Tomasz Gollob, indywidualny mistrz świata z 2010 roku. FOT. JAROSŁAW PABIJAN
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

O wygraniu choćby jednej rundy cyklu Grand Prix marzy chyba każdy zawodnik. Większe szanse mają ci, którzy… ścigają się w cyklu. Mają cel na wyciągnięcie ręki, choć niekiedy to wyciąganie trwa bardzo długo i do celu niejednokrotnie prowadzi różnymi sposobami.

Od początku obecnego schematu Grand Prix tylko dziesięć razy zawodnicy wygrywali turniej z maksymalną liczbą punktów. Dwukrotnie uczynili to Tony Rickardsson (2005), Nicki Pedersen (2007) i Tomasz Gollob (2010). Raz ta sztuka udała się Jasonowi Crumpowi (2009), Gregowi Hancockowi (2015), Jarosławowi Hampelowi (2014) oraz Emilowi Sajfutdinowowi (2009).

Jedno jest pewne – aby mieć szansę na zwycięstwo, trzeba zakwalifikować się do półfinałów.

Udział w półfinale zawodów gwarantuje tak naprawdę zdobycie dziesięciu punktów w swoich pierwszych pięciu startach. Tylko raz zawodnik zajął ósme miejsce w turnieju podstawowym z większą liczbą punktów niż dziesięć. Uczynił to Piotr Pawlicki w 2016 roku w Gorzowie.

Zdobycie dziewięciu punktów w rundzie zasadniczej daje w dotychczasowej historii turniejów aż 98 procent gwarancji na udział w półfinale. Tylko pięciu zawodników do tej pory nie zakwalifikowało się z dziewięcioma punktami do półfinałów. To: Andreas Jonnson (2006), Chris Holder (2011), Maciej Janowski (2015), Tai Woffinden ( 2017) oraz Jason Doyle w sezonie 2018.

Zdarzało się i tak, że do półfinałów zawodów awansowali zawodnicy z tylko sześcioma punktami na koncie po rundzie zasadniczej. Tymi szczęśliwcami byli: Scott Nicholls (2005), Hans Andresen (2007), Adrian Miedzinski (2010), Rune Holta (2010) oraz Piotr Pawlicki (2017)

Największym „szczęściarzem” Grand Prix jest Hans Andersen, który z sześcioma punktami po rundzie zasadniczej zajął we wrocławskiej rundzie Grand Prix drugie miejsce w zawodach.

Statystycznie, aby formalności w wyliczeniach stało się zadość, 74 procent szans na półfinał ma zawodnik, który zdobędzie osiem punktów w swoich pierwszych startach, a tylko 17 procent ten, który rundę zasadniczą kończy z siedmioma punktami na koncie.

Zakładając, że awans do półfinałów mamy za sobą, spójrzmy, co statystyki mówią dalej.

Ze 153 turniejów rozegranych do tej pory tylko trzykrotnie wygrali zawodnicy mający na koncie siedem punktów po rundzie zasadniczej, a tylko dziewięć razy na najwyższym stopniu podium stali ci, którzy po rundzie zasadniczej mieli na swoim koncie tylko „osiem” oczek.

65 procent zawodów Grand Prix kończyło się zwycięstwem zawodnika, który po rundzie zasadniczej turnieju miał jedenaście lub więcej punktów.

Zawody Grand Prix można wygrać, będąc danego dnia po prostu najlepszym. Lub też wygrywając jeden, ale za to najważniejszy wyścig. Jak choćby Leon Madsen w Warszawie.

Skorzystano z materiałów Speedway Star