Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Kibice doskonale znają żużlowców, kojarzą prezesów, ale raczej mało znane są osoby, bez których żadne zawody żużlowe nie mogłyby się odbyć. Mowa oczywiście o osobach funkcyjnych. W pilskim żużlu jedną z takich funkcji przez 26 lat pełnił kierownik startu, Waldemar Ciula. Zapraszamy na rozmowę ze świadkiem największych sukcesów oraz dotkliwych porażek Polonii. Jego głównym atrybutem podczas zawodów były tabliczki i chorągiewki.

Zacznijmy od tego, że nie żużel był pierwszą pasją motocyklową, tylko…

W latach 60-tych mając kilkanaście lat oglądałem cross, bardzo mi się to podobało. Na żużlu jeździli w koło i też się chodziło i podpatrywało, ale pierwszym zainteresowaniem był właśnie cross. W tamtym czasie cross był dla mnie ciekawszy, aczkolwiek żużel też mi trochę imponował. Od czasu do czasu przychodziłem na mecze. W sumie to ojciec mnie na ramę roweru zabierał i jechaliśmy na stadion na osiedle Górne.

Co Pana ujęło w sporcie żużlowym, że znalazł się pan w 1990 roku w grupie zapaleńców, która przy boku Marka Wieczorka utworzyła fundację odbudowy toru żużlowego w Pile, a potem 1992 roku postanowiliście zgłosić drużynę do rozgrywek ligowych?

Było zebranie, spora grupa osób w hali na Bydgoskiej i wybierano zawodników. Między sobą podawaliśmy kandydatów i między innymi ja trafiłem do szóstki wybranych. Wierzyłem, że z tego żużla coś wyniknie, już wcześniej razem się spotykaliśmy. Na spotkanie przyjechał trener Lech i powiedział krótko: “Panowie, ruszamy teraz, albo nigdy!”. Była taka opcja, abyśmy zrobili ze trzy turnieje i może się zacznie rozkręcać, a Leszek był zdecydowany, albo teraz, albo nigdy. Padła decyzja, że jedziemy. Lechu wziął kartkę i zapisał, chyba ośmiu czy dziesięciu zawodników, powiedział, że trzeba ich jakoś ściągnąć i się udało

Jak to się stało, że został Pan kierownikiem startu?

Gdy wiedzieliśmy, że jedziemy w lidze, to trzeba było podzielić funkcje podczas meczu. Na kierownika startu wybrano mnie, ponieważ byłem przebojową osobą. Na początku się zapierałem, nie chciałem pełnić tej funkcji. Wołałem być np. kierownikiem drużyny, co było łatwiejszą fuchą. W końcu, po wielu namowach, stwierdziłem, że spróbuję. Byłem kierownikiem startu przez prawie 26 lat. Szybko nauczyłem się wszystkiego. Oczywiście musiałem zdobyć odpowiednie uprawnienia. Na pierwszym meczu z Gnieznem trochę się stresowałem, wiadomo, było wielu ludzi na stadionie. Lekka trema była, jednak nie przeszkadzała w pełnieniu moich obowiązków. Po moim debiutanckim meczu byłem bardzo zadowolony, przede wszystkim dlatego, że go wygraliśmy. Dodam jeszcze – wpływ na to, że zostałem kierownikiem startu miał mój brat Wacek, który potrafił jechać na żużel do Gorzowa, a nawet Chorzowa. Zresztą on też pełnił funkcję kierownika drużyny.

Jakie sytuacje związane z funkcją kierownika startu, które wydarzyły się podczas zawodów zapadły Panu w pamięci? Czy była to sytuacja z Billym Hamillem?

Każdy mecz miał jakieś swoje inne podłoże. Wszystko inaczej wyglądało. Na pewno zapamiętałem mecz o złoty medal DMP. Ranga meczu bardzo duża. A z tym amerykańskim żużlowcem było tak, że trzy razem podchodziłem do niego i za każdym razem stawał kątowo. To mu się nie podobało. Kto oglądał ten mecz, to wie jak było.

Miał Pan okazję być świadkiem największych sukcesów oraz dotkliwych porażek Polonii. Jakie lata najmilej Pan wspomina?

Zdecydowanie zdobycie mistrza Polski wspominam najmilej. Wtedy był komplet na stadionie, atmosfera była świetna. Pod koniec zaczął padać deszcz, więc warunki były niezbyt dobre. Były momenty, w których wynik uciekał, ale dogoniliśmy. Początek meczu był spokojny, dosyć wysoko prowadziliśmy, dopiero końcówka była stresująca. Przed zawodami wiedzieliśmy, że trzeba się postarać, ponieważ była to dla nas ogromna szansa. Kibice żużla świętowali zwycięstwo, my zrobiliśmy oficjalne spotkanie z zawodnikami i cieszyliśmy się wygraną.

Potrafił Pan w nietypowy sposób powitać „szachownicą”, a nawet dwoma na mecie i czerpać radość ze swojej pracy.

Tak, nawet dwoma – jeśli chodzi o zawody międzynarodowe – zapytałem czy mogę machać w taki sposób, a sędziowie byli bardzo zdziwieni, ale nie mieli nic przeciwko. Żartowali, że mogę machać nawet trzema. W Polsce zabraniali, uznawali, że w ten sposób rozpraszam zawodników. A to nie prawda, ponieważ dużo ich obserwowałem i doszedłem do wniosku, że oni o niczym innym nie myśleli, tylko o wygranej i o tym, aby jak najlepiej wypaść. Usta były zaciśnięte, skupienie maksymalne.

Był Pan nie tylko w Pile kierownikiem startu, ale też na innych torach. Proszę przypomnieć gdzie i podczas jakich zawodów.

Byłem w Warszawie na turniejach indywidualnych i we Wrocławiu na lidze.

Od 1992 roku pełnił Pan różne funkcje, nie tylko kierownika startu.

Byłem jeszcze kierownikiem drużyny. To było eleganckie stanowisko. Byłem na zawodach np. we Lwowie, Równym – były to takie dalsze wycieczki. Na tę funkcję również musiałem zdobyć odpowiednie uprawnienia. Mało tego, na początku były wpisy. Każdy sędzia się podpisywał i wstawiał ocenę. Nigdy nie miałem gorszej niż bardzo dobry.

Można powiedzieć, że został Pan rozpoznawalną twarzą w Pile. Pomogło to w jakichś sytuacjach życiowych?

Oprócz poklepania po plecach i nawiązania wielu kontaktów, raczej nie było to nic szczególnego. Aczkolwiek, rozpoznawalny owszem byłem, czy to w sklepie czy gdzieś w miejscach publicznych, ludzie uśmiechali się do mnie i witali się.

Jakich zawodników czy osoby z pilskiego speedwaya Pan wspomina najmilej, z którymi był czy jest kontakt prywatny?

Myślę, że ze wszystkimi żyłem w zgodzie. Najlepszy kontakt mam z Januszem Michaelisem, z którym m.in. reaktywowaliśmy ten sport w Pile – spotykamy się często. Nawet gdy miał przerwę i nie sprawował żadnej funkcji w Polonii, to ja zawsze mówiłem do niego, że i tak wróci. I tak też bywało.

Czym Pan się zajmuje, gdy już nie może machać chorągiewką przy Bydgoskiej?

Jestem na emeryturze, ale jakieś części zrobię, w sprzęcie pomajstruję, takie drobne rzeczy, w których doskonale się orientuję. Z moich części korzystają też mechanicy żużlowców.

Jest szansa w najbliższym czasie na powrót żużla do Piły? Czy jednak kibice muszą poczekać na dobre czasy, tak jak w 1992 roku, gdy po 25 latach reaktywowaliście ten sport w Pile?

Coś mi się wydaje, że będzie kiepsko, niestety. Myślę, że szykuje się dłuższa przerwa. Chciałbym się mylić, żeby było inaczej, jednak tak to właśnie widzę.

Rozmawiał SEBASTIAN DAUKSZEWICZ

2 komentarze on Żużel. Waldemar Ciula: Byłem kierownikiem, bo byłem przebojowy
    R2R
    20 Mar 2021
     9:05pm

    Mecz o DMP i Billy Hamill? Coś tu nie gra…
    Billy nigdy nie jechał w naszej lidze o złoto.

    Jeśli mecz o DMP, to może chodzi o Cook’a w ostatnim meczu sezonu 1999.

      seba
      21 Mar 2021
       10:19am

      ,,Jakie sytuacje związane z funkcją kierownika startu, które wydarzyły się podczas zawodów zapadły panu w pamięci? i tu pada odpowiedz o DMP a druga część pytania dotyczyła Amerykanina i na to odpowiada dalej w odpowiedzi.

Skomentuj

2 komentarze on Żużel. Waldemar Ciula: Byłem kierownikiem, bo byłem przebojowy
    R2R
    20 Mar 2021
     9:05pm

    Mecz o DMP i Billy Hamill? Coś tu nie gra…
    Billy nigdy nie jechał w naszej lidze o złoto.

    Jeśli mecz o DMP, to może chodzi o Cook’a w ostatnim meczu sezonu 1999.

      seba
      21 Mar 2021
       10:19am

      ,,Jakie sytuacje związane z funkcją kierownika startu, które wydarzyły się podczas zawodów zapadły panu w pamięci? i tu pada odpowiedz o DMP a druga część pytania dotyczyła Amerykanina i na to odpowiada dalej w odpowiedzi.

Skomentuj