Stanisław Burza (na fotografii z Siergiejem Gołownią) zadebiutuje w 2019 roku w roli szkoleniowca, fot. facebook
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Jest współautorem awansów tarnowskiej Unii z II ligi do najwyższej klasy rozgrywkowej. Posiadaczem dwóch tytułów DMP. Bohaterem i głównym aktorem szarż na torze w Berwick, które do dzisiaj oglądać można w serwisie YouTube. W 2019 roku zadebiutuje jako szkoleniowiec krakowskiej Wandy. O nowych wyzwaniach, talentach żużlowych na Ukrainie, rozwoju technologicznym silników Marcela Gerharda, rozmawiamy ze Stanisławem Burzą. Zawodnikiem, trenerem i, jak się okazało w trakcie wywiadu, mechanikiem żużlowym.

W sezonie 2019 skorzystasz z posiadanych uprawnień i poprowadzisz drużynę krakowskiej Wandy. Jak przebiegają Twoje przygotowania do rozgrywek, dla Ciebie w nowej, podwójnej roli?

Staram się być przygotowany od strony sprzętowej i kondycyjnej, gdyż jeszcze nie składam broni i w nadchodzącym sezonie mam zamiar jeszcze trochę pojeździć. Na początku będę musiał skupić się na drużynie. Chcę stworzyć jej odpowiednie warunki do treningów. Będziemy chcieli pojechać dwa, trzy sparingi. Cóż, mamy nadzieję, że warunki pogodowe będą odpowiednie. Zima, jak dotąd, nie przeszkadza szczególnie, ale daje znać o sobie na południu. Co do drużyny, miałem nadzieję, że uda nam się stworzyć lepszy skład. Zawodnicy, którzy związali się z Wandą, zdecydowali się jeździć za naprawdę nieduże pieniądze, ale to będzie taka drużyna „testowa”. Wiadomo, lepiej prowadziłoby się drużynę, w której byliby zawodnicy z bardziej rozpoznawalnymi nazwiskami, ale takim składem pojedziemy. Jest cały sezon przed nami, będziemy jeszcze wyszukiwać zawodników na wypożyczenie, by wzmocnić skład. Ale nie przekreślałbym tej drużyny z góry, bo możliwe, że ktoś tutaj zaskoczy, może nawet kilku zawodników. Prawdziwy kłopot mamy z zawodnikami krajowymi, bo mamy ich niewielu, na tę chwilę jedynie Wojtka Lisieckiego, Dominika Kossakowskiego, a na pozycji gościa w gronie seniorów Sebastiana Niedźwiedzia. Jeśli będzie trzeba, to i ja jestem w gotowości. Dominik jest w kluczowym momencie swojej kariery, to będzie jego pierwszy sezon w roli seniora, zobaczymy jak sobie poradzi. Dla niego to jest trochę być albo nie być czynnie w żużlu, więc liczę na to, że się przyłoży solidnie do sezonu. Drugi kłopot to juniorzy, rozmawiamy z wieloma chłopakami. Być może dołączy ktoś, komu damy sposobność do rozwoju. Stawiam na młodych zawodników, chciałbym wypożyczyć szesnasto-, góra siedemnastolatków, żeby mieli szanse na starty i nabieranie doświadczenia. Tak, by za rok lub dwa mieć z nich pożytek. Obecnie jedynym naszym juniorem jest Kacper Konieczny, z tego, co się orientuję, dołączy do drużyny także Krystian Stefanów, ale to są zawodnicy, którzy już mieli szanse na to, by się pokazać, ale nie bardzo z niej skorzystali. Jeśli jednak odpowiednio przygotują się do nadchodzącego sezonu, to nie wykluczam, że może jeszcze „z tej mąki będzie chleb”. Ale będę chciał, by juniorów w Wandzie było czterech lub pięciu, by pomiędzy sobą rywalizowali o skład. Muszą mieć świadomość, że trzeba dbać o właściwe przygotowanie siebie oraz sprzętu. Na początku sezonu chcę dać szansę wszystkim, by pokazali ten potencjał, który w nich drzemie. Po to będą sparingi. Potem trzeba będzie zbudować szkielet zespołu pod kątem zmagań ligowych. Przyznam, że bardzo liczę na Jordana Stewarta. Dobrze radził sobie w zmaganiach w Australii. Ma niezły sprzęt, chce go przywieźć do Polski i tutaj testować. Myślę, że będzie pożytek z tego chłopaka.

Środowisko krakowskie jest, niestety, obciążone problemami pozasportowymi. Niedawno Ernest Koza, w dosyć desperackim tonie, pytał o swoje pieniądze. Sam prezes obiecuje zaś, że niebawem stanie przed kamerami i opowie o sytuacji finansowej klubu. Bierzesz pod uwagę to, że możecie nie skończyć sezonu?

Jeśli chodzi o sprawy finansowe, jest to pytanie do prezesa. Ja chcę się skupić na tym, co należy do moich zadań. Mam pracować z drużyną, z zawodnikami. Z drugiej jednak strony wszelkie sprawy finansowe są bardzo, ale to bardzo ważne. Zawodnicy muszą być opłaceni, ponieważ utrzymanie sprzętu bardzo dużo kosztuje. Liczę na to, że początek roku będzie nam sprzyjać i uda się podpisać umowy sponsorskie. To nie jest do końca moja rola, ale nie powiem, że się nie martwię o to. Mam nadzieję, że podołamy, a z biegiem czasu, w sezonie, będzie coraz lepiej. Szczerze? Ubiegły sezon prezes musi zamknąć. Uporządkować to z chłopakami, pospłacać zaległości. Z pewnością nie jest to idealna sytuacja, że wchodzimy w nowy sezon ze świadomością istnienia obciążeń. Ale ja nie rozdmuchiwałbym sprawy. Trzeba czekać i śledzić to, jak rozwiązują się sprawy spłat wcześniejszych zobowiązań.

Choć w kevlarze Coventry Bees, to jednak trening w Polsce

Powiedziałeś, że chciałbyś mieć u siebie grupę kilku juniorów. Ja chciałbym zapytać o młodego człowieka, który na pozycji juniorskiej pojechać nie może, bo jest Ukraińcem. Marko Lewiszyn, bo o nim mowa, związał się kontraktem z Lokomotivem Daugavpils. Siergiej Gołownia w rozmowie z nami powiedział, że gdy Lewiszyn nie znajdzie miejsca w Lokomotivie, Ty dasz mu szanse w Krakowie. To prawda?

O Marko Lewiszynie myślałem niemalże od początku. Jest to bardzo ambitny chłopak, waleczny na torze. Może jest jeszcze trochę „jeźdźcem bez głowy”, brakuje mu jeszcze obycia na torze. Dlatego nie wiem, czy tak od razu dałby sobie radę. Pamiętajmy, że w naszej lidze musiałby stanąć pod taśmą z zawodowcami, nie tylko z juniorami bądź zawodnikami jeżdżącymi w turniejach takich jak Speedway Friendship Cup. Ale myślę o nim, wyrasta nam na Ukrainie ciekawy zawodnik, zwłaszcza jeśli będzie mu sprzyjać szczęście i wszystko będzie się dobrze układać od strony zaopatrzenia w sprzęt. Śledzę jego poczynania. Jestem w stałym kontakcie z Siergiejem Gołownią i samym Lewiszynem, którzy pojawiają się u mnie w warsztacie. Mam go na oku. Jeśli nie wywalczy sobie miejsca w Lokomotivie, chciałbym go zobaczyć na torze w Krakowie. Myślę, że dla niego będzie bardzo ważne, żeby pojawić się w Krakowie i pojeździć na torze nawet treningowo.

Ukraina to teraz dwa ośrodki żużlowe: Równe i Czerwonograd. Jednak myśląc o rozwoju dyscypliny potrzeba ich więcej.

Tak, dlatego powstał pomysł Speedway Friendship Cup. Na turnieju pojawiają się kluby z krajów, gdzie tradycje żużla są, ale niestety jest to sport albo niszowy albo skazany na wegetację jak na Słowacji, Węgrzech, Austrii oraz Rumunii. Byłem na Ukrainie, brałem udział w takich zawodach. Stworzyły się warunki, by zawodnicy mieli ze sobą kontakt, ścigali się nie tylko z kolegami z klubu i nie tylko na jednym torze. I już w ubiegłym roku zaprocentowało to postawą Lewiszyna w zawodach w ramach Pucharu MACEC. Poradził sobie nie tylko u siebie, ale groźny był także na polskich obiektach.

A liga polska dla Równego?

Ruszyć do polskiej ligi to w tej chwili chyba za duże wyzwanie. To seria spotkań u siebie i na wyjeździe. To duże koszty. Dlatego taktyka małych kroków jest dobra. Organizacja w Równem kilku turniejów, zapraszanie do startu zawodników spoza Ukrainy, tworzy okazję do startu i zmagań z nowymi przeciwnikami. A to jest szansa na rozwój dla tych chłopaków, którzy tam jeżdżą. Pamiętajmy, że na Ukrainie są młodzi zawodnicy. Teraz będą mieć u siebie juniorskie zawody rangi mistrzowskiej, tam muszą pokazać „lwi pazur”, a na co dzień szlifować formę na domowym obiekcie.

Rozumiem, że na obchody sześćdziesięciolecia żużla w Równem jesteś zaproszony?

Tak.

Pokażesz się na torze przy okazji turnieju jubileuszowego w maju?

Myślę, że tak. Ja na torze w Równem czuję się już jak u siebie w domu. Kilka dobrych lat przyjeżdżam na Ukrainę i staruję w różnych turniejach. Od czasu Kaskad Równe i współpracy z Siergiejem Gołownią mnie nie trzeba specjalnie zapraszać. Wystarczy informacja „Staszek, masz być wtedy” i ja bez wątpienia będę. Mam nadzieję, że terminy zawodów na Ukrainie nie będą kolidować z polskim terminarzem, bo wiadomo, że całość planów może pokrzyżować pogoda.

Pomagasz młodym zawodnikom na Ukrainie?

Nim Siergiej zaczął działać, to spędził ze mną wiele czasu, rozmawiając o sytuacji żużla na Ukrainie i możliwościach rozwoju ukraińskiego speedwaya. Pomagam mu w organizacji sprzętu dla szkółki oraz jeżdżących zawodników. Ale przede wszystkim bardzo często bywam w Równem. Jak już tam jestem, to widzę na bieżąco kto i co prezentuje, jak jeździ. Podpowiadam, co zmienić. Często jest tak, że zamiast w swoim boksie i przy swoim sprzęcie, biegam po całym parkingu i coś komuś naprawiam. A niby przyjechałem na zawody.

W grudniu 2018 roku na Twoim profilu facebookowym pojawiły się dwa posty. Jeden to film z hamowni Petera Johnsa, drugi to zdjęcia z warsztatów z Marcelem Gerhardem w Koniakowie. Jak według Ciebie wyglądać będzie sprzętowo 2019 rok, zawodnicy trwać będą przy drogich tunerach czy ustąpią oni pola konstrukcji GTR?

Zawodnicy nie darzą zaufaniem nowinek. Ci, którzy jeżdżą w wielu zawodach i w kilku ligach, nie mają czasu testować czegoś nowego. Biorą silniki od sprawdzonych przez siebie tunerów. GTR jest innym silnikiem. Pewnie gdyby Gerhard zajmował się tuningiem silników GM, wielu zawodników jeździłoby na jego sprzęcie. Skupił się jednak na własnym produkcie, którym jest GTR. Stara się wprowadzić go na rynek. Z pewnością jest to ciekawe rozwiązanie, w silniku wprowadzone są nowe technologie i jest przyszłość dla tej konstrukcji. Problem jednak jest taki, jak wspomniałem. Ciężko przekonać zawodników, żeby nagle zamówili od Gerharda kilka silników w sezonie. W Polsce zima wyklucza testy silnika na torze, nie da się wjechać na sprawdzonym egzemplarzu w sezon. Przynajmniej na tyle, by powiedzieć sobie, że „jadę na GTR”. Ten silnik będzie pewnie wprowadzany na rynek przez dłuższy czas. Znajdą się zawodnicy, którzy będą chcieli próbować czegoś nowego. Bez wątpienia. Żywotność tego silnika jest większa, ale trzeba pamiętać, że każdy silnik, gdy wjedzie się motocyklem w szprycę, zaciągnie piach i kurz to zacznie tracić swoje parametry. Każdy silnik będzie wymagać serwisu, zwłaszcza jeśli pracować będzie w ciężkich warunkach. Jeśli GTR pracowałby w komfortowych warunkach, na pewno będzie dłużej zachowywać swoją charakterystykę. Ale ciężko przekonać zawodników, bo GTR trzeba brać trochę w ciemno. Na tę chwilę zawodnicy będą korzystać z silników przygotowanych przez tunerów, których się zna i o których się mówi.

Z Marcelem Gerhardem w Koniakowie

Będziesz próbować GTR?

Chciałbym w sezonie przejechać się na takim silniku. W warsztacie Janusza Kołodzieja będzie GTR, bo będzie go testować. Więc może i mnie uda się przejechać kilka okrążeń. Zobaczę jak się prowadzi, jak się na nim jedzie. Myślę, że to kwestia zaufania i decyzji, że wybierasz ten silnik i nie wracasz do innych rozwiązań. Mieliśmy przykład Lindgrena, który używając tych silników bardzo dobrze sobie radził. On zaufał, miał ze sobą mechanika, który te silniki dopasowywał do warunków torowych i jak się okazało, da się osiągać bardzo dobre wyniki. Marcel Gerhard cały czas obserwuje to, co dzieje się z silnikami, których używają zawodnicy. Ta konstrukcja ewoluuje, przeszła już wiele zmian, które poszły w dobrym kierunku. Dlatego ta jednostka jest dużo sprawniejsza niż wcześniejsze modele, trzy lub cztery lata wstecz.

Znana jest Twoja historia dość późnego początku kariery. Trenować zacząłeś jako osiemnastolatek. Powiedz proszę, uważasz, że droga do żużla prowadzi przez jego wersję mini? Czy da się dzisiaj być liczącym się zawodnikiem, zaczynając w Twoim wieku?

W każdym sporcie jest tak, że im wcześniej zaczynasz, tym lepiej. Nabierasz więcej doświadczenia, techniki i potem zdecydowanie jest łatwiej, kiedy stajesz się zawodnikiem z licencją i zaczynasz startować. Możesz od najwcześniejszych lat szlifować swoją formę. Nie bez znaczenia jest to, że twoje nazwisko staje się sławne lub chociaż rozpoznawalne. Jak zaczniesz później, może być tak, że nikt w ciebie nie wierzy, stwierdzi, że się nie rozwiniesz. Chociaż z drugiej strony są tacy zawodnicy jak Craig Cook, który zaczynał bardzo późno. Dzisiaj jest jednym z najlepszych zawodników w lidze angielskiej. Ale takich ludzi jest bardzo mało. Wiadomo, że trzeba się przebić będąc młodym zawodnikiem. Musisz się pokazać w biegach juniorskich, walczyć potem o coś więcej. Dzisiaj jest na szczęście dużo większa możliwość dotarcia do dobrego sprzętu. Do menedżerów, którzy umieją tobą pokierować i pozyskać sponsorów. Gdy ja zaczynałem, używaliśmy sprzętu, który podstawiany był przez mechanika klubowego. I trzeba było się wykazać. Moja historia ułożyła się tak, że zaczynałem w klubie drugoligowym, potem była pierwsza liga i ekstraliga. I wszędzie udawało mi się zdobywać punkty. Ta poprzeczka, którą należało pokonać była zawieszana coraz wyżej. Dzięki temu osiągałem poziom, z którego mogę być zadowolony.

Jesteś wciąż czynnym zawodnikiem. Ale może są rzeczy, tytuły i wydarzenia, które szczególnie zapadły Ci w pamięć, do których masz prawdziwy sentyment?

Poza swoimi kontuzjami, całą karierę wspominam bardzo dobrze i miło. Fakt, że zaczynałem bardzo późno, ale świętowałem te wszystkie awanse. Do pierwszej ligi, potem do ekstraligi. Dwa tytuły mistrzów drużynowych. Potem nowe wyzwania, liga szwedzka, angielska. Jeszcze czeska po drodze. Po każdych udanych zawodach jest radość i frajda z tego, że się uprawia ten sport. Jak nie idzie, to wszystkiego się odechciewa, tak jak w życiu. Wspominam ten czas z Unią Tarnów, czy okres w Anglii, gdzie dobrze jeździło mi się na tych krótkich i technicznych torach. Tam odebrałem fantastyczną szkołę jazdy, poznałem także wielu niesamowitych ludzi, z którymi po dzień dzisiejszy utrzymuje kontakt. Szczególnie w Berwick. Wszystko to składa się na całość kariery. Patrzę tak całościowo. Zewsząd mam dobre wspomnienia. Z klubów polskich, takich jak Łódź, gdzie była fantastyczna atmosfera tworzona przez zawodników i działaczy. Wszędzie gdzie jeździłem starałem się być lubianym zawodnikiem. Mam nadzieję, że wspomina się mnie dobrze. Przyznam, że szczególnie ciepło myślę o Lublinie, wciąż mam dobre relacje z prezesem Piotrem Więckowskim i grupą ludzi, którzy tam pracują. Z Robertem Juchą i młodzieżą. Staram się by w klubach, gdzie startowałem pozostawiać w pamięci nie tylko dobre chwile, ale mieć wszędzie dobrych znajomych.

Gdzie będziesz za trzy lub pięć lat? Masz uprawnienia instruktora, myślisz, żeby przejść kiedyś na drugą stronę bandy i uczestniczyć w spotkaniu żużlowym jako trener lub menedżer?

Ciężko będzie odejść ze środowiska żużlowego. Jestem w nim ponad dwadzieścia lat. Z ludźmi żużla żyję i współpracuję. Nie myślę o tym, by to zostawić i pójść zupełnie w inną stronę. Od kilku lat poznaję tajniki tuningu silników żużlowych. Staram się zgłębiać ten temat. Przygotowuję wiele silników w trakcie sezonu. Staram się uruchomić u siebie hamownię, abym mógł sprawdzić parametry i charakterystykę silnika, ocenić sprawność jednostki nim trafi ona do zawodnika. Stąd właśnie takie spotkania, jak to grudniowe z Marcelem Gerhardem.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał JANUSZ KOZIOŁ