Bech pracuje przy produkcji trumien. Czy jedna jest dla… pacjenta „żużel 2020”?

Mikkel Bech. fot. Jarosław Pabijan
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

W związku z brakiem pozytywnych informacji dotyczących pandemii koronawirusa, coraz więcej ekspertów z żużlowego środowiska opowiada się za tym, że sezon 2020 powinien zostać odwołany. Innego zdania są natomiast zawodnicy. Żużlowcy mają nadzieję na odjechanie całych rozgrywek i, póki co, nie myślą o konieczności renegocjacji kontraktów. Wyjątkowe stanowisko w tej kwestii prezentuje Mikkel Bech. Duńczyk jasno przyznaje, że należy wziąć pod uwagę scenariusz, w którym żużla w tym roku nie będzie.

– Czy kluby będą w stanie na bieżąco płacić za punkty? Obawiam się, że nie, bo ich budżety będą okrojone – mówi Mikkel Bech w rozmowie z portalem trójmiasto.pl. –  Wielu zawodników nie dostało jeszcze całych pieniędzy za przygotowanie do rozgrywek. Zabrałem głos w tej sprawie, bo zależy mi na naszej dyscyplinie i zastanawiam się czy ze względu na koronawirusa, nie lepiej wyjdzie nam wszystkim odwołanie rozgrywek. Sponsorzy w pierwszej kolejności będą myśleli o przyszłości swoich firm, a nie o wspieraniu sportu – dodaje.

Zawodnik Zdunek Wybrzeża Gdańsk widzi aktualnie dwie możliwości. Jego zdaniem, jedynym sensownym wyjściem na odjechanie rozgrywek jest skrócenie sezonu.

– Albo odwołujemy sezon, albo go skracamy na przykład o połowę. Można zrobić tak, że wszystkie zespoły rywalizują ze sobą po jednym razie. Nie będzie wtedy klasycznej formuły mecz i rewanż u siebie i na wyjeździe, ale to mocno obniżyłoby wydatki. Takie decyzje są trudne, ale co jeśli ligi ruszą i pod całą tą presją kluby, mimo dobrych chęci, będą niewypłacalne? Skutek będzie odwrotny od zamierzonego, pogrążymy się jeszcze mocniej. Boję się o swoją przyszłość jako żużlowca. Może lepiej poświęcić rok i poczekać aż sytuacja ekonomiczna się poprawi? – pyta Duńczyk.

26-latek jest jednym z tych zawodników, którzy starają się zabezpieczyć na wypadek braku przychodów z żużla w sezonie 2020. Poza przygotowywaniem się do rozgrywek, Bech pracuje w firmie produkującej trumny.

– Wcześniej pracowałem przy dużych konstrukcjach budowlanych, a od dłuższego czasu w zakładzie zajmującym się produkcją trumien. Mam ogromne szczęście, bo dzięki temu nie siedzę bezczynnie w domu, a w dodatku cały czas mam źródło utrzymania. W tej chwili mogę mówić o dużym szczęściu. Poza tym nie zatrudniłem jeszcze mechaników na nowy sezon, cały sprzęt przygotowałem sam przy wsparciu moich sponsorów. Nie muszę się teraz martwić o to, że mam na utrzymaniu chłopaków i nie mam im z czego płacić – tłumaczy żużlowiec z Næstved.

– Obsługuję wielką maszynę o wymiarach 50 na 2,5 metra, która nawierca otwory i ścina krawędzie. Czuwam nad tym, aby wszystko działało poprawnie. Na kolejnym etapie ktoś inny pilnuje tego, aby trumny były odpowiednio złożone. Wiele osób jest zszokowanych, gdy słyszą, że pracuję przy trumnach, ale ja traktuję to po prostu jako pracę w stolarce. Trumny nie biorą się znikąd, praca przy ich produkcji to biznes jak każdy inny – kończy Bech.

BARTOSZ RABENDA