W zeszłym roku po ponad 20 latach jazdy na żużlu postanowił ostatecznie zawiesić kevlar na kołku. Nie zwojował może żużlowego świata, ale zostawił na nim swoje serce i zdrowie. Mariusz Puszakowski – bohater poniższej rozmowy, a obecnie współpracownik Krzysztofa Buczkowskiego – podsumowuje swoją karierę oraz opowiada o swoich planach na przyszłość.
W niemal wszystkich wywiadach podkreślasz, że Twoja jazda na żużlu to była przygoda. Zadebiutowałeś w 1997 roku. 21 lat bycia czynnym żużlowcem nie uprawnia do stwierdzenia, że to była jednak kariera?
Absolutnie nie! To była długa przygoda, ponieważ ja się tym doskonale bawiłem i to wszystko. Nie oszukujmy się, ale nie osiągnąłem niczego wielkiego. Żużel to moja miłość od wczesnych lat młodzieńczych. Co prawda te ponad 20 lat jazdy może i robią wrażenie, ale siebie uważam za solidnego pierwszoligowca.
Patrzysz już na swoją przygodę z tym sportem z perspektywy czasu. Gdybyś mógł cofnąć czas, co byś w niej zmienił?
Wszystko. Naprawdę! Wiesz, miałem 13 lat, mieszkałem pod Toruniem w Golubiu-Dobrzyniu i już wtedy wiedziałem, że chcę w jakikolwiek sposób być przy żużlu. W ogóle z tym to wiąże się zabawna historia. Pewna dziewczyna, w której wtedy się zakochałem, zniknęła potem na parę lat z mojego życia, ale jakiś czas temu odezwała się do mnie ponownie i mi napisała, że podziwia mnie za to, iż w tak wczesnym wieku wiedziałem już, co chcę robić w życiu. Dla mnie przebywanie w parkingu z Mirosławem Kowalikiem czy Jackiem Krzyżaniakiem to było spełnienie najskrytszych marzeń. Czułem się wtedy jak młody kibic, który mając nagle styczność ze swoimi idolami – dotyka nieba. Wiele razy wspomniany Mirek Kowalik, podczas gdy już jeździłem, dawał mi cenne rady, jak mam postępować, jakich błędów unikać. Ale wiesz – ja młody, wiedziałem swoje. Dzisiaj już wiem, że miał w wielu sprawach rację. Teraz, gdy widzę tych wszystkich młodych adeptów żużla – sam staram się ich przestrzegać przed pewnymi zachowaniami. Może, gdybym wtedy posłuchał mądrzejszych od siebie, moja przygoda z żużlem byłaby karierą. Gdybym podszedł do tego w sposób nastawiony głównie na zarabianie dużych pieniędzy, to dzisiaj byłbym w innym miejscu. Dla mnie jazda na żużlu to było głównie spełnianie marzeń.
Podczas przeglądania zdjęć z Twojego pożegnalnego turnieju często występujesz z instrumentem muzycznym. To od niego wziął się Twój pseudonim?
Coś Ty! Wielu chłopaków w tamtym czasie zaczęło używać jakichś przezwisk. Albo mieli je nadawane tu w Polsce, albo wracali z nimi ze Szwecji. Ja cały czas nie mogłem odnaleźć dla siebie żadnego przezwiska. Któregoś dnia ówczesny trener Jan Ząbik chyba się mnie zdenerwował i powiedział – Ty to jeździsz na tym żużlu, jak jakiś puzon. Jakoś tak się przyjęło i zostało do dziś.
„Puzon”, nie odsunąłeś się jednak definitywnie od żużla, ponieważ jesteś obecny podczas zawodów w teamie Krzysztofa Buczkowskiego. Jak doszło do nawiązania współpracy między Wami?
Z Krzysztofem znamy się już bardzo długo i zawsze utrzymywaliśmy ze sobą kontakt. Doszło nawet do tego, że spędziliśmy wspólnie wakacje u moich znajomych w Stanach Zjednoczonych. Do tematu współpracy podchodziliśmy parokrotnie, ale raczej to były takie luźne, niezobowiązujące rozmowy. Tej zimy jednak przedyskutowaliśmy wiele godzin i postanowiliśmy ostatecznie nawiązać współpracę.
Czym się konkretnie zajmujesz?
Nie mam jakiejś stałej funkcji przypisanej do mojego stanowiska. Umawiam i zawożę silniki do najlepszego mechanika w Polsce – pana Ryszarda Kowalskiego, a podczas zawodów staram się delikatnie doradzać i pomagam przy sprzęcie. Tego nawet nie mogę nazwać pracą. To przyjemność, że mogę w jakikolwiek sposób pomóc. Wierzyłem w „Buczka” od początku, nawet gdy inny go już skreślili. Chodziło o dobranie porządnego sprzętu, bo papiery na jazdę to ten facet miał od zawsze. Bardzo pomogło mu wtedy odejście z Bydgoszczy. Zorganizował sobie wszystko bardzo dobrze logistycznie, zaczął zarabiać lepsze pieniądze i dzisiaj jest już cenionym zawodnikiem Ekstraligi.
Początek sezonu w wykonaniu Krzysztofa Buczkowskiego był znakomity. Wobec absencji Artioma Łaguty stał się liderem GKM-u. Co, według Ciebie, miało na to wpływ?
Krzysztof bardzo dobrze przepracował zimę i dodatkowo zgubił parę kilogramów. Wszystko nam wychodziło i bardzo solidnie punktował. Mieliśmy wysokie aspiracje, ale tamte pamiętne dwa wypadki wszystko pokrzyżowały. To, że Krzysztof jeszcze po tamtym karambolu dokończył zawody w Grudziądzu jest dla mnie oznaką bohaterstwa. Mecz w Lesznie co prawda już mu nie wyszedł, ale to było następstwem bólu. Proszę kibiców o wyrozumiałość i zapewniam, że pomalutku wracamy na właściwe tory.
Mariusz, gdy tak to z boku obserwujesz – nie kusi Cię jeszcze wyjechać na tor?
Pewnie, że kusi. Przecież ja kocham ten sport. Staram się trzymać cały czas formę fizyczną i nawet mam jeden kompletny motocykl, ale na tor profesjonalnie już nie wrócę. Wieku i organizmu nie oszukam. Co z tego, że bardzo człowiek chciał, jak po wyjeździe na tor włączał się w głowie przycisk stop. Takie kontuzje bardzo bolą i w podświadomości zostaje, żeby pewnych niebezpiecznych sytuacji unikać. One zabierają też radość z jazdy, bo kilka razy w tym gipsie byłem. Mam w życiu co robić. W czasie sezonu pomagam „Buczkowi”, a na zimę wyjeżdżam do Stanów Zjednoczonych i tam dorabiam. Kursuję tam na dobrze znanej sobie trasie i rozwożę towar. Starcza mi to na spokojne życie.
Planujesz zostać przy żużlu czy masz inne plany na przyszłość?
Chciałbym zostać przy speedway’u i póki co nie wybiegam w daleką przyszłość. Odnajduję się w tym co robię i nadal sprawia mi to ogromną frajdę.
Bardzo serdecznie dziękuję za tę szczerą rozmowę i życzę, aby pogoda ducha i dobry humor Cię nigdy nie opuszczały.
Dziękuję również i pozdrawiam wszystkich kibiców.
Rozmawiał ŁUKASZ BRUNACKI
Żużel. Michelsen zdołowany po remisie. Nie zasłania się torem
Żużel. Bolesna porażka Orła. „Czternasty bieg nas pogrzebał”
Żużel. Jest wyraźnie pod formą. Trenuje od samego rana!
Żużel. Zmarnowana szansa Hampela. Kowalski i Woryna z awansem
Żużel. Martuszewski: Piękne Podkarpacie! (FELIETON)
Żużel. Fajfer przyznaje, że popełnił sporo błędów. Teraz zadebiutuje w lubuskich derbach