U mnie słowo droższe pieniędzy – zwykł mawiać Kazimierz Pawlak, bohater kultowej, filmowej trylogii o powojennych losach zabużańskich repatriantów, kiedy chciał przekonać kogoś, że to co powiedział i obiecał, uważa za świętość. Ale to było w filmie i dawno.
W obecnej rzeczywistości inny przybysz zza Buga, tylko znacznie dalej mieszkający i bynajmniej nie repatriant, ale wykonawca usług żużlowych dla polskich klubów, też podobno dał słowo. Tyle, że podobno i że okazało się warte przysłowiowego funta kłaków. Grigorij Łaguta, bo o nim oczywiście mowa, zaszokował środowisko, podpisując kontrakt z beniaminkiem ekstraligi – lubelskim Motorem. Zaszokował, bo wszyscy z rybnickimi działaczami, trenerem i kibicami byli przekonani, że zostanie u nich i swoją jazdą odkupi znaną dopingową wpadkę, która pogrążyła jego klub i spuściła z najwyższej klasy rozgrywkowej.
Wszyscy wokół powtarzali, że Rosjanin ma moralny obowiązek odpracować bigos, którego narobił. On sam też, przynajmniej takie były medialne doniesienia, miał mówić, że nie widzi innego rozwiązania. A tymczasem… A tymczasem dyrektor sportowy Motoru Lublin Jakub Kępa udowodnił jeszcze raz, że potrafi być diablo skuteczny. Podpisując kontrakt z Łagutą starszym utarł nosa wszystkim, którzy wieszczyli, że beniaminek z takim słabym składem będzie jedynie dostarczycielem punktów rywalom. Tak być oczywiście nie musiało, ale z Rosjaninem szanse Motoru stoją zdecydowanie lepiej niż bez niego. I trudno mieć do lublinian pretensję o to, że zadziałali skutecznie, dbając o swój żywotny interes.
Nie wiemy jakie tak naprawdę były ustalenia pomiędzy prezesem ROW-u Krzysztofem Mrozkiem a Grigorijem Łagutą, cała ta sprawa, dla wielu bulwersująca, potwierdza tylko starą żużlową prawdę. Możesz być dogadany na 120 procent, możesz być pewny i traktować słowo jak relikwie. Ale jak nie masz podpisu na papierze, to tak naprawdę nie masz nic. Reszta to mrzonka. Wiedzą coś o tym w Lublinie właśnie, kiedy próbowali onegdaj zaprosić do startów w swojej drużynie Grega Hancocka. Wie pewien dziennikarz o zapędach bajkopisarza, który przed laty obwieścił całej Polsce sensacyjny transfer zagranicznej gwiazdy, czym się biedaczyna tylko skompromitował, bo mistrz niby był dogadany z klubem X, ale i tak ostatecznie wylądował w klubie Y.
Taki mamy klimat, jak mawiała pewna pani minister, chociaż klimat to przykry i powoduje, że nie wszyscy przy goleniu mogą ze spokojnym sumieniem spojrzeć w lustro. Prezes Krzysztof Mrozek otrzymał olbrzymią lekcję pokory. Jakie wyciągnie z niej wnioski? Jakie wnioski wyciągną z tej całej sytuacji inni działacze?
ROBERT NOGA
Panie Robercie, Pan się nie musi dziwić młodemu Kepie, ale ja już tak !
Chciał awansować za wszelką cenę do e-ligi nie mając nic, no to teraz gdy widmo spadku zajrzało jeszcze przed startem rozgrywek pan Kępa wzorem prezesów z poprzednich lat postanowił podkupić (fakt wolny, bo zawieszony) zawodnika oferując góry pieniędzy.
Do tej pory szanowałem klub z Lublina, a teraz za to co zrobili życzę im szybkiego spadku !!!
Co do Łaguty: oprócz tych 500.000 prezes powinien i tak mu wytoczyć proces o dodatkowe odszkodowanie, za działanie na szkodę wizerunkową, finansową i sportową klubu.
Pan Kępa ma karty przetargowe w postaci Azotów Puławy, Bogdanki, Speed Caru, funduszu na promocje miasta Lublin i kompletu publiki co mecz. A i sam wielokrotnie powtarzał że awans byl planowany, ale za rok.
LAGUTA I KĘPA ludzie ,,chonoru,, ech szkoda gadać
Żużel. Wraca żużlowe El Classico! Ma w pamięci szczególne derby
Żużel. Michelsen zdołowany po remisie. Nie zasłania się torem
Żużel. Bolesna porażka Orła. „Czternasty bieg nas pogrzebał”
Żużel. Jest wyraźnie pod formą. Trenuje od samego rana!
Żużel. Zmarnowana szansa Hampela. Kowalski i Woryna z awansem
Żużel. Martuszewski: Piękne Podkarpacie! (FELIETON)