Franz Zorn otrzymał od FIM-u dziką kartę na zawody Grand Prix rozgrywane na lodzie. Zamiast się radować z możliwości startów, zawodnik narzeka na zmęczenie oraz problemy związane z logistyką i przemieszczaniem się.
20 listopada ubiegłego roku Austriak udał się w samochodową podróż do Kamieńska Uralskiego. Na trening. Po jego zakończeniu zostawił tam auto i trzeci motocykl. Przed eliminacjami mistrzostw świata, w połowie stycznia tego roku, już samolotem podróżował do Rosji, gdzie bronił barw Torpedo Szadrinsk w tamtejszej lidze. Podczas ostatniego weekendu brał natomiast udział w zawodach ligowych w Ufie. Po ich zakończeniu udał się do kazachskich Ałmat na zawody z cyklu Grand Prix. Odległość – 26 00 km.
– Powiem szczerze, że te podróże robią swoje. Choć i tak jest delikatnie lepiej. W zeszłym roku miałem taką przygodę, że jechałem ze swoim teamem do Astany 5 400 km. Samochodem. Potem są zawody i tak naprawdę ze zmęczenia można dać z siebie 60 procent. Jesteś po prostu po takiej drodze i paru dniach jazdy totalnie wykończony. Masz wszystkiego dość, a tu trzeba się ścigać – mówi Franz Zorn, rówieśnik Grega Hancocka (rocznik 70), a wiec zawodnik już nie pierwszej młodości.
Niespełna 49-letni Zorn to trzykrotny medalista IMŚ w ice speedwayu. W 2000 roku wywalczył srebro, a w 2008 i 2009 roku – brąz. Jest on także mistrzem Europy sprzed 11 lat.
ŁM
Wykorzystano materiały ze speedweek.com.
Żużel. Dlaczego PSŻ nie stawia na Jepsena Jensena? Prezes odpowiada
Żużel. Pechowy test na PGE Narodowym dla zawodnika Lwów. Pojechał do szpitala
Żużel. Thomsen wrogiem numer jeden w Zielonej Górze! „Zawsze będziesz je****”
Żużel. Kowalski z problemami na wyjazdach. „Muszę znaleźć przyczynę”
Żużel. Zmarzlik i spółka wysłali kibiców… do domów. Rospiggarna bez punktów w inauguracji
Żużel. W kevlarze na pokład samolotu?! Tak podróżował lider Wilków