Rzadko zdarza się, by w konkretnej dyscyplinie sportu upamiętniano w formie turnieju postać relatywnie luźno związaną z ową dziedziną, a do tego nie będącą bohaterem sportowych aren, lecz tylko i aż obserwatorem i komentatorem, do tego konkurencyjnego sportu, bo piłki nożnej. Tak jednak wydarzyło się w przypadku Jana Ciszewskiego.
Legendarny Cis zaskarbił sobie serca rodaków głównie relacjami ze znakomitych wówczas spotkań w wykonaniu kadry futbolistów pod wodzą Kazimierza Górskiego. To były złote czasy polskiej piłki, a z sukcesami reprezentacji utożsamiano Ciszewskiego. Nie tylko jednak reprezentacja święciła wtedy triumfy. Również zespoły klubowe stać było na niespodzianki dużego kalibru. Choćby słynne losowanie na korzyść Górnika Zabrze w Europejskich Pucharach. Skąd więc zatem Ciszewski i żużel? Ano podobno stąd, że swego czasu sam próbował jazdy w Czeladzi (był taki klub) – choć tu Bartek Czekański ma odmienne zdanie, a także stąd, że był spikerem na żużlu, nim zaczął karierę w telewizji. Tu już nikt nie wątpi. I wreszcie, że prowadził w tamtych latach obecne na szklanym ekranie, transmisje imprez żużlowych. Bardzo udanych dla Polaków dodajmy dla jasności obrazu. Wrył się zatem Ciszewski w pamięć, kojarzony jest znakomicie, bo z najlepszymi latami zarówno piłki, jak też żużla, stąd pomysł, by zorganizować turniej.
Memoriał Jan Ciszewskiego przeszedł do historii jeszcze z jednego powodu. Otóż nieczęsto bywa, że zawody na przestrzeni kilku lat rozgrywane są w różnych miastach. Wciąż na Śląsku, skąd Cis się wywodził, ale tak w Rybniku, gdzie wszystko się rozpoczęło, jak też na Skałce w Świętochłowicach czy kotle czarownic w Chorzowie. Wszędzie goszczono ów turniej, zaś w najlepszym okresie impreza miała zarówno prestiż, jak też godną obsadę. Dziś w zestawieniach turniejów nie dziwią nazwiska medalistów mistrzostw świata i zawodników światowej czołówki, wówczas obecność tuzów dodawała splendoru i blasku, będąc przy tym rzadką okazją obejrzenia w akcji na żywo tych najlepszych.
Zawody, z przerwami, rozgrywano od 1983 do 2005 roku. Jeszcze w 2012 podjęto próbę „odkurzenia” turnieju. Zatem sporo czasu i sporo zmian w speedwayu w czasie Memoriałów. Porównując imprezę z 6 czerwca 1983 do tych choćby z maja 2004, czy połączonej z zawodami o Złoty Kask z października 2005, to w zasadzie… nie ma czego porównywać. Inny świat, inna epoka. Zaczęło się jeszcze w czasach żelaznej kurtyny i głębokiej komuny, a mimo to organizatorzy zdołali zapewnić w stawce obcokrajowców i to tych ze „zgniłego” zachodu.
Ci zaś skrzętnie skorzystali z udziału w rozgrywanym wówczas finale kontynentalnym IMŚ i zajęli czołowe lokaty w dodatkowym wyścigu. Wygrał późniejszy gwiazdor cyrkowych popisów w beczce śmierci, Holender Henny Kroeze, przed felietonistą portalu PoBandzie, eks globalnym championem – Egonem Mullerem z RFN (był taki kraj) i naszym zmarłym niedawno mistrzem – Zenonem Plechem. W Rybniku emocji nie brakło, choć nadzieje na rozwój i wzrost prestiżu zawodów, prysły już w kolejnym sezonie, kiedy turniej, wciąż na obiekcie ROW-u, rozegrano, jednak na podium obyło się bez fajerwerków. Drugą edycję memoriału śmiało można by nazwać mistrzostwami okręgu z gościnnym udziałem pierwszego triumfatora, który był zarazem jedynym obcokrajowcem w stawce, tym razem plasując się w środkowej części klasyfikacji i sześciu raptem gości spoza Śląska, którzy nie odegrali jednak większej roli.
Rybnik gościł uczestników turnieju aż do edycji z roku 1990. W kolejnym zawody przeniesiono do Świętochłowic, choć nadal w skromnej obsadzie. Sezon 1992 przyniósł przerwę i gdy wydawało się, że turniej przejdzie do historii, w organizację włączył się Chorzów, przydając zawodom blasku. Największy rozkwit turnieju nastąpił jednak począwszy od roku 1995. To był już inny, nowy czas w polskim żużlu. Nasi co prawda nie liczyli się specjalnie na światowych arenach, dopiero raczkując po perturbacjach stanu wojennego i odcięcia od świata, przebijając się mozolnie do czołówki, przy tym odbiegając sprzętowo, ale obcokrajowcy przyjeżdżali do nas coraz chętniej, głównie po łatwy grosz.
26 sierpnia 1995 w Świętochłowicach o laur pokusił się Szwed Daniel Andersson, w finale pokonując Adama Łabędzkiego i… Jasona Crumpa, który mimo wygrania wszystkich wyścigów serii zasadniczej, przegrał w ostatecznej batalii z własnym motocyklem, notując defekt na starcie. Tu jednak obsada była już zacna. Większość krajowej czołówki, a do tego Mardanszin i Saitgariejew z Rosji, Laszlo Bodi z mocnych w tamtym czasie Węgier, czy liczący się Austriak Andreas Boessner. Od roku 1997, na kolejne dwie edycje zawody wróciły do Chorzowa. I tu już się działo. W pierwszym turnieju zwyciężył Knudsen przed Ermolenką, Sullivanem i jedynym Polakiem w finale – Romanem Jankowskim. Na dalszych pozycjach choćby Wiltshire, czy… Hans Nielsen. Druga chorzowska edycja z sezonu 1998 przyniosła triumf Toddowi Wiltshire’owi. Australijczyk w pokonanym polu zostawił drugiego na pudle Piotra Śwista i słynnego okularnika ze Szwecji – Petera Karlssona. Za ich plecami równie zacnie. Screen, Nielsen, Gustafsson, Ermolenko, Correy. Obok Twisty’ego z Polaków najlepiej wypadli najmłodsi. Ósmy w tabeli Piotr Protasiewicz i dziewiąty… Rafał Dobrucki, obecnie trener kadry. Wtedy młodzi, ot czasy.
Okres prosperity niestety, szybko jednak minął. Sezon 1999 to powrót imprezy do rybnickiej kolebki. Tu jeszcze dwie z rzędu wygrane Tomasza Golloba w latach 2000 i 2001 oraz wiktoria Leigh Adamsa w roku 2004, choć tym razem, trzeba uczciwie dodać, przy średniej obsadzie. 14 października 2005 próbowano jeszcze ratować rangę memoriału, łącząc go z turniejem o Złoty Kask, co naturalnie wykluczyło udział stranieri, acz zapewniło dobrą stawkę uczestników. 15 lat temu zwyciężył Janusz Kołodziej, przed pochodzącym z Rybnika Mariuszem Węgrzykiem i Grzegorzem Walaskiem. Prawda, że brzmi dosyć… współcześnie? Później nastąpiła długa przerwa. Świętochłowice się sypały. W Rybniku też nie działo się najlepiej. Jednak w roku 2012 postanowiono odkurzyć zawody i ponownie wpisać je do kalendarza. Turniej ponownie rozgrywany w Rybniku obsadę także miał interesującą. Po serii zasadniczej rozegrano półfinały i finał. Najwyższe pudło dla Nicki Pedersena, najlepszego także w podstawowej rundzie zawodów, za nim Ułamek, Lindgren i Stachyra, tyle że Dawid.
To był jednakowoż łabędzi śpiew turnieju. Od tamtej pory memoriał zniknął z żużlowej mapy. Czy na dobre? Niezależnie od rangi i obsady lista zwycięzców na przestrzeni lat prezentuje się imponująco. Jankowski, Kasper jr, Huszcza, Nielsen, Knudsen, Rickardsson, Gollob, Adams, Pedersen, by wymienić jedynie tych najbardziej znanych. Po dwa zwycięstwa sięgali gospodarze na przełomie lat 80-tych i 90-tych, Piotr Pyszny ówczesny lider ROW i czołowy polski żużlowiec, a kilka sezonów później pierwszy pogromca Hansa Nielsena w lidze – Eugeniusz Egon Skupień. Także dwie wygrane zaliczył Tomasz Gollob. On miał szansę, jako jedyny, triumfować trzykrotnie z rzędu, ale wygrany przez Mikaela Karlssona, zanim stał się Maxem turniej (2002), Chudy kompletnie zawalił, zdobywając raptem 7 oczek i zajmując pozycję w środku stawki. Wielki Hans Nielsen, mimo kilkukrotnego udziału w zawodach, wygrał tylko raz w roku 1996 gdy zawody rozgrywano na Skałce w Świętochłowicach, podobnie jak inny internacjonał – Szwed Tony Rickardsson, który startował rzadziej od profesora z Oxfordu, ale także zwyciężył tylko raz w sezonie 1999 gdy imprezę gościł Rybnik.
Tak oto prezentuje się dotychczasowa historia memoriału zasłużonego komentatora sportowego Jana Ciszewskiego. Czy to już na pewno zamknięta księga?
PRZEMYSŁAW SIERAKOWSKI
Bzdury na temat pierwszej edycji. Nikt nie skorzystał z zaproszenia nie było żadnej imprezy lecz rozegrano tylko jeden bieg dla czterech najlepszych zawodników Finału kontynentalnego IMŚ.
No właśnie to napisał Przemek Sierakowski. Czytaj pomału i dużymi literami a zrozumiesz tekst.
W większości turniejów fajny był regulamin. Trzech najlepszych z turnieju głównego wchodziło do finału a 4 kolejnych walczyło o awans do finału.
No i punktacja, która nie niwelowała punktów z RZ lecz dodawali punkty z finału 9, 6, 4, 3.
Możliwości wyłonienia zwycięzcy w takim turnieju było wiele.
Na pewno duuuuuużo lepsze od wymysłów BSI. Mam nadzieje że nowy właściciel z pomocą Polaków zmieni ten durnowaty system punktacji.
Czytaj kolego ze zrozumieniem, bo trochę się ośmieszyłeś.
Żużel. Wrócił po trzech miesiącach na tor. „Nie jestem zdenerwowany, wręcz przeciwnie”
Żużel. Mistrzowie zatrzymali Cierniaka! Menadżer chwali zawodnika
Żużel. Niemiec docenia współpracę z psychologiem. „To był dla mnie duży krok”
Żużel. W Lesznie są tym przerażeni! Będą pustki na trybunach?
Żużel. Promotor zadzwonił do niego… przy montowaniu routera. Teraz wygrywa z Janowskim!
Żużel. „PRAWIE JAK DERBY, czyli ŻUŻLOWE BOJE LESZNO – WROCŁAW” Część 3