Żużel. Vaclav Milik: Mój tato zaczynał w wieku 24 lat. Po zakończeniu sezonu idę… do roboty (WYWIAD)

fot. Paweł Prochowski
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Vaclav Milik, popularny Vaszek, nie ma najlepszego roku. Sezon taki sobie, w Gorican brakło niewiele, ale jednak nie udało się uzyskać promocji do Grand Prix, a przy tym nie poszło w czasie okienka transferowego, co zakończyło się jedynie warszawskim kontraktem w Zielonej Górze. Trudno się zatem dziwić, że sympatyczny Czech wolał rozmawiać o wszystkim, byle nie o swojej obecnej sytuacji w żużlu.

Jesteś zawodnikiem Falubazu, ale kontrakt warszawski?

No tak, ale o tym nie chciałbym rozmawiać. Gdybyś chciał jakiś wywiad np. o rodzince, to bardzo chętnie.

No dobrze. To jeśli zapytam o Vaclava Milika, opowiesz o tacie, byłym żużlowcu, obecnie mistrzu w oraniu pola, o sobie, współczesnym zawodniku, czy o swoim synku, takoż Vaclavie?

Powiem, że teraz jest fajnie. Sezon się skończył. Mogę spędzić czas w domu i rozpieszczać synka. U nas w Czechach dziedziczenie imienia po ojcu to popularna tradycja. Ja jestem czwarty. Mój syn jest piąty z kolei.

Vaszek, a znasz takiego polskiego piłkarza Arkadiusza Milika?

No pewnie, że tak.

To zagramy jak w Milionerach. To jest : a/ mój brat, b/ mój kuzyn, c/ nie chcę znać człowieka, bo nawet na lotnisku w bramkę nie trafia?

(śmiech) Ja bardzo mu kibicuję, bo Milik. To chyba nie jest w Polsce popularne nazwisko. Czuję z nim więź. Mimo, że się nie znamy, to taki mój przyjaciel. Jestem jego fanem. Co prawda nie sprawdzałem drzewa genealogicznego, ale raczej to nikt z rodziny. 

Kiedy chodziłeś do szkoły i coś przeskrobałeś, to na wywiadówkę szedł tata czy mama, żeby było bezpieczniej?

Myślę, że dobrze dogadywałem się z obojgiem rodziców, ale do szkoły to chyba częściej chodził tata. Teraz też jak pojedziemy do dziadków, to myślę, że oboje jednakowo rozpieszczają wnuka. Chociaż gdy byłem dzieckiem i na czymś bardzo mi zależało, a jedno z rodziców nie chciało się zgodzić, to biegłem do drugiego i mówiłem: – Mamo, a tata się zgodził, albo odwrotnie. Wydaje mi się, że bez względu na granice, w Czechach, czy w Polsce, działa to jednakowo.

FOT. VACLAV MILIK FACEBOOK

A co u taty? Nadal mieszka w Bernardowie i zajmuje się wygrywaniem zawodów w oraniu pola?

W Bernardowie tak, ale już dwa lata temu zakończył zawodowo zajmować się oraniem. Teraz ma kawałek gospodarstwa, którego dogląda i czasem też doradzi mi coś na żużlu. Z tym oraniem to rodzinna tradycja. Mój dziadek orał i ojciec kiedyś spróbował, a potem dwadzieścia kilka razy był mistrzem Czech. Może kiedy skończę karierę też zacznę orać, tyle że tor żużlowy. Coś pewnie wymyślę. O tym fachu wiem sporo. Toromistrz?

Jaka jest twoja ulubiona, zapamiętana bajka z dzieciństwa?

Pat i Mat (Sąsiedzi – dop.red), teraz z kolegą robimy drobne remonty, to może dlatego, ale najbardziej zapamiętałem jednak Krtek (Krecik – dop.red). 

U nas mówi się czeski film, kiedy nie wiadomo o co chodzi, a Czesi mają jakieś powiedzonko o Polakach?

Chyba nie, ale ten czeski film to dużo też używamy w rozmowach z Polakami. Jesteśmy sąsiadami, więc raczej, jak to powiedzieć – kamractwo. Bardzo podoba mi się w Polsce okres świąteczny. Udekorowane rynki, całe miasta, rodzinna, podniosła atmosfera. To przeniósłbym chętnie do siebie. Kiedy teraz dłuższy czas musiałem spędzić w Polsce z powodu koronawirusa, to tylko rodziny, najbliższych mi brakowało, a po za tym czułem się jak w domu. Jest bardzo podobnie.

Kiedy byłeś młodym chłopakiem, co oprócz żużla było twoją pasją? Zbierałeś znaczki, komiksy?

Gdy miałem kilka lat zbierałem figurki hokeistów. U nas to praktycznie sport narodowy. Ja też bardzo lubię. Pograć, pokibicować. Mam też do dziś kolekcję kartek z hokeistami. 

Gdzie chowasz się przed światem, kiedy potrzebujesz ciszy?

Wtedy jadę do taty, do Bernardowa. Tam zawsze jest coś do zrobienia. Fajnie pomóc i jest z kim pogadać. A do tego spokój. 

Do niedawna Czechy były wiodącym krajem w żużlu z fabryką Jawy i kilkoma liczącymi się klubami. Praga, Pilzno, Żarnowica, Pardubice, Brezolupy, Slany, Chabarowice – to była moc. Dziś pozostały niedobitki, a Jawa bankrutuje?

Jawa coś tam jeszcze wciąż działa. Niedawno kupowałem tam sporo rzeczy, próbowałem też silniki. Fajnie było przejechać się jak przed laty, na tym od czego zaczynałem. Może jeszcze nie teraz, ale myślę, że dopracują te silniki i znowu będą konkurencyjni. Już niedługo. Ogólnie jednak rzeczywiście żużel w Czechach podupada. Mało jest zawodników. Generalnie brakuje sponsorów, a w konsekwencji pieniędzy. O dziwo, kibice wciąż chodzą na stadiony. Tylko wsparcia sponsorskiego praktycznie nie ma. Kiedy odbywały się indywidualne mistrzostwa Czech, to trudno było pełną szesnastkę uzbierać. Nadzieja w Pradze. Tam jest kilku młodych. Są też Kvech czy Chlupac. Oby nie zabrakło im determinacji. To są super talenty. Liczę, że będzie ich więcej. No i musieliby zaistnieć w Polsce, żeby mieć szansę w tym sporcie. 

Ale są takie zawody, których możemy wam w Czechach pozazdrościć. To Zlata Prilba w Pardubicach. Żużlowy piknik, bez zasieków, tłumu ochroniarzy strzegących dostępu do zawodników. Wszystko na ludzie, bardziej w formie festynu?

Byłem tam wiele razy i chętnie wracam. Jest tam tyle ludzi przez te trzy dni. Żużlowe przedszkole, juniorzy, czołówka światowa – wszyscy w jednym czasie i jednym miejscu. Całe dnie ścigania. Mnóstwo kibiców z całego świata. To ma niepowtarzalny klimat. Polecam wszystkim żeby przyjechali i przekonali się jak jest fajnie. Wszyscy mają takie szczególne podejście, na luzie. Jedni się ścigają, drudzy oglądają, potem razem się spotykają, dyskutują. Prawdziwy piknik. Zawodnicy też bardzo lubią to miejsce. Wiem, że Nicki Pedersen kiedy tam wygrał, był przeszczęśliwy i bardzo sobie tę wygraną ceni. Mówił, że chętnie wróci i że bardzo odpowiada mu taka otwarta formuła turnieju. To miłe słyszeć szczere pochwały od takiego zawodnika, mistrza świata. Co ciekawe, jeśli zapytasz kogoś w Czechach co to plocha draha (żużel – dop.red), mało kto kojarzy, ale zapytaj o Zlatą Prilbę (po polsku – Złoty Kask – dop.red), większość zna, a przynajmniej słyszała o tych zawodach. Jestem przy tym dumny z siebie, bo w 2017 zwyciężyłem w tym turnieju, a wcześniej tylko Milan Spinka z Pardubic wygrał w Pardubicach. Cieszyłem się podwójnie, bo od dawna to był cel mojej kariery. Do SGP nie udało się awansować, ale spełnić marzenie o wygraniu Zlatej Prilby zdołałem. Teraz pozostał awans do cyklu o tytuł IMŚ.

W dzieciństwie bardziej chciałeś być żużlowcem, czy hokeistą?

Zaskoczę cię. Bardzo chciałem jeździć na motocrossie. I tam zaczynałem przygodę z motocyklami. Tato miał jednak dobre relacje w Jawie, wszystko mi tam przygotowali i tata zorganizował treningi. Spodobało się. Jak to u was mówią; – Chwyciłem bakcyla. Myślę, że trochę za późno zacząłem, bo dopiero jak miałem 14 lat. 

Powiedz to gwiazdom przełomu lat 80/90-tych, którym potrzebne było prawo jazdy żeby wystartować…

No tak. Wiem o tym. Ale teraz mamy taki czas, że dzieci mając po 7-8 lat już zaczynają coś tam jeździć. Mój tato też zaczynał jak miał 24 lata. Bardzo późno, a potrafił dojść do dobrego poziomu.

Kto był twoim żużlowym idolem?

Zdecydowanie tata. Nawet kolory osłon niejako odziedziczyłem. Kiedy ojciec startował dla Opola miał takie złocisto-krwiste barwy. To był mój numer jeden. A jeśli chodzi o zawodników zagranicznych, to mister elegancji, Leigh Adams.

W Gorican byłeś bardzo blisko awansu do SGP. Czego zabrakło?

Spokoju. W ostatnim biegu jechałem pierwszy i zamiast spokojnie kalkulować nie myślałem o niczym innym, tylko żeby się napędzać po szerokiej. Przebimbałem z Zagarem, który przyciął do krawężnika, a wystarczyło dowieźć, tym bardziej że to był ostatni łuk i mielibyśmy baraż. Wcześniej też wygrałem start, podniosło mnie, dwóch mnie wyprzedziło. Takie proste, moje błędy, których bardzo żałuję. Lubię tamten tor, motocykl był szybki, tylko ja zawiodłem. Będę tego jeszcze długo żałował, bo czułem, że byłem blisko. W Challenge’u jakoś mi nie idzie. Byłem tam już kilka razy. Dwa razy zająłem piąte miejsce. Mam też trochę żal do organizatorów o sposób przyznawania dzikich kart w SGP. Nie ma w nim logiki, ani do końca sprawiedliwości. Zawodnicy z miejsc 4-5 w Challengu nie mają na co liczyć, ale pierwsza ósemka, czasem dziesiątka cyklu jedzie dalej. Nie ma rotacji, wciąż przewijają się ci sami zawodnicy. Brałem udział w pojedynczych zawodach Grand Prix i to znakomite imprezy, tylko brakuje nowych twarzy. Warto żeby organizatorzy przeanalizowali dopuszczenie kolejnych z Challengera, w miejsce zdegradowanych stałych uczestników. Inaczej robi się to dosyć zamknięte środowisko i wyprzedza pozostałych pod każdym względem. 

Po sezonie, co porabiasz?

Jak się sezon zakończy idę po prostu… do roboty. Teraz z kolegą remontujemy domy, ale znam różne zajęcia i nie boję się pracy. Mam wokół sporo kumpli i zawsze ktoś coś ma w zanadrzu. Zamiast siedzieć i czekać, wolę konkretne zajęcia. 

To już na koniec. Dziadek orał i ojciec orał. Ojciec jeździł na żużlu, ty jeździsz. To czym zajmie się twój syn?

Prawdę mówiąc nawet niedawno tak o tym myśleliśmy w domu. To zależy od tego co mu się spodoba. Na pewno pokażę mu dużo więcej dyscyplin sportowych, bo sport to dobry sposób na życie. Niech wybiera. Ja bym chciał, żeby grał w hokeja, ale nie wiem czy będzie wysoki. Po mnie raczej nie (śmiech).

Vaszek – dziękuję za rozmowę i życzę, byś poukładał swoje żużlowe sprawy, a w Challenge’u skutecznie awansował do SGP spełniając ostatnie ze sportowych marzeń. Pozdrowienia dla rodzinki i ukłony dla taty.

Oooo, to miłe. Dziękuję bardzo i pozdrawiam kibiców.

Rozmawiał PRZEMYSŁAW SIERAKOWSKI

7 komentarzy on Żużel. Vaclav Milik: Mój tato zaczynał w wieku 24 lat. Po zakończeniu sezonu idę… do roboty (WYWIAD)
    Mario
    20 Nov 2020
     11:31am

    Rusko go zgładził

      Honza
      20 Nov 2020
       12:47pm

      Mrozek też nie pomógł.

        Arczi
        21 Nov 2020
         8:56pm

        A co miał Mrozek zrobić jeszcze? jak pomóc? Vaszek jechał praktycznie wszystkie swoje biegi na palcach można policzyć biegi gdy był zastępowany takiego komfortu nie miał np „Szczepan” 2 biegi i wypad.Moim zdaniem Milik jest bardzo słaby technicznie i to jest jego największa bolączka

Skomentuj

7 komentarzy on Żużel. Vaclav Milik: Mój tato zaczynał w wieku 24 lat. Po zakończeniu sezonu idę… do roboty (WYWIAD)
    Mario
    20 Nov 2020
     11:31am

    Rusko go zgładził

      Honza
      20 Nov 2020
       12:47pm

      Mrozek też nie pomógł.

        Arczi
        21 Nov 2020
         8:56pm

        A co miał Mrozek zrobić jeszcze? jak pomóc? Vaszek jechał praktycznie wszystkie swoje biegi na palcach można policzyć biegi gdy był zastępowany takiego komfortu nie miał np „Szczepan” 2 biegi i wypad.Moim zdaniem Milik jest bardzo słaby technicznie i to jest jego największa bolączka

Skomentuj