fot. Enea/materiały prasowe
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Sezon 2023 już dawno za nami, a więc czas na wszelakie podsumowania. Tym razem przyjrzymy się wydarzeniom, które przez te kilka miesięcy były na ustach wszystkich sympatyków żużla w naszym kraju.

 

Opłaty szkoleniowe oraz brak licencji dla klubów

 

Zaczynamy chyba najgorętszym w ostatnim czasie tematem. Aż pięć klubów nie otrzymało licencji na starty w sezonie 2024 w pierwszym terminie, z czego cztery otwarcie przyznają, że miało to związek z brakiem uiszczenia opłaty za braki w wypełnieniu zapisów regulaminu szkoleniowego. Kontrowersyjne jest zwłaszcza to, że wśród owych klubów są ośrodki z Leszna czy Ostrowa Wielkopolskiego, które przecież zawsze mają nadwyżkę uzdolnionych juniorów i muszą wypożyczać ich do innych klubów. Przykład? Maksym Borowiak przez dwa lata był wypożyczany do Falubazu Zielona Góra, a przecież jest to chłopak, który spokojnie mógłby ścigać się w PGE Ekstralidze. Przez horrendalnie wysoką karę nałożoną na Ostrovię, klub ten niedawno był zmuszony do oddania swojego najzdolniejszego juniora – Jakuba Krawczyka – do Betard Sparty Wrocław.

Skradziony silnik

 

Patryk Dudek ma za sobą, delikatnie mówiąc, bardzo przeciętny sezon. Nie błyszczał w lidze, a na arenie międzynarodowej wcale nie poszło mu lepiej – nie zdołał bowiem utrzymać się w cyklu Grand Prix. Był jednak taki okres, kiedy “Duzers” znów przypominał samego siebie. Było to po zatrudnieniu Dariusza Sajdaka, który w przeszłości współpracował z Crumpem czy Rickardssonem. Jak się okazało, uznany mechanik użyczył Dudkowi silnik, który był… kradziony. A konkretnie, został ukradziony koledze z drużyny Dudka, Krzysztofowi Lewandowskiemu. Sprawa do dziś nie została wyjaśniona.

“Najazd” na Motor i finansowanie klubów przez SSP

 

Chyba nigdy wcześniej aż tak nie oberwało się żadnemu klubowi za korzystanie z pieniędzy publicznych, jak w tym roku Platinum Motorowi Lublin. Temat pojawia się niemal na każdym kroku, a przywołują go nawet byli działacze czy… politycy. Władysław Komarnicki to jeden z największych przeciwników takiego dysponowania publicznymi pieniędzmi. Senator RP wielokrotnie publicznie wyrażał swoje niezadowolenie z tego stanu rzeczy. Niedawno na łamach Tygodnika Żużlowego do bojkotu lubelskiej drużyny namawiali z kolei byli prezesi klubów – Rufin Sokołowski oraz Jerzy Synowiec. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że Motor przyjął i przyjmuje nadal najwięcej krytyki, choć przecież lwia część ekstraligowych klubów również korzysta z publicznych pieniędzy. Oczywiście nie na taką skalę jak Motor, ale jednak.

Skompromitowany polityk z wagonem pieniędzy

 

Tuż przed startem sezonu zielonogórski klub zaprezentował sponsora tytularnego, którym została państwowa spółka Enea. Na konferencji prasowej zupełnie niespodziewanie pojawił się Łukasz Mejza, który próbował zbudować sobie dobry PR na kilka miesięcy przed wyborami. Nie pomogło, ponieważ kibice żużlowi nie pozostawili suchej nitki na nim oraz na klubie, że dopuścił do takiej sytuacji. Natychmiast zainterweniował wówczas prezydent Zielonej Góry, Janusz Kubicki, który dał zakaz promowania polityków na plecach klubu.

Wydarzenia z Krosna

 

Beniaminek z Krosna obiecująco zaczął swoją kampanię w PGE Ekstralidze. Po dokonaniu solidnych transferów Wilki sensacyjnie prowadziły w Lesznie. Po pechowym defekcie Lebiediewa krośnianie minimalnie przegrali, ale pozostawili po sobie świetne wrażenie. Następnie przyszły dwa mecze domowe, które krośnianie wygrali. Już wtedy pojawiały się głosy mówiące o złym przygotowaniu nawierzchni. Tłumaczono się pracami budowlanymi w przerwie zimowej, a dokonywane na bieżąco działania miały przynieść efekt. Problem jednak narastał i się pogłębiał, a czarę goryczy przelało to, co stało się podczas meczu przeciwko Stali Gorzów.

W pamięci zapadły zwłaszcza słowa Stanisława Chomskiego: “Albo przerywamy to teraz, albo się pozabijają!”. Trenera posłuchano, a sędzia zdecydował się przerwać mecz po 9. biegu. Dodatkowo, na klub została nałożona kara w wysokości 150 tysięcy złotych oraz zawieszono trzy osoby funkcyjne. Ale to nie koniec. “Wisienką na torcie” było to, co stało się podczas nieodbytej trzeciej rundy IMP. Zawody dwukrotnie odwołano ze względu na fatalne warunki torowe, a osoby decyzyjne wzajemnie przerzucały na siebie winę. Ostatecznie wyszła z tego jedna, wielka antyreklama żużla.

„Rewanż” Holdera na Pludrze

 

Chris Holder to jeden z największych pechowców minionego sezonu. Początek miał nieudany, a na domiar złego w Grudziądzu został „skasowany” przez Kacpra Pludrę. Kontuzja wyłączyła go z jazdy na kilka miesięcy, a po powrocie prezentował się również nie najlepiej. Holder swój sezon podsumował słowami: „Nie ma o czym mówić”. Co jednak gorsze, w tym samym wpisie mistrz świata z 2012 roku otwarcie skrytykował Pludrę, nazywając go „bezużytecznym k*tasem”. Dodał również, że ich drogi na pewno się jeszcze skrzyżują, co dało jasno do zrozumienia, że Australijczyk będzie chciał szukać rewanżu na młodym zawodniku. Nie przystoi zawodnikowi tej klasy.

Start Woffindena w finale

 

Betard Sparta Wrocław nie miała w tym sezonie łatwego życia. Przez długi czas wrocławianie byli niepokonani, jednakże szereg kontuzji sprawił, iż stracili bardzo dużo na sile w trakcie sezonu. „Doczłapali” się jednak do finału, lecz w nim jeszcze przed startem dwumeczu byli skazywani na pożarcie. Zdziesiątkowani wrocławianie robili wszystko, co w ich mocy, aby nawiązać jakąś walkę z Motorem. Do tego stopnia, że na rewanż na Olimpijskim namówiono kontuzjowanego Taia Woffindena. Brytyjczyk nie czuł się w pełni sił, a na dodatek przydarzył mu się paskudny upadek, przez który na chwilę stracił przytomność. Następnie Woffinden i Andrzej Rusko, zupełnie inaczej przedstawiali kulisy startu Brytyjczyka w rewanżu. Niesmak jednak pozostał.

Dyskwalifikacja Bartosza Zmarzlika

 

To wywołało chyba największe poruszenie w całym sezonie 2023. Bartosz Zmarzlik szedł jak po swoje i w przedostatniej rundzie w Vojens miał celebrować czwarte mistrzostwo świata. Przed zawodami doszło jednak do kuriozalnej, do dziś niezrozumiałej decyzji. Przez nieregulaminowy kevlar na kwalifikacjach, Polakowi wymierzono największy wymiar kary – dyskwalifikacja z turnieju głównego. To jednak jeszcze bardziej zmotywowało Zmarzlika, który w Toruniu przypieczętował kolejny tytuł wygrywając na Motoarenie.