy nie będzie baraży przeciw zaskakująco dobrym w tym sezonie drużynom z Bydgoszczy lub Poznania. Zespół, który zaliczył całkiem dobry start, posypał się w pewnym momencie jak domek z kart. Wydawało się, że z Danielem Jeleniewskim, mającym piorunujący początek, autostrada do play-off będzie prosta jak stół, a szlabany na niej otwarte do ostatniego odcinka. Kontuzja Hansa Andersena tym kolektywem jednak zachwiała, a absencja Tobiasza Musielaka to już po prostu było zbyt wiele. Wciąż jednak wszystko jest w orlich szponach i jeśli nastąpi pobudka pozostałych podopiecznych Lecha Kędziory, na łódzką Motoarenę Kolejarz Rawicz przyjedzie w przyszłym sezonie co najwyżej potrenować.

3. Nie ma Gapińskiego, nie ma Ostrovii

20 punktów na minusie, zero wygranych biegów i strata punktu bonusowego. Tak wygląda cokolwiek wstydliwy dorobek zespołu Arged Malesa TŻ Ostrovii w meczu z Lokomotivem Daugavpils. U gości rzucał się w oczy brak Tomasza Gapińskiego. Kontuzjowany 37-latek nie mógł pomóc swojej drużynie w drugim kolejnym spotkaniu i jego absencji nie dało się zamaskowac stosowaniem ZZ-ki przez trenera Mariusza Staszewskiego. W poprzednim meczu, gdy Gapińskiego również nie było wśród startujących, ostrowianie co prawda wygrali ze Zdunek Wybrzeżem, ale również nie obronili bonusa. W drużynie nie przewidują póki co nerwowych ruchów i powtarzają, że nie potrzebny im nowy zawodnik. Jest w tym sporo racji, bo Arged Malesa TŻ Ostrovia raczej w play-off pojedzie. Ze zdrowym Gapińskim mogłaby zająć jednak znacznie korzystniejsze miejsce przez decydującymi starciami o awans do PGE Ekstraligi.

MATEUSZ ŚLĘCZKA