Matej Zagar. Foto: Stal Gorzów
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Kiedy Jason Doyle trafił do Eltrox Włókniarza Częstochowa, a Matej Zagar wylądował w Lublinie, większość ekspertów i kibiców uważała, że to Lwy zyskają na takim obrocie spraw. Tymczasem Słoweniec jedzie kapitalny sezon, a Australijczyk delikatnie zawodzi.

W mediach społecznościowych kibice poszczególnych drużyn PGE Ekstraligi i nie tylko dają regularne popisy. Ostatnimi czasy można było znaleźć sporo komentarzy na temat Mateja Zagara. Słoweniec swoją kapitalną jazdą (średnia 2,173) sprawił, że fani Włókniarza Częstochowa zaczęli tęsknić za byłym zawodnikiem Lwów.

A co ciekawe – Jason Doyle, który przyszedł przed sezonem do ekipy Marka Cieślaka był też na celowniku Motoru Lublin. Prawdopodobnie tylko dlatego, że Australijczykiem nie wypaliło, szefowie klubu z Lubelszczyzny sięgnęli po Zagara. Prezes Jakub Kępa wspierał go już podczas rundy Grand Prix w Toruniu. Wyszło wspaniale. Ostatni duży komplet punktów z Fogo Unią Leszno zachwycił cały żużlowy świat.

– W zasadzie nie wyszedł mu tylko pierwszy mecz. W pozostałych dziewięciu spisywał się bardzo dobrze albo fenomenalnie. Kapitalnie jedzie na torze, dobrze obserwuje warunki i świetnie współpracuje z kolegami – chwali go menedżer Jacek Ziółkowski w rozmowie z PoBandzie.com.pl.

Ziółkowski podkreślił również, że Zagar bynajmniej nie psuje atmosfery w parku maszyn, a wręcz przeciwnie. Przed sezonem wskazywano temperament Słoweńca jako czynnik, który może co nieco popsuć w Motorze. Rzeczywistość okazała się o wiele łaskawsza dla lublinian. Także dzięki świetnej dyspozycji tego zawodnika, drużyna może spokojnie myśleć o finale PGE Ekstraligi. – Najpierw musimy się znaleźć w czwórce. Na tym się skupmy – zaznacza Ziółkowski.

Najbliższy mecz może znacząco przybliżyć Motor do półfinału. W niedzielę drużyna Jacka Ziółkowskiego jedzie do Rybnika i z pewnością będzie faworytem tej konfrontacji.

KONRAD MARZEC