Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Kraksy to w kolarstwie rzecz przykra, czasem dramatyczna, ale niestety to codzienność peletonu. Obserwując wyścigi kolarskie od czasu, kiedy byłem małolatem i grałem w kapsle na chodniku – rozgrywaliśmy Wyścig Pokoju, kapsle były oznakowane numerami i nazwiskami polskich i innych cyklistów uczestniczących w WP – pamiętam kraksy, jako przykry, ale stały element kolarstwa. Nieraz kompletnie zmieniały kolejność czołówki, ale nierzadko działy się w środku, czy z tyłu peletonu i choć bolesne dla poszkodowanych niekoniecznie miały wpływ na kolejność na mecie.

 

Doprawdy: nie ma wyścigu bez kraksy, mniejszej czy większej. Rzadko kiedy, choć niestety się to zdarza, powoduje je kibic, który wtargnie na trasę wyścigu. Wtedy jest on – i powinien być- karany. Jednak ostatnia decyzja organizatorów belgijskiego wyścigu Dokoła Flandrii zaszokowała mnie. Otóż Belgowie (Flamandowie) zgłosili do Międzynarodowej Unii Kolarskiej, a adresat, czyli UCI zapowiedział wyciągniecie surowych konsekwencji wobec Polaka Filipa Maciejuka, który spowodował, rzeczywiście dużą, kraksę. Polak startujący w barwach zawodowej grupy z Bahrajnu usiłował ominąć poboczem grupę kolarzy, ale wjechał w rów z wodą, co spowodowało, że upadł i spowodował kraksę z udziałem połowy (!) peletonu. Teraz ma być ukarany „dla przykładu”. Mają go zawiesić i ukarać jeszcze ekstra – grzywną. Co ciekawe, najbardziej poszkodowany kolarz, który złamał obojczyk, zaprotestował przeciwko karze dla Polaka.

Mam wrażenie, że sytuacja, w której nagle zaczyna się karanie tych, którzy powodują kraksy – od naszego rodaka, jest niezdrowa i podejrzana, zwłaszcza że nie chcą tego sami kolarze. Czy okolicznością obciążającą dla niego był fakt, że jest Polakiem?