Żużel. Jacek Dreczka: Robię sobie przyjemność i to nagrywam. W przeszłości chciałem być synem Tomasza Bajerskiego!

Fot. Wojciech Tarchalski
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Podcast, w dobie Youtube i Spotify bardzo modny, przecież jest ich całe mnóstwo o tematyce wszelakiej – kryminalnej, dokumentalnej, politycznej (ale w to się nie zagłębiamy). Do tej pory próżno było jednak szukać ciekawego podcastu o tematyce żużlowej, z którego przebiegu moglibyśmy dowiedzieć się więcej aniżeli usłyszymy podczas standardowego wywiadu przed kamerą telewizyjną. Jacek Dreczka postanowił stworzyć coś dla siebie, co jemu samemu sprawia przyjemność, a przy tym umila czas coraz szerszemu gronu odbiorców. Zapraszamy na rozmowę z prezenterem/spikerem Betard Sparty Wrocław, twórcą podcastu „Mówi się żużel”.

 

Jacku, na wstępie zapytam Cię o to skąd w ogóle u Ciebie zamiłowanie i pasja do żużla? Rodzina, znajomi, kto Cię tym „zaraził”?

Mój tata Janusz był dyrektorem Wydziału Kultury, Sportu i Turystyki Urzędu Wojewódzkiego. Chodził na żużel służbowo to mnie zabierał. W latach 90-tych w Gorzowie.

Czyli rozumiem, że miałeś wejściówki na stadion za darmo (śmiech)?

Chyba tak, nie pamiętam (śmiech). Ale moje pierwsze doświadczenie z żużlem to była ostra jazda. Siedziałem bardzo blisko startu. Pamiętam, że jeden z zawodników – chyba Piotr Rembas „wywinął orła” na starcie. Dosłownie kilka metrów ode mnie. Popłakałem się. Bolało od samego patrzenia. Na szczęście wstał i poszedł do parku maszyn.

Pochodzisz z Gorzowa Wielkopolskiego i tam mieszkasz, o ile się nie mylę. Pracujesz natomiast we Wrocławiu. Chce Ci się tak daleko podróżować?. A tak poważnie, jak to się stało, że wylądowałeś na Stadionie Olimpijskim?

Gdybyś mnie zapytał, czy mi się chce 10 lat temu jeździć z Gorzowa do Rzeszowa to może bym się zastanowił nad odpowiedzią. Wtedy to było. Pociągiem kiedyś tłukłem się tam nawet 19 godzin. Na szczęście stać mnie było na kuszetę (śmiech)

To przecież można z Gorzowa na południe Chorwacji w tym czasie dojechać (śmiech)…

No dokładnie! A czy do Wrocławia chce mi się dojeżdżać? Bardzo mi się chce. Nie wyobrażam sobie w tej chwili innej opcji niż Sparta. Nam naprawdę chce się tam jeździć. Mógłbym Ci zacząć sypać tekstami typu „moje serce bije dla Wrocławia”, ale nie lubię takiego ściemniania (śmiech). Po prostu mamy we Wrocławiu, w Sparcie prawdziwych przyjaciół. Rodzinę, jak to mówi Andrzej Rusko. Świetna atmosfera, bardzo serdecznie nas tam traktują. Oczywiście praca na Stadionie Olimpijskim to jest świetne przeżycie za każdym razem.

Fot. Wojciech Tarchalski

Ok, ale jak się w tym Wrocławiu znalazłeś? Ktoś do Ciebie zadzwonił, a może Ty wykonałeś kilka telefonów?

Jak Stadion Olimpijski był modernizowany, Sparta jeździła w Poznaniu na Golęcinie. Na sezon 2016 kluby dogadały się tak, że prezenter miał być z Wrocławia, a spiker z Poznania. Mnie w Poznaniu ludzie dość dobrze kojarzyli – mój głos, mój styl… Zadzwonił do mnie Arkadiusz Ładziński z propozycją żebym za darmo prowadził zawody w tamtym sezonie jako spiker. Nie miałem wtedy innego pomysłu więc się zgodziłem. Przyjechałem na pierwszy mecz i na dzień dobry dostałem „wiązankę” od pani Krysi Rusko (wtedy Kloc). Zapytałem tylko luźnym językiem którędy mam pójść? W odpowiedzi usłyszałem, że z takim brakiem kultury i narcyzmem daleko nie zajdę, coś w tym stylu (śmiech). To była urocza historia. Czasem to pani Krysi przypominam a ona udaje, że nie pamięta. Bardzo się lubimy. Zresztą w tamtym sezonie na ostatnich zawodach pani prezes oznajmiła mi „Jacek. Będziesz przyjeżdżał od przyszłego roku do Wrocławia”. Co miałem zrobić? (śmiech)

W porządku, ale zanim zaczniemy na poważnie o tematach zawodowych rozmawiać, zaimplementujemy nieco „prywaty”. Masz żonę i dwójkę dzieci, w dodatku małych. Masz czas na to wszystko? Podróże, praca, teraz do tego doszły jeszcze podcasty zimą, kiedy teoretycznie mógłbyś bardziej poświęcić się rodzinie i domowi…

To wszystko można pogodzić pod jednym warunkiem… . Moja żona Marta tak samo jak ja uwielbia i rozumie żużel. Zresztą oboje prowadzimy zawody we Wrocławiu. Marta jest spikerem na wieżyczce a ja prezenterem na murawie.

Ok, to jest mocny argument…

Jesteśmy małżeństwem między innymi dlatego, że połączyła nas wspólna pasja – żuzel właśnie. Oboje jesteśmy dziennikarzami i często biurko w biurko rozmawialiśmy na różne tematy. W końcu zaprosiłem Martę na randkę. Tak się składa, że to było 1 listopada. I poszliśmy wieczorem na długi spacer na cmentarz. Wracając do tematu, moja żona sama często planuje mi harmonogram, choćby związany z nagrywaniem podcastów. Dzięki mojej rodzinie, która jest bardzo pomocna i wyrozumiała, mam czystą głowę i wiem, że sobie poradzą w czasie, jak mnie nie ma.

Z pewnością niełatwo w Twoim przypadku o nadmiar czasu wolnego. Gdybyś jednak miał tydzień „luzu”, czym chętnie byś się zajął?

Gdybym miał tydzień luzu to bym się martwił. Od kiedy mamy dwie małe córki pojęcie czasu wolnego mocno nam się przedefiniowało. Powiem Ci, że lubię spędzać dużo czasu z dziećmi i żoną, ale nie jestem w stanie odróżnić kiedy ten czas jest wolny a kiedy nie. Ja miałem czas wolny teraz, jak przez dwa dni byłem chory (śmiech). To sobie odpocząłem pracując nad podcastem z Jackiem Gollobem.

Jaką dyscypliną sportu, poza żużlem interesujesz się najbardziej? A może jakie są Twoje zainteresowania pozasportowe?

Kiedyś interesowała mnie siatkówka, ale wkurzyli mnie, bo zakodowali ją w Polsacie i przestałem oglądać. Śledziłem też w telewizji skoki narciarskie, ale w tym roku przestałem oglądać. Nie wiem dlaczego. Dawniej nie wyobrażałem sobie niedzieli bez skoków narciarskich.

Ale nie ma to związku z faktem, że emisja obecnie odbywa się w stacji TVN, a nie TVP (śmiech)?

Wiesz co, nie wiem naprawdę. Bardziej chyba chodzi o to, że ta dyscyplina zrobiła się nudna. Przewidywalna. Te zawody zawsze wydają mi się takie same. Nie chcę nikogo urazić, to tylko moja opinia. Mam wrażenie, że globalnie nawet nastąpił spadek popularności i zainteresowania skokami. A jeśli chodzi o moje zainteresowania pozasportowe, to bieżące sprawy. Interesuje mnie to, co dzieje sie wokół mnie – lokalnie, co dzieje się w Polsce, w Europie i na świecie. Lubię przeglądać Internet ale w sposób pożyteczny, staram się z niego korzystać mądrze, a nie tylko w poszukiwaniu głupot albo memów.

Ok, przejdźmy do pracy. XXI wiek, niemalże każdy korzysta z Spotify i Youtube, a nikt wcześniej nie wymyślił podcastów żużlowych na wysokim poziomie. Skąd ten pomysł, czy jest to Twój autorski, a może ktoś Ci go podsunął?

Ja tej tezy nie potwierdzę, że to pierwszy podcast na wysokim poziomie. To Twoja ocena. Ja nie chce się z nikim porównywać. Nie po to to robię. Tak naprawdę tym podcastem robię sobie przyjemność i to nagrywam. Lubię to. A skąd pomysł? Najpierw jak oglądałem serial w Canal+ „To jest żużel” czułem niedosyt. Bo co któryś żużlowiec zaczynał mówić ciekawe rzeczy to było cięcie. I następny wątek, ciach. No i wtedy pomyślałem, że no gdzie oni się tak spieszą? Przecież to do internetu robią. Jest zima, dajcie tym ludziom więcej tych historii. Zawodnicy chcą gadać, to było słychać. Później jechałem do Poznania prowadzić galę żużlową. Na autostradzie śnieżyca, wszyscy na letnich oponach. Korki, jazda 20 kilometrów na godzinę a ja piosenek świątecznych słucham. I wtedy pomyślałem, że jakby taki podcast w przyzwoitej jakości radiowej był to bym posłuchał. Ale to jeszcze nie jest ten moment. Ten moment nastąpił po dwóch drinkach podczas naszych wirtualnych imprez z przyjaciółmi z Wrocławia. Śmieję się, bo to taka pozostałość po covidowych lockdownach. Spotykamy się na Zoomie. Siadamy, gadamy, śmiejemy się. Oni we Wrocławiu a my w Gorzowie. No i wtedy o tym powiedziałem. A oni „no to rób”. To zrobiłem.

Sala prób JAMA we Wrocławiu

Wyszło bardzo dobrze, ale opowiedz mi jak to wygląda cała „kuchnia”. Dzwonisz do zawodnika bezpośrednio, zagadujesz, zapraszasz do studia i tak bez wahania wszyscy się zgadzają? Wiem, że studio oganizujesz samodzielnie, gdzieś w pobliżu miejsca zamieszkania danego rozmówcy. Jak ta organizacja wygląda? Szukasz wolnego pokoju na booking i organizujesz tam studio (śmiech)?

Nie mogę sprzedać całego warsztatu, bo dam Ci gotowy produkt (śmiech). Żartuję. Na pewno to nie jest takie proste jak mogłoby się wydawać. Szczególnie na początku nie było i nie wszyscy rozumieli do czego chce ich zaprosić. Podcast? Co to jest? Jakimś ułatwieniem było to, że niektórzy mnie kojarzą. Patryka Dudka czy Grzesia Zengotę znam dość dobrze. Dominik Kubera poznał mnie… po głosie. Czasem do nich dzwonię a czasem piszę na Messengerze. Takie czasy. Jak uda się dogadać gościa to pozostaje ogarnąć studio. Na miejscu. Blisko miejsca zamieszkania zawodnika. Wbrew pozorom nie są to duże koszty. Potrzebuję stolika, dwóch mikrofonów i zaplecza.

Słuchając Twoich podcastów zauważyłem, że nie boisz się zadawać trudnych pytań swoim gościom. Z reguły dziennikarze omijają „niewygodne” tematy. U Ciebie z kolei jest poważnie, ale jednocześnie zazwyczaj wesoło, a zawodnicy nie wydają się skrępowani…

Bo mamy „żużlosy”. Karteczki z tematami rozmowy. To dobre jest bo zawodnik losuje i jak mu nie pasuje to mówię „przecież sam wylosowałeś” (śmiech). Umówmy się, że formuła podcastu, czyli wielowątkowej, bardzo długiej, luźnej i swobodnej rozmowy to coś, do czego zawodnicy kompletnie nie są przyzwyczajeni i to widać. Ja celowo wprowadzam ich na początku w błąd. Mówię, że są wychowankami innych klubów żeby sprawdzić czy mnie słuchają. Niektórzy się denerwują, inni śmieją a niektórzy w ogóle tego nie zauważają. I taki początek już pokazuje im, że to nie jest sztywny temat tylko rozmowa człowieka z człowiekiem. Uczciwa rozmowa. Jak już gość (żużlowiec) zrozumie tę formułę, to automatycznie bardziej się otwiera i zaczyna opowiadać, zresztą bardzo ciekawie. Najważniejsze jest jednak to, że rozmowa odbywa się twarzą w twarz. A nie przez internet gdzie zawodnik ubierze klubową koszulkę i siedzi w bokserkach. A z tyłu biega piesek. To nie tak. Żeby była sensowna rozmowa zawodnik musi wyjść ze swojej strefy komfortu.

Podcasty to super pomysł dla stęsknionych w okresie zimowym kibiców. Sezon jednak tuż tuż. Czy będziesz w jego trakcie kontynuował nagrywanie, czy może będzie to koniec sezonu pierwszego Twojej twórczości i czeka nas przerwa?

„Mówi się żużel” – międzysezonowy podcast żużlowy, tak to nazywam. W trakcie sezonu to by się nie udało. Już teraz, w marcu coraz trudniej o gości. Jeden jedzie odebrać busa bo mu firma okleiła, drugi jeszcze jest na obozie a trzeci ma cię gdzieś bo już motor w warsztacie odpalił i poczuł wibracje. Normalna sprawa. Żużel to żużel. Pogadać można zimą a od wiosny powietrze już inaczej pachnie. Ja też w sezonie będę miał bardzo dużo pracy. Poza tym, co dla mnie bardzo ważne, ja te podcasty nagrywam w taki sposób żeby były aktualne cały czas. Unikamy tematów bardzo bieżących. Tak żeby jadąc w sezonie na żużel posłuchać w samochodzie jak „Mówi się żużel”.

Wróćmy do branży prezentera/spikera. Dużo zarabia się na takim stanowisku? Teraz prowadzisz zawody nie tylko we Wrocławiu, stałeś się bardziej rozpoznawalny, pokusze się o stwierdzenie, że jesteś najbardziej rozchwytywanym spikerem w tym kraju. Jak w tej „branży” się wybić?

Prowadziłem razem Krzysztofem Hołyńskim jego ostatnie zawody żużlowe w życiu. To było w Poznaniu jesienią 2006 roku. Ja się na ”Wujku Krzysiu” wychowałem. Wielki szacunek. I wtedy on powiedział mi jedną bardzo ważną rzecz. Miałem pamiętać, że jeżeli będę chciał coś w tej spikerce osiągnąć muszę wypracować swój styl. Tylko tyle i aż tyle. Na pogrzebie Krzysztofa w Sulechowie jego córka Justyna powiedziała mi, że Krzysiu upodobał sobie we mnie następcę. Fajne to było. Ważne. Ale dopiero po czasie dorosłem do tego żeby ten styl wypracować. Zacząłem prowadzić zawody chodząc po całym stadionie. Podczas przerw na równanie toru idę do ludzi. Z mikrofonem. Robimy konkursy. Zgadujemy kogo widać na telebimie? Czyj głos puszczamy z głośników? Czasem tak się zagadamy na trybunach we Wrocławiu, że zostaję tam na kolejne biegi i stamtąd je zapowiadam. Ludzie stoją obok i nagrywają telefonami. Później znajduję siebie na Instagramie albo facebooku. Przeżywamy żużel  razem. To jest mój styl. Blisko ludzi. I widzę, że niektórzy już to naśladują. To dobrze dla kibiców. A co do pieniędzy? Przyjemne kieszonkowe. Ale wyżyć się nie da. Chociaż kiedyś robiłem zawody za darmo. Teraz można kupić pół tony węgla (śmiech).

Wrocław – Andrzej Rusko oraz Krystyna Rusko słyną z tego, że sporo wymagają od swoich ludzi, co jest naturalne i nikogo nie powinno dziwić. Czy Ty również otrzymujesz bądź w przeszłości otrzymywałeś dokładne „wytyczne” jak ma wyglądać prowadzenie spotkania? Czy w tej materii pozostawiono Ci wolną rękę?

Ja uważam, że jeśli w określonym celu spotykają się inteligentni ludzie, to nie trzeba sobie nawzajem wszystkiego tłumaczyć. Ja nie trafiłem do Wrocławia dlatego, że państwo Krystyna i Andrzej chcieli mnie sobie „urobić”, tylko dlatego, że słyszeli co i jak robię. Pan prezes to jest najbardziej doświadczony działacz żużlowy w Polsce. Cieszę się z tej współpracy bo we Wrocławiu mogę się rozwijać. Rozumiem co mam do zrobienia i cieszę się, że mogę pracować w takim klubie z takimi kibicami, imprezami sportowymi i w takich warunkach. Mam pełną swobodę.

Sala prób JAMA we Wrocławiu

A który z zawodników, jezdżących obecnie bądź tych na emeryturze jest/był Twoim idolem?

Kiedyś miałem idoli. Trzech. Piotra Śwista, Tonego Rickardssona i Tomka Bajerskiego. W ogóle to kiedyś chciałem być synem Bayera (śmiech). Naprawdę!

Oryginalne marzenie (śmiech). Miałeś oferty zostania spikerem/prezenterem w innych ośrodkach? Choćby w Gorzowie? Miałbyś bliżej. Chodzi mi o ofertę stałego „kontraktu”, nie o prowadzenie pojedyńczych zawodów.

Miałem, z Gorzowa kilkukrotnie, kiedy funkcję prezesa klubu pełnił Marek Grzyb. Kiedyś pracowałem w Gorzowie ale później odszedłem i już nie było powrotu. To były czasy prezesa Zmory.

No i na koniec, poproszę Cię o typy na zbliżający się sezon. Kto będzie mistrzem Polski, kto zdobędzie pozostałe medale, a kto pożegna się z PGE Ekstraligą i dlaczego?

O nie, a muszę? Nie lubię tego, bo jak kiedyś wytypowałem Toruń w play offach to spadli z ligi. Co rok bawimy się w te spekulacje, a tak naprawdę to jest do niczego. Chciałbym bardzo żeby Betard Sparta Wrocław była mistrzem Polski. Co będę ukrywał? Emocje, które towarzyszyły mi w finale, kiedy Sparta zdobyła złote medale są nie do opisania. Nigdy wcześniej nie prowadziłem zawodów, podczas których drużyna wygrywa ligę (PGE Ekstraligę dop.red.).

Czyli są to inne doznania, inne uczucia, inne ciśnienie? Jak prowadzi się finał PGE Ekstraligi, po którym Twój klub zdobywa tytuł?

Oczywiście, że są inne. Wrocław też jest o tyle wyjątkowy, że sam stadion ma coś w sobie. Trudno jest to opisać, ale sami zawodnicy często przyznają podczas rozmowy, że jest jakaś magia Olimpijskiego. Wcale nie muszę ich „napuszczać” żeby tak mówili w podcastach (śmiech). Zwróćmy uwagę, że na trybunach Olimpijskiego prawie zawsze jest komplet publiczności. Samo to buduje atmosferę. Myślę, może nieskromnie, że mam w tym jakiś swój udział. Wiem też, że niektórych wkurzam i denerwuję…

Ale czym denerwujesz… słynnym „Wu Te Es” niosącym się po dzielnicach Sępolno i Biskupin (śmiech)?

No choćby tym właśnie (śmiech). Ale co z tego? Wiesz, w Internecie się z tego śmieją, ale w sieci każdy jest mądry i odważny. Ponadto w Internecie bardzo łatwo jest ludźmi manipulować, niestety. We Wrocławiu krzyczymy „Wu Te Es”, a w Grudziądzu krzyczą „Gie Ka Em”, w Częstochowie „Ce Ka Em” i nikt nie widzi w tym nic dziwnego ani śmiesznego (śmiech). To nie ja wymyśliłem „WTS”. Niektórzy kibice przyjeżdżają na Stadion Olimpijski tylko po to, żeby to usłyszeć, nagrać telefonem i puścić w eter…To znajdź mi lepszy pomysł na marketing (śmiech).

Jacek, dziękuję Ci bardzo za rozmowę. Owocnego sezonu i powodzenia nadal w tym, co robisz!

Dzięki, do zobaczenia!

Rozmawiał SEBASTIAN SIREK

Brak komentarzy dla: on Żużel. Jacek Dreczka: Robię sobie przyjemność i to nagrywam. W przeszłości chciałem być synem Tomasza Bajerskiego!
    Żużel. Jan Kvech już na torze. "Jestem szczęśliwy, że nowy sezon nam się rozpoczyna" - PoBandzie - Portal Sportowy
    12 Mar 2023
     12:39pm

    […] Żużel. Jacek Dreczka: Robię sobie przyjemność i to nagrywam. W przeszłości chciałem być syn… […]

    Żużel. Phil Morris w nowej roli. "Żużel mam we krwi" - PoBandzie - Portal Sportowy
    12 Mar 2023
     1:14pm

    […] Żużel. Jacek Dreczka: Robię sobie przyjemność i to nagrywam. W przeszłości chciałem być syn… […]

Skomentuj

Brak komentarzy dla: on Żużel. Jacek Dreczka: Robię sobie przyjemność i to nagrywam. W przeszłości chciałem być synem Tomasza Bajerskiego!
    Żużel. Jan Kvech już na torze. "Jestem szczęśliwy, że nowy sezon nam się rozpoczyna" - PoBandzie - Portal Sportowy
    12 Mar 2023
     12:39pm

    […] Żużel. Jacek Dreczka: Robię sobie przyjemność i to nagrywam. W przeszłości chciałem być syn… […]

    Żużel. Phil Morris w nowej roli. "Żużel mam we krwi" - PoBandzie - Portal Sportowy
    12 Mar 2023
     1:14pm

    […] Żużel. Jacek Dreczka: Robię sobie przyjemność i to nagrywam. W przeszłości chciałem być syn… […]

Skomentuj