Bogusław Nowak to jeden z czołowych zawodników dawnej Stali Gorzów. W 1977 roku na swoim domowym torze zdobył złoty medal Indywidualnych Mistrzostw Polski. Bogatą karierę przerwał dramatyczny wypadek z 4 maja 1988 roku. Od tamtej pory Nowak porusza się na wózku inwalidzkim. Nie obraził się jednak na „czarny sport” . Od wielu lat szkoli najmłodszych adeptów tej dyscypliny. Wśród jego wychowanków jest m.in. Bartosz Zmarzlik. W rozmowie z naszym portalem zdradził swoje najbliższe plany.
Było kilka bezpośrednich impulsów, by z Panem – wybitnym specjalistą od szkolenia młodzieży – porozmawiać. Jeden z nich to decyzja Huberta Czerniawskiego o zakończeniu kariery. Szkoda, choć tutaj problemem były jego poważne kłopoty zdrowotne, uniemożliwiające dalszą przygodę z żużlem.
Jego sytuacja jest wyjątkowa. Wydawało się, że ma potencjał, że może się rozwijać. Jakieś dwa lata temu podczas meczu ligowego w Lesznie spisał się bardzo dobrze i widać było, że wszystko idzie tak, jak należy. Wszyscy jesteśmy rozczarowani takim obrotem spraw, bo w końcu klub w niego inwestował. Z drugiej strony, jeśli faktycznie to kwestia choroby serca, to bardzo dobrze, że nie będzie już narażał swojego zdrowia. Generalnie rzecz biorąc to wielka szkoda, bo w końcu dobrych młodzieżowców nie jest znowu tak wielu.
Czerniawski dołączył do sporej listy gorzowian, którzy mimo początkowych sporych predyspozycji i talentu nie zrobili później wielkich karier. Mam tu na myśli np. Tomasza Kwiatkowskiego, Michała Aszenberga, Michała Rajkowskiego, Andrzeja Głuchego, Jakuba Śpiewanka. Pewnie każdy przypadek jest inny, ale może jest – według Pana – coś, co historie tych chłopaków jakoś łączy?
Tak, rzeczywiście. Na początku XXI wieku liczba juniorów, którzy nie mieścili się w Stali była bardzo duża. A jeszcze trzeba dodać, że był czas, kiedy młodzieżowcy byli zagraniczni i jako tacy znacznie chętniej kontraktowani. Rodzimi nie mieli tych warunków do sportowego rozwoju, jazd. Musieli więc wybierać kluby spoza Gorzowa. Był taki moment, gdy w zasadzie nie było zespołu w Polsce, w którym nie jeździłby nasz wychowanek z Wawrowa. Tyle, że to było obarczone ryzykiem.
Jakim?
Każdy brał od nas żużlowca, ale najchętniej z takim zastrzeżeniem, żeby był z własnym sprzętem, żeby go utrzymać. Poza tym, te płatności były nieregularne… Znam sytuację Adriana Szewczykowskiego nieco bliżej, któremu zwracano koszty jedynie za zużycie opon, oleju, czy podróży. I to wszystko, na co mógł liczyć. A przecież po pięciu-sześciu meczach należy zrobić remont maszyny, a na to nie było już pieniędzy. Nawet nad nowym sprzęgłem nikt nie chciał się pochylić. Ci chłopcy pod względem sprzętowym mocno kuleli. Naprawdę trudno im było pokazywać pełnię swoich umiejętności. Korzystali z mniej wartościowych motocykli, więc to się rozmywało i rozmywało, aż byli zmuszeni kończyć swoje ledwo zaczęte kariery.
Kilku z nich zapowiadało się co najmniej na solidnych ligowców. Ale nieco wcześniej w Stali, mam wrażenie, dość pochopnie zrezygnowano z prawdziwej perły klubu z Wawrowa, czyli Krzysztofa Cegielskiego. Dlaczego tak się stało?
To były kwestie wewnątrzklubowe. Tego, na kogo stawiał trener Stali. I to zadecydowało, że Cegielski wyjeżdżał na jeden, góra dwa biegi w meczu. Szkoda, bo Krzysiek miał znakomite zaplecze techniczne, motocykli ile potrzebował. Wydawało się, że jest na bardzo dobrej drodze do wielkiej kariery. Poważny wypadek w Szwecji wszystko przekreślił. A to, że wcześniej odszedł z Gorzowa… Źle się stało, mam wrażenie.
A co Pan myśli o próbie powrotu do żużla innego utalentowanego zawodnika z Wawrowa, a więc Pawła Hliba?
To także jest trudny temat. Paweł, jak widać, wziął się za siebie. Schudł kilka kilogramów tak, jak zresztą powinien to robić zawsze. Nie mam jednak przekonania, czy jego powrót będzie tym na miarę jego możliwości. Przecież był jednym z tych młodzieżowców, z którym wiązaliśmy największe nadzieje. A miał predyspozycje: wyjątkowy dar jazdy swobodnej, technicznej, takiej, której każdy żużlowiec potrzebuje. Nie poukładało mu się tak, jakby tego oczekiwał.
Z jakich powodów?
Myślę, że nie dopilnował kariery. Nie postawił wszystkiego na jedną kartę. Zajmował się różnymi innymi sprawami, którymi nie powinien… I w tym widzę przyczynę, dla której nie spełnił nie tylko naszych, ale i swoich oczekiwań. A ten powrót wynika, jak mi się zdaje, z niedosytu. Poczucia, że powinien zajść znacznie dalej. Bo jazdę, podkreślę to raz jeszcze, miał opanowaną do perfekcji.
Pan już właściwie częściowo odpowiedział na to pytanie, ale chciałbym, żeby ono jeszcze raz wybrzmiało. Mianowicie, jak to jest, że Wawrów w trakcie ponad 15 ostatnich lat dostarczył do Stali Gorzów przeszło 40 zawodników, a w seniorskim składzie jest aktualnie tylko Bartosz Zmarzlik?
Powiedzmy sobie szczerze, że prawdziwą szansę na karierę mają tylko ci wybitni. Tacy, którzy potrzebują większej opieki, nie mają zbyt dużej szansy na jazdę w Stali. Musi być z kogo wybierać. Później to też kwestia szczęścia w znalezieniu sponsora, uznania w klubie.
Zatem na ile sukcesy młodszego z braci Zmarzlików to wypadkowa jego pracowitości, talentu i pomocy rodziny, a na ile pomocy ze strony Stali? Jakie relacje obowiązują na linii Wawrów-Stal?
Stal np. za darmo wpuszcza na stadion rodziców młodych zawodników podczas meczów ligowych. Z tego co wiem, w ubiegłym roku klub własnym sumptem dosypał dużą ilość granitu na tor w Wawrowie. Jeśli chodzi o wsparcie organizacyjne, to Stal jest zawsze otwarta, choćby ogłaszając na stadionie zbiórkę pieniędzy na szkółkę. Generalnie jednak nie ma takiego przełożenia, żeby Stal wspierała Wawrów finansowo. To jest zadanie rodziców, sponsorów i wsparcia wewnętrznego. A jeśli chodzi o Bartka Zmarzlika…
Tak?
Tutaj zadziałało wiele czynników. Przede wszystkim wielka pracowitość Bartka i fakt, że on siedział na motocyklu już w wieku dwóch lat, szalał na podwórku. I do dzisiaj tak to wygląda, że on nie może wytrzymać dnia bez jazdy. Bartek przez sześć lat – pod moim okiem – trenował w Wawrowie. Klub ten zapewnił mu jazdy także i na innych minitorach: w Gdańsku, Rybniku, Częstochowie. Wyjeżdżaliśmy też do Danii i Szwecji. To teraz procentuje. Wawrów dał mu wiele doświadczeń już od najmłodszych lat. A on umiał je wykorzystać.
Poza tym: rodzina. Mama Dorota trzyma krótko sprawy rodzinne i finansowe. Ojciec Paweł senior zawiaduje warsztatem, brat Paweł jest odpowiedzialny za logistykę. Bartek to jest ideał sportowca, z fantastycznym zapleczem. A Stal? Daje mu możliwość jazdy, treningów, opiekę sponsorską. I może korzystać z tego, co stworzyła rodzina Zmarzlików. To są fundamenty, które pozwalają mu budować wspaniałą karierę.
W tym miejscu poruszenia domaga się jeszcze jeden temat: ogłoszenie przez samego zawodnika Rafała Karczmarza publicznej zbiórki pieniędzy na zakup przez niego sprzętu. To dość osobliwe, biorąc pod uwagę, że jest on w tej chwili najlepszym, najbardziej doświadczonym juniorem w składzie Stali Gorzów.
Wydaje mi się, że tutaj coś jest nie tak. O szczegółach warto byłoby porozmawiać z kierownictwem, czy trenerem Stali. I z nim samym. W końcu dobrzy młodzieżowcy w klubie to dziś jakieś 50 proc. sukcesu. Jeśli nie więcej. Zatem tutaj potrzeba maksymalnej koncentracji i opieki nad takim chłopakiem. Nie znam jednak dokładnie tej sprawy, kulis jego działania, które było w kontrze dla klubu. I jako takie, myślę, było niepotrzebne.
Sporą nadzieją gorzowskiego żużla jest kolejny talent z Wawrowa, a więc wicemistrz świata w kategorii 250cc Mateusz Bartkowiak. Co według Pana należy zrobić, żeby dać mu się wybić, a później nie pozwolić rozpłynąć się w przeciętności?
Kluczową rzeczą są systematyczne starty i zagwarantowane odpowiednie zabezpieczenie techniczne. A więc motocykle w odpowiednim czasie i w odpowiedni sposób powinny być remontowane. To na tym pierwszym etapie kariery każdego zawodnika jest dzisiaj wyjątkowo ważne, by móc rywalizować na odpowiednim poziomie ze swoimi rówieśnikami z całego świata. Reszta zależy już tylko i wyłącznie od niego. Od jego pracy, zaangażowania, bo jazd mu nie zabraknie, a i o przygotowanie sprzętowe nie powinien się martwić. Mateusz ma potencjał. Doświadczenie przyjdzie. Teraz wszystko w jego rękach. Czekamy na kolejnego dobrego młodzieżowca. Myślę, że będzie dobrze.
Pan, Panie Bogusławie w 1996 roku założył i przez lata z wielkimi sukcesami prowadził Uczniowski Środowiskowy Klub Sportowy „Speedway Wawrów”. Jaka jest teraz Pana rola już w Gorzowskim Uczniowskim Klubie Sportowym „Speedway Wawrów”?
Właściwie od czterech-pięciu latach już nie działam w Wawrowie, a w nieodległych Stanowicach, gdzie organizuję imprezy miniżużlowe. Ale, proszę Pana, jest pewien pomysł, bym założył kolejną żużlową szkółkę…
Otóż to. O to chciałem także Pana zapytać, zweryfikować plotki. A więc jest coś na rzeczy?
Tak. Chodzi głównie o dwóch synów Pawła Hliba: Saszę i Dymitra. Oni już od dwóch lat jeżdżą, a mają po 6-7. To są szaleńcy z ogromnymi chęciami do jazdy (śmiech). Uznałem, że warto tych chłopaków poprowadzić. Szkoda, żeby przepadli. Paweł ma możliwości finansowe, żeby ich odpowiednio pokierować, a ja postanowiłem im pomóc. Jestem już zresztą po pewnych rozmowach ze sponsorami w Gorzowie. Wszyscy są nastawieni optymistycznie. Ale jest pewien problem.
Jaki?
Chcielibyśmy jeździć w Wawrowie. Sądzę, że to nie powinno przeszkadzać klubowi, bo tamtejszy tor – który powstał głównie dzięki mojej inicjatywie – nie jest zajęty przez cały czas. Uważam, że z władzami klubu i właścicielem obiektu, czyli gminą Santok dogadamy się, by także móc z niego korzystać. W końcu wszyscy pracujemy w jednym kierunku, a więc na rzecz Stali Gorzów. Nie widzę w pracy kilku szkółek na rzecz ekstraligowego klubu niczego złego.
A co na to przedstawiciele Stali?
Rozmawiałem także z nimi. Przyjęli ten plan do wiadomości, nie mają żadnych zastrzeżeń. Ale pomóc finansowo nie mogą.
Kiedy chciałby Pan ruszyć ze swoją nową szkółką?
Teraz, już. Nie ma na co czekać. Wyszkolenie Saszy i Dymitra to perspektywa kolejnych dziesięciu lat. Nie wiem tylko, czy uda mi się dokończyć tego dzieła (uśmiech). Czas leci bardzo szybko. Bartek Zmarzlik jest świetny. Wszyscy liczymy, że niedługo zostanie mistrzem świata. Może nawet już w tym roku. Ale za kilka lat on także będzie musiał mieć następców. O tym trzeba myśleć już teraz. Żeby Stal miała w swoim składzie jak najwięcej wychowanków. To jest fundamentalna sprawa. Na szczęście znowu mam chęci i zapał, by to ogarnąć. A moje doświadczenie może się tu przydać.
Rozmawiał JACEK HAFKA
Żużel. Za nim pierwszy pełny sezon. Wierzą w jego rozwój
Żużel. Piotr Baron nie martwi się o atmosferę. Trener Apatora o transferach na sezon 2025
Żużel. Zawiesił szaliki Motoru w Tanzanii, Kongo i Angoli! Tak celebruje złota Koziołków! (WYWIAD)
Żużel. Fatalne wieści. Dilger ze złamanym kręgosłupem!
Żużel. Glasgow chce ugościć najlepszych. Poczynią wielką inwestycje!
Żużel. Będzie renegocjacja kontraktów w Tarnowie? Unia walczy o przystąpienie do ligi