Przemysław Sierakowski, autor tekstu
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

GKM przed najważniejszym meczem sezonu bez toromistrza. Na półmetku SEC Piter, dotąd efektywnie, walczył o przedłużenie nadziei, ale przyszedł Gdańsk. W Zielonej Częstochowa wyrwała punkty z gardła Falubazu, podobno przy pomocy sędziego, by za chwilę roztrwonić cały kapitał u siebie z Gorzowem. No i wreszcie te gorące opony, badane w temperaturze… 20 stopni, a mimo to obok kryteriów. Działo się.

 

Protas w Lublinie zarobił warninga po biegu, w którym sam się ukarał, próbując ukraść start, ale punkt z trasy dowiózł. To dlaczego niby arbiter „nie mógł” w Zielonej ukarać warningiem, drugim, więc równoznacznym z wykluczeniem, Lindgrena? Bo regulamin? Każdy ma prawo do pomyłki, możliwej do zweryfikowania po biegu. Rozjemca też. Tylko wtedy dopiero podniósłby się rwetes. Jak VAR w futbolu. Strzeliłeś, cieszysz się, a tu zonk. Nie gwizdnął, upiekło się, a za chwilę jednak karny. Mieliby arbitrzy używanie. A jakie pole do przywrócenia okresu „błędów i wypaczeń”. Przychylam się coraz bardziej do opinii starej, żużlowej gwardii w kwestii startów. Niech to są zmagania sędzia kontra zawodnicy. Dotkniesz taśmy – wylatujesz. Przykombinujesz i zyskasz – trudno. Arbiter przegrał. Wpuścisz w linki rywala – brawo. Jesteś cwaniak. Te wszystkie makro i mikro ruchy, pieczołowite obserwacje, czy oto czołgał się Franek, czy taśma drgała na wietrze, to chore. Opóźnia zawody, czyni je rozwleczonymi i nieczytelnymi dla stadionowego debiutanta. Ma być widowisko, tempo i zwroty akcji. A arbiter jak raz przegra z czarodziejem, to potem może mu się zrewanżować. 

No i właśnie. Sędziowie. Często słyszę z ust zawodników: „Nigdy nie siedział na motocyklu, a ośmiela się mądrować”. No dobra. A kto zabrania? Kto nie pozwala byłym rajderom i broni miejsca na wieżyczce niczym niepodległości? Otóż – nikt. Oni sami nie garną się do tej roli, bo to tylko przegrać można. I narazić. Zrobisz wszystko po mistrzowsku – nikt nie doceni. Ot, zrobił co musiał i powinien. Żadna łaska i żaden wyczyn. Wtopisz albo wywołasz „kontrowersje”, to nie dość, że mógłbyś nie mieć czym wracać do domu, bo z przebitymi dętkami, ok, teraz to opony bezdętkowe, zatem z przebitymi oponami się nie da, to jeszcze hejt i złośliwości ze strony kanapowych „fachowfców”, przy tym stare, wyświechtane teksty, a w zasadzie jeden, od zainteresowanych zawodników, wreszcie „cięty dowcip” szefa wszystkich szefów Leszka D. dywagującego sobie cóż to porabiał sędzia w tym konkretnym biegu. Przysnął, a może myślał o niebieskich migdałach, a może z teściową przez iphona nawijał? Po co to komu? Ci ludzie swą posługę czynią z miłości do speedwaya. Posługa to ważne i uzasadnione sformułowanie. Nie zostali ścigantami, nie rajcowała praca w klubie pod linkami, jako kierownik parkingu bądź zawodów, czy menadżer, to wybrali rolę rozjemców. Zdecydowana większość tak ma. Jeśli któryś się nie nadaje, a to rzadko, można śmiało spacyfikować delikwenta już na starcie. Wiek juniora zaliczony i koniec kariery. Jak na torze. I zauważcie. Niewielu pcha się za pulpit. Tu też mamy deficyt i tu również szkolenie ewidentnie szwankuje. Żeby zaś znaleźć się na wieżyczce, to prawdziwa droga przez mękę. Nie tydzień, czy miesiąc i już. Terminować trzeba kilka sezonów i kilkanaście spotkań. Praktycznie za free. To ludzie w większości odpowiedzialni i zdeterminowani, a nieliczne wyjątki tylko potwierdzają regułę. Zatem jak w PRL-owskiej propagandzie. Dziewczyny na traktory, zawodnicy na wieżyczki. Byle nie ci startujący w danych zawodach, bo niektórzy gotowi posądzić Sieraka o nawoływanie do rokoszu. 

Podobno w Winnym Grodzie sędzia wypaczył wynik. Byłbym ostrożny z tak daleko idącymi wnioskami. To był wstępny etap fazy wstępnej preeliminacji. Gdyby wyrzucił z wyścigu Fredkę, to potem mogło być minus 6 i taktyczna, albo nie jedna. Gdybać można długo i na różne sposoby. Tylko to wciąż wróżenie z fusów. Potoczyłoby się inaczej, ale nikt nie da gwarancji, że nie zakończyło z tym samym skutkiem. Zejdźcie z pleców sędziemu, bo mu duszno. Co innego parę kolejek temu w Łodzi. Tam arbiter ewidentnie dał ciała i „pomógł” w sukcesie Gdańska, nie przerywając i nie wykluczając zawodnika po ewidentnym faulu w ostatnim, decydującym starciu, przez co ten dojechał, ku euforii zespołu, z punktami i wygrał przyjezdnym mecz. Tu wielbłąd rozjemcy był oczywisty. To zresztą ten sam arbiter, który wcześniej miał rozegrać mini turniej o premiowane miejsca, gdy kandydatów z równą ilością punktów obrodziło ponad czterech, a w sześciu na torze, to już (na szczęście) przepisy zabraniają. Wtedy pono szukał w necie podpowiedzi jak do tego jeża podejść. Ale to tylko ploteczki. Skoro sobie nie radzi, skoro nie zna przepisów, skoro nie czuje bluesa – powinien sam dać sobie spokój, albo to właściwe miejsce i moment, by wkroczył Leszek D. niekoniecznie z sucharami. 

W Grudziądzu kibice w napięciu. Spadli poza centralny szczebel kopacze nadmuchanej skóry, jeśli ich drogą podążą żużlowcy pozostanie sportowa pustynia. Przed Gołębiami mecz o życie z Apatorem. Chichot losu. Dwa lata temu świętowali grudziądzanie sukces na Motoarenie, spuszczając rywali. Teraz karta może się odwrócić. Prezes powoli szykuje sobie miękkie lądowanie, próbując co pewien czas, niedwuznacznie, publicznie wskazywać paluszkiem winnych. Nie, nie wskazuje zwierciadełka. To zawodnicy. Oni to sprawili. Zdaniem prezesa ma się rozumieć. Wydawałoby się, że w mieście ułanów totalna mobilizacja. Wszystkie ręce na pokład. Ja mam jednak wrażenie, że bardziej chaotyczna szarpanina i wewnętrzne wojenki. Robotę rzucił toromistrz. Ktoś powie: „całe szczęście, kichę odwalał”. Nic bardziej błędnego. Robił, co kazali. Młody Bałtrukowicz przejął schedę po ojcu, wieloletnim najpierw zawodniku, potem toromistrzu GKM-u. Po przedwczesnej śmierci Jurka, rok „powalczył” (z torem oczywista) Piotr Szymko i… wrócił nad morze, do domu. Padło na Bałta-juniora. Ten ochoczo zabrał się do roboty, bo terminował i podglądał ojca, któremu często pomagał, ale bardzo szybko się zniechęcił.

Teoretycznie rzecz błaha. Odmówił wykonywania poleceń, więc go pogonili. Normalna sprawa w każdej firmie. I znowu nie tak. Piotr w emocjonalnej korespondencji na messengerze napisał mi m.in. „Ojciec się w grobie przewraca jak to widzi. W kilka miesięcy zniszczyli wszystko. Nawet szyba w ciągniku wybita. Kiedy tato przygotowywał tor, Tomasz Gollob stwierdził, że to robota mistrza, nie toromistrza. Mnie kazano robić… pod rywali, a przeciw sobie. Ślączka nie wiedział czego chce, nie umiał, a wsiadał na traktor i wjeżdżał w bandę. Po Wrocławiu podszedł Artiom i podziękował za przemoczony start, bo inaczej by nie wyjechał spod linek. Po Gorzowie dziękował mi Zmarzlik za możliwość rozpędzenia fury. Byłem nie raz u prezesa, rozmawiałem z trenerem. Że nie tak, żeby robić dla naszych. Chciał się włączyć w pomoc Nicki Pedersen, podpowiedzieć, ale prezes z trenerem stwierdzili, że ten kundel nie będzie im szczekał. O trzykrotnym mistrzu świata powiedzieli kundel. Nie wytrzymałem. Rzuciłem robotę”. 

Nie rozstrzygam kto tu święty, a kto przemądrzały. Jednak ton wpisu i argumenty, pozwalają wierzyć w szczerość intencji Piotra. Deklaruje także, że gotów jest stanąć oko w oko z prezesem, czy trenerem i skonfrontować to, o czym mówi. Znaczy gotuje się od wewnątrz. Tor nie był i nie jest atutem grudziądzan. Od przebudowy. Czy to wcześniej Szymko, czy teraz Bałtrukowicz-junior przygotowywali go jednakowo. Zawsze twardo i wyślizgane. To nie przynosiło oczekiwanych skutków. I nie przyniesie. Aż prosi się, rozumując logicznie, spróbować inaczej. Jak? Może w sposób sugerowany przez Nickiego? Tylko trzeba by wysłuchać, cóż to za metodę podpowiada utytułowany Duńczyk. W poprzednim roku upiekło się Gołębiom, bo mieli słaby Rybnik. Teraz ROW-u już w lidze nie ma. I toromistrza w GKM-ie też nie. Czy młody Bałtrukowicz potrafiłby przygotować nawierzchnię tak, jak życzyłby sobie tego Nicki i spółka? Nie wiem. Wiem zaś, że można znaleźć takiego, który poradzi. Nawet „wypożyczyć” na chwilę. Tylko trzeba chcieć i próbować, sensownie nie na chybił-trafił. W Grudziądzu uparli się, nie wiedzieć czemu, z uporem maniaka stosować tę samą, nieskuteczną metodę, oczekując radykalnie różnych efektów. Tak to my drugiej Japonii nie zbudujemy. Oby mimo wszystko wygrali z Aniołami. Porażka z Toruniem przesądza ostatecznie los GKM-u. Na ten luksus klubu nie stać. A telewizyjny tort czeka. 

Na półmetku SEC prowadził Piter Pawlicki. Chce wrócić do SGP. Nie zapowiadało się początkowo w Niemczech na sukces Piotra. Opatrzność czuwała. I trochę Kuśmierz, bo mógł podjąć każdą decyzję po upadku leszczynianina. I każda by się obroniła. Szczęściarzowi, to pono i byk się ocieli. Nomen omen. Pawlicki poległ w Terenzano. Pechowo, nie pechowo, ale odpadł z GP Challenge. Ta ścieżka powrotu do wymarzonego SGP przeszła do historii. W finale ZK Piter się nie załapał, więc przyszły rok też nie zapowiada się różowo. Została droga przez SEC. Wszystko albo nic. Jeszcze jeden turniej do końca, a optymizmem napawa ostatnia reaktywacja Pawlickiego. Trafił z furą, dogadał się i stopniowo zyskuje na torze pewność, takoż automatyzm. Choć Gdańsk tego nie potwierdził a Pawlicki „tradycyjnie” zaliczył glebę kontrolowaną i znowu… zyskał kontrowersyjne wykluczenie rywala, tu kumpla z ekipy Dudka. Trzymajmy więc mimo wszystko kciuki, bo naszych nigdy dość w cyklu o globalny tytuł. Zmarzlik na szczycie. Puka od spodu Magic. Potrzeba kolejnych. Nie żeby zaraz całej szesnastki, ale tych czterech, pięciu w sumie, z szansami na walkę nie statystowanie, to już chętnie. Na rundę przed zakończeniem zmagań Piter współlideruje, po wpadce w Gdańsku. Zresztą wszyscy nasi ponieśli tam straty. Czego brakło? Determinacji, ambicji, woli walki? Chyba nie. Brakło umiejętności czytania toru i dopasowania fury. A to podstawa sukcesu we współczesnym ściganiu. Kto nie umie, ten najwyżej bada nawierzchnię organoleptycznie przy pomocy czułej części ciała. A W SGP to już obowiązek, konieczność i nie o jazdę na tyłku pod baloty idzie. 

Zbadano opony. Te, które rzekomo pod wpływem upałów i wysokiej temperatury nie spełniają norm, takoż te rzekomo „sezonowane” przez niektórych, z mrocznych, acz minionych (?) czasów producenckich kombinacji, ze szczególnym uwzględnieniem tureckich „original imitation”. I co? Prawdziwy majstersztyk. O kant tyłka z takimi „dowodami”. Twardość gumy mierzono przy 20-tu stopniach. I na tym mógłbym zakończyć. To jak przekonywać, że lód się nie topi przeprowadzając „dowód naukowy” w zamrażalniku lodówki. Mógłbym skwitować rzecz całą pustym śmiechem, gdyby nie to, że obie rywalizujące firmy, a ściśle ich produkty, nie mieściły się w wyznaczonych homologacją granicach. Jednak dopuszczono je do użytku. Bo nie byłoby na czym się ścigać. Czyli opony nie spełniają narzuconych norm, ale… można się na nich gonić. To silniki o zwiększonej pojemności też można stosować? Idąc tym tokiem rozumowania – nic nie stoi na przeszkodzie. Dla alibi wystosowano pytanie do FIM, czemuż to tak? I sprawa „zamknięta”. Oj, coraz bardziej przekonuję się, że normą stał się margines. Całą operację przeprowadzono nie po to, by cokolwiek sprawdzić i wykluczyć, a po to, by nie narazić się na zarzut o nic nie robienie. A że wyniki dalekie okazały się od oczekiwań, to pisemko „wyżej” i my mamy czyste rączki. Brawo. Tak trzymać. Przecież się „starają”. Podobno.

PRZEMYSŁAW SIERAKOWSKI

2 komentarze on Żużel. Brzytwa Sieraka: Hop sa sa, od Mitasa do Anlasa
    Ⓜⓤⓒⓗⓞⓜⓞⓡⓔⓚ
    6 Jul 2021
     2:56pm

    Fajne. Niby sprawy oczywiste i już wielokrotnie omawiane, ale zgrupowane, opisane merytorycznie, sensownie i dodane bezsprzeczne argumenty. Teraz malutkie, króciutkie komentarze:

    Gdy patrzę na biegającego, sędziego startowego, od zawodnika do zawodnika, gdy patrzę na późniejsze powtórki w slow-motion i zbliżenia z 8K, gdy widzę „warningi” dla 2, a nawet 3 zawodników z jednego startu, to się zastanawiam do czego zmierzają przepisy? Czy nie powinno ich się uprościć?
    Wymalujcie drugą linie na której ma stać koło zawodnika i po problemie, zróbcie zapis o jednym „warningu” na starcie (sędzia nie będzie szukał winnych i kilkanaście razy oglądał powtórek, ale będzie miał winnego – pierwszego). Następna sprawa to wykluczenie za taśmę i ostrzeżenie (podwójne wymierzanie kary?), dość to niesprawiedliwe. Taśma – wykluczenie, utrudnianie startu przez ruchy (ale nie mikroruchy!!) – „warning” (jak to pięknie nazywamy z angielskiego).

    Praca sędziów to osobny rozdział. Choć sam czasem mówię: sędzia „kalosz”, to wcale nie oznacza, że podejrzewam tego, czy innego o tzw. „druk”. Dziś sędzia żużlowy musi jednym okiem patrzeć, ze swojego stanowiska, na start i przebieg biegu (a zawodników jest czterech), drugim okiem obserwować monitor.
    Pomimo wprowadzanej telemetrii (wprowadzają, wprowadzają a sam pan Demski mówi, że daleka droga), powinni być powołani sędziowie pomocniczy w ilości, hmm może dwóch? Nie może być tak, że sędzia żużlowy jest jak bóg, jest panem życia i śmierci. Niech będzie jak kapitan na okręcie, ale pierwszy po bogu!
    Uważam za chore, że sędzia nigdy nie zmienia decyzji, choć może ją podjąć po wnikliwych analizach, więc po co te budki telefoniczne do arbitra – anachronizm? A pan Demski? Przypomina mi pewnego bardzo zasłużonego pana, który kiedyś powiedział: „nie chcem, ale muszem”. I jak cenię tego pierwszego, bo nie miał wyjścia, to pan Demski, będąc szefem sędziów, może rozliczyć swoich podwładnych z błędów a teksty typu: „sędzia postąpił słusznie, ale mógł inaczej”, „sędzia postąpił niesłusznie, powinien…” są dość zabawne i jak to się mają do regulaminu?
    Wiem że arbitrzy pracują za przysłowiową „paczkę fajek”, jednak nie może to wpływać na wyniki meczów.

    Sprawa Grudziądza i sporu z zawodnikami, toromistrzem itd. Nie chcę się wypowiadać, gdyż nie siedzę w klubie a nawet temacie. Pan Sierakowski wie, ale czy jest obiektywny?
    Niestety, patrząc na działalność klubu w ostatnich latach (od 2014), to w klubie brakuje woli walki. Walka jest tylko o utrzymanie, to chyba nie tak! Atut własnego toru już się skończył, zresztą nie tylko tam.

    SEC to SEC – krótki turniej który wyłoni mistrza Europy a przy okazji da komuś wjazd do GP – najbardziej na to jest napalony Michelsen i co się dziwić?

    Opony – no i? …. A niech będzie 10 producentów i niech każdy zawodnik wybiera sobie takie jak mu pasują. Potraktujmy to jak zmianę zębatek, lub dysz dolotowych gdyż nie jest to część mechaniczna. Silnik ma mieć pojemność 500, to samo gaźnik, ma mieć określoną przepustowość, ale opony? To jest indywidualne ustawienie, coś jak odległość siodełka dalej, lub bliżej od baku paliwa.

    Z krótkich komentarzy zrobił się długi. (zacząłem wczoraj i sobie zapomniałem, dopiero dziś – patrzę a ja mam zaczęty na po-bandzie komentarz – ha ha ha). Panie Przemku, ostatnio było słabo, ale tu – w punkt (prawie 😉 ).
    Najzabawniejsze jest to, że i tak nikt tego nie przeczyta a już na pewno nie skomentuje!!!

    Ⓜⓤⓒⓗⓞⓜⓞⓡⓔⓚ
    8 Jul 2021
     4:07pm

    Właśnie o to chodzi. Jeżeli przez dwa dni nikogo nie zainteresował mój post, to moi redaktorzy myślicie że ktoś go przeczytał? OK, skupiliście się na komentarzach Motowizji. I jak pan Prochowski jest fajny i profesjonalny, to pan Malaka, komentujący w sposób bezczelny, powinien sobie odpuścić. Brak profeski poraża!!!!

Skomentuj

2 komentarze on Żużel. Brzytwa Sieraka: Hop sa sa, od Mitasa do Anlasa
    Ⓜⓤⓒⓗⓞⓜⓞⓡⓔⓚ
    6 Jul 2021
     2:56pm

    Fajne. Niby sprawy oczywiste i już wielokrotnie omawiane, ale zgrupowane, opisane merytorycznie, sensownie i dodane bezsprzeczne argumenty. Teraz malutkie, króciutkie komentarze:

    Gdy patrzę na biegającego, sędziego startowego, od zawodnika do zawodnika, gdy patrzę na późniejsze powtórki w slow-motion i zbliżenia z 8K, gdy widzę „warningi” dla 2, a nawet 3 zawodników z jednego startu, to się zastanawiam do czego zmierzają przepisy? Czy nie powinno ich się uprościć?
    Wymalujcie drugą linie na której ma stać koło zawodnika i po problemie, zróbcie zapis o jednym „warningu” na starcie (sędzia nie będzie szukał winnych i kilkanaście razy oglądał powtórek, ale będzie miał winnego – pierwszego). Następna sprawa to wykluczenie za taśmę i ostrzeżenie (podwójne wymierzanie kary?), dość to niesprawiedliwe. Taśma – wykluczenie, utrudnianie startu przez ruchy (ale nie mikroruchy!!) – „warning” (jak to pięknie nazywamy z angielskiego).

    Praca sędziów to osobny rozdział. Choć sam czasem mówię: sędzia „kalosz”, to wcale nie oznacza, że podejrzewam tego, czy innego o tzw. „druk”. Dziś sędzia żużlowy musi jednym okiem patrzeć, ze swojego stanowiska, na start i przebieg biegu (a zawodników jest czterech), drugim okiem obserwować monitor.
    Pomimo wprowadzanej telemetrii (wprowadzają, wprowadzają a sam pan Demski mówi, że daleka droga), powinni być powołani sędziowie pomocniczy w ilości, hmm może dwóch? Nie może być tak, że sędzia żużlowy jest jak bóg, jest panem życia i śmierci. Niech będzie jak kapitan na okręcie, ale pierwszy po bogu!
    Uważam za chore, że sędzia nigdy nie zmienia decyzji, choć może ją podjąć po wnikliwych analizach, więc po co te budki telefoniczne do arbitra – anachronizm? A pan Demski? Przypomina mi pewnego bardzo zasłużonego pana, który kiedyś powiedział: „nie chcem, ale muszem”. I jak cenię tego pierwszego, bo nie miał wyjścia, to pan Demski, będąc szefem sędziów, może rozliczyć swoich podwładnych z błędów a teksty typu: „sędzia postąpił słusznie, ale mógł inaczej”, „sędzia postąpił niesłusznie, powinien…” są dość zabawne i jak to się mają do regulaminu?
    Wiem że arbitrzy pracują za przysłowiową „paczkę fajek”, jednak nie może to wpływać na wyniki meczów.

    Sprawa Grudziądza i sporu z zawodnikami, toromistrzem itd. Nie chcę się wypowiadać, gdyż nie siedzę w klubie a nawet temacie. Pan Sierakowski wie, ale czy jest obiektywny?
    Niestety, patrząc na działalność klubu w ostatnich latach (od 2014), to w klubie brakuje woli walki. Walka jest tylko o utrzymanie, to chyba nie tak! Atut własnego toru już się skończył, zresztą nie tylko tam.

    SEC to SEC – krótki turniej który wyłoni mistrza Europy a przy okazji da komuś wjazd do GP – najbardziej na to jest napalony Michelsen i co się dziwić?

    Opony – no i? …. A niech będzie 10 producentów i niech każdy zawodnik wybiera sobie takie jak mu pasują. Potraktujmy to jak zmianę zębatek, lub dysz dolotowych gdyż nie jest to część mechaniczna. Silnik ma mieć pojemność 500, to samo gaźnik, ma mieć określoną przepustowość, ale opony? To jest indywidualne ustawienie, coś jak odległość siodełka dalej, lub bliżej od baku paliwa.

    Z krótkich komentarzy zrobił się długi. (zacząłem wczoraj i sobie zapomniałem, dopiero dziś – patrzę a ja mam zaczęty na po-bandzie komentarz – ha ha ha). Panie Przemku, ostatnio było słabo, ale tu – w punkt (prawie 😉 ).
    Najzabawniejsze jest to, że i tak nikt tego nie przeczyta a już na pewno nie skomentuje!!!

    Ⓜⓤⓒⓗⓞⓜⓞⓡⓔⓚ
    8 Jul 2021
     4:07pm

    Właśnie o to chodzi. Jeżeli przez dwa dni nikogo nie zainteresował mój post, to moi redaktorzy myślicie że ktoś go przeczytał? OK, skupiliście się na komentarzach Motowizji. I jak pan Prochowski jest fajny i profesjonalny, to pan Malaka, komentujący w sposób bezczelny, powinien sobie odpuścić. Brak profeski poraża!!!!

Skomentuj