Nicolai Klindt. fot. Jarosław Pabijan
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Duńczyk, Nicolai Klindt, niegdyś był nadzieją duńskiego żużla. Jego kariera nie potoczyła się jednak tak, jakby sam zainteresowany sobie tego życzył, natomiast miewał on swoje dobre chwile. 29 grudnia „Nico” kończy 34 lata i wciąż marzy o przedostaniu się do żużlowej elity.

 

Duńczyk przyznaje, że w ostatnich latach jego wyniki mogły być dużo lepsze. Sam jest świadomy błędów, jakie popełnił i co jest potrzebne do tego, by dostać się do ścisłego topu.

– Kilka ostatnich lat nie było dla mnie zbytnio udanych. Jestem zawiedziony, że nie udało mi się zrealizować celów, które sobie założyłem. W głębi duszy czuję, że jestem w stanie osiągać lepsze rezultaty. Oczywiście, na to musi złożyć się w jednym czasie wiele czynników – mówi Nicolai w rozmowie ze Speedway Star. – Powodem, dla którego nie wystartowałem w Grand Prix Challenge było to, że nie przeszedłem pierwszej rundy. Wygrałem dwa wyścigi, a w pozostałych trzech zaliczyłem upadki, co oczywiście wynikało z moich błędów. Takie dni są jeszcze trudniejsze to przełknięcia, ponieważ wiesz, że stać cię na dużo więcej niż to, co prezentujesz. Nie powiedziałbym jednak, że zasługuję na to, aby być wyżej w żużlowej hierarchii. Aby osiągnąć sukces, musisz się temu całkowicie poświęcić, do tego przydałoby się także troszeczkę szczęścia – tłumaczy.

34-latek wciąż jednak wierzy, że stać go jeszcze na osiąganie sukcesów i ściganie się z najlepszymi.  – Nie skreślałbym jeszcze swoich szans. Nadal mam swoje cele i ambicje, potrzebuje jedynie bodźca, który pchnie mnie do przodu. W ciągu ostatnich dwóch lat sporo działo się w moim życiu prywatnym, co z pewnością przełożyło się także na moją jazdę. Czasem emocje brały górę i nie byłem w stanie w pełni skupić się na żużlu – wyjaśnia Duńczyk.

Okazuje się, że formą relaksu dla nowego zawodnika Wybrzeża Gdańsk jest… spędzanie czasu w samotności. – Poza torem lubię poświęcić trochę czasu samemu sobie, bardzo mnie to uspokaja. Udaje się wówczas na spacer, bądź wsiadam na rower, często samemu odwiedzam także restaurację. Poza tym, rzecz jasna, uwielbiam spędzać czas ze swoją rodziną – przyznaje.

Dla Duńczyka ważne jest, by we wszystkim znaleźć równowagę. – Im więcej jeździsz, tym w lepszej dyspozycji się znajdujesz – w teorii. Z drugiej strony jednak, ważne jest, by znaleźć odpowiedni balans. Łatwo bowiem przesadzić z czymś w jedną, bądź drugą stronę. Ludzie często powtarzają, jak ważny jest trening. Jeśli jednak mentalnie nie jesteś w odpowiednim miejscu, to twoja forma fizyczna nie ma zbyt dużego znaczenia – tłumaczy.

Jak sam 34-latek przyznaje, nie lubi zbytnio przepłacać za najnowsze ciuchy czy gadżety. Pieniądze te woli inwestować w doznania kulinarne. – Nie jestem osobą, która wydaje górę pieniędzy na modne ciuchy czy najnowszą elektronikę. Moim małym hobby podczas podróży jest wynajdowanie restauracji i próbowanie dań. Zawsze zwracam się z pomocą do Trip Advisor o pomoc w szukaniu. Fakt, jest to drogie, natomiast płacę za dobre jedzenie oraz samo doświadczenie, sprawia mi to frajdę. Moje ulubione danie? Na myśl przychodzi mi jedynie homar w czosnkowym maśle, którego jadłem podczas pobytu na wakacjach. To z pewnością najlepszy homar, jakiego kiedykolwiek w swoim życiu jadłem – przyznaje.