Dominik Kubera i Artiom Łaguta. Fot. Jarosław Pabijan
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Historycznie, z emfazą i dostojeństwem – wyjątkowe, pierwsze zawody SGP w Lublinie. Motor buduje swą sportową, tę ligową i finansową potęgę. Wielu będzie to z pewnością coraz mocniej uwierało. Taka narodowa przypadłość. Wychylisz się i w… głowę. Jednak czego by nie napisać i nie powiedzieć – Lublin potęgą jest i basta, a ukoronowaniem weekendowe, pierwsze, acz zapewne nie ostatnie, starcie gigantów przy Alejach Zygmuntowskich. Brawo Lubelacy, brawo Kępa i ekipa.

 

A na torze… plandeka, bo aura nie oszczędzała. Organizatorzy z solidnym wrocławskim wsparciem, podołali, a Morris tym razem niczego nie zepsuł. Kibice dopisali i rozpieszczali swych ulubieńców. Szczególnie Polaków. Bez podziałów. A na otwarcie starcie tytanów. Magic spod linek nieźle, ale na dojeździe w górę miast do przodu. Niby najlepsze, wewnętrzne pole, w teorii. Chyba ma nieco za mocno. Tylko krawężnik i po pierwszym wirażu pozamiatane. Janowski próbował szerzej, ale zostawał w łuku po starcie. Pierwszym triumfatorem w Lublinie – Tai Woffinden. Maciek z oczkiem. Dla nas rozpoczęło się najwyżej średnio. Teraz Zmarzlik. Słabsze, bo trzecie pole. Teoretycznie słabsze. Drugi wiraż pozwala harcować szerzej, pierwszy – zdradliwy. Wyjeżdżasz pod płot i zostajesz. Bartek wyczaił. Poszedł w drugim za koło i wciągnął prowadzącego Vaculika. Jest szybki. Frycowe Lamberta w trzecim. Team dał ciała. Fura zgasła, a rezerwowa nieprzygotowana i Lambo nie zdążył. Na torze zatem miejscowy młokos Lampart. Motor – Dania 3-3. Kubera wprowadza widzów w ekstazę. Strzela spod taśmy z drugiego i… tyle go widziano. Madsen z Thomsenem odfajkowani. Lampart ze śliwką, ale blisko tuzów. Dostosuje się Kasprzok? No nie. Łaguta, przerwa – dwóch, przeeerrrwwwaaa i dopiero KeyKey. Szkoda. Bez pomysłu, bez prędkości. Jakoś nie wierzę w metamorfozę. Ani dziś, ani w cyklu.

Na otwarcie drugiej serii Janowski z najlepszego ostatnio, drugiego pola… na końcu stawki. I jechał bez przerwy na okrągło. W tym pierwszym kornerze, gdzie się zostaje w miejscu – również. Środkiem. Szkoda. Tylko punkt wyszarpany Lambertowi na kresce, atakiem po zewnętrznej w… drugim łuku. Zmarzlik przeciw gigantom z czwartego. Będzie się działo. Sztukmistrz z Lublina daje czadu i robi show. Po starcie za fenomenalnym Artiomem. W wirażu po starcie jedzie jeszcze bardziej pod płot niż dotąd ktokolwiek. I znajduje przyczepność. Jest piekielnie szybki. Wygrywa ponownie z trasy. Pora na przebudzenie Magica. Aby do półfinału. Później jedziemy od nowa. Na razie dwa oczka i brak prędkości oraz pomysłu na ściganie. Na szczęście Kubera ściga się na całego i odbiera punkty faworytom. Jest dobrze. Pomaga. Kasprzak już mniej. Jechał drugi słabł. Dowiózł oczko, ale wrażenie wciąż średnie. Lindgren pierwszy i zaczyna się zbierać. Ma 5 punktów po dwóch rundach.

Po równaniu znowu Janowski tym razem vs Zmarzlik. Zmiana fury u Magica. Niestety. Nie pomogło jak Vaculikowi wcześniej. Nawet za Kasprzakiem. Śliwka. Będzie kicha. W SGP tak poważne straty dyskwalifikują. Maciej o tym wie, tylko… nie potrafi zaradzić. Za to Kubera z dzikusem jedzie dla siebie. Jak „dzikus”. Wygrał i tym razem nie „pomógł” swoim. Odebrał punkt nawet mistrzowi świata. Brawo, choć w kontekście klasyfikacji cyklu – trochę boli. To jednak zawody indywidualne. No i Emil się obudził. Z dwójką. Artiom ze Zmarzłym bardzo szybcy. Aerofłot przeciw rodzimemu LOT-owi. Fredka skuteczny i niezły Tajski. Z tyłu listy spośród liczących się w cyklu – Vaculik, coraz szybszy Madsen i… Janowski. Kiepski prezent na urodziny się szykuje.

Po kosmetyce znowu na torze Maciek. Taki numer… startowy. W czwartej serii Janowski z dwoma, ale po niesamowitych męczarniach. Czas ucieka i może zabraknąć na półfinał. Tylko cztery oczka w dorobku. Szkoda biegu na zero o mistrzostwo Polski wcześniej. No żal. Wygrał Łaguta, wspierany z parkingu przez brata Griszkę. Po chwili trójka Emila. Coraz szybszy. Będzie się liczył, bowiem to co na początku, nie ma znaczenia od półfinałów. Kiepsko dla Janosia. Kubera walczy pięknie i dzielnie. Może jeszcze namieszać. A Madsen z wygranym wyścigiem. Też będzie półfinał. Na pożegnanie rundy przypomina o sobie Doyle meldując się w połówce. Bartek tylko z oczkiem po dobrym starcie i złym rozegraniu pierwszego wirażu. Szarpał się z Lindgrenem. Fredka ze śliwką tym razem. Kasprzak wrócił do swojego tradycyjnego poziomu.

Po równaniu znowu Janowski i znowu… nieskutecznie. Tylko punkt i smutne pożegnanie. Jutro „lepszy” numer, bo już będzie śmigał po „przesypanym”, nie po kosmetyce. Tego się trzymajmy, choć straty dziś ciężkie i trudna noc przed teamem. Teraz Emil w teoretycznie łatwiejszej potyczce. Trójka daje półfinał. I… zonk. Kasprzok robi robotę Janowskiemu. Wygrywa Lambo przed KeyKeyem i Sajfutdinowem. Rosjanin za burtą? No raczej. Wiele zależy od… Zagara. Patrzymy. Zmarzlik w ważnym wyścigu. Jest dobrze. Znowu doklejony i bardzo szybki. Zagar przegrywa z Tajskim. Nadzieja, choć niewielka, na półfinał dla Emila. W ostatnim zasadniczym działo się jak rzadko. Po wyjściu Fricke na czele, doskonały atak Kubery, a potem kosztowny błąd w trasie Fricke i niezwykle szybki Fredka mija Domina, a kangur spada na koniec. Ho, ho. To się nazywa SGP! Półfinały. Zagar i Fricke robią prezent Emilowi. Jednak wjechał.

Ten ze Zmarzlikiem jak finał. I Madsen i Lindgren. W drugim Łaguta z Doylem – dziś skutecznym i… Kuberą. Oooops. Czekamy choć nie bez emocji. Bartek wygrywa bezapelacyjnie. Rewelka. Szkoda tylko, że Tajski nie wciągnął z trasy Lindgrena. Fredka w grze. Madsen bez złudzeń. Powalczyli, acz bez mijanek. Jak to po równaniu. Teraz Domin. Trzymamy kciuki. Kubera wyskoczył, lecz tylko na chwilę. Artiom jest piekielnie szybki. Wygrywa, a Domin, Domin, Domin – dowiózł!!! Ha, ha, ha. Mamy to! Dwóch naszych i dwóch faworytów w finale.

Szkoda Magica. Rywale wiedzą o co jadą. Artiom z Fredką nie tracą potężnie jak Janowski. Ale mamy Zmarzlika w grze i objęcie liderowania w cyklu wydaje się kwestią czasu. Niedługiego czasu. A Kubera? Sezon rozpoczął tak sobie, a teraz… jest w finale Grand Prix. Mamy kolejnego kandydata do sukcesów, stałych sukcesów w cyklu. Nie zachłystuję się, bo to wiele zawodów. Różne tory, różne nawierzchnie, różne momenty sezonu. Ale potencjał jest. Szkoda, że w tym sezonie tylko w domu dostał dzikusa. Nawet jeśli jutro zawali, już zapisał się w historii SGP i Lublina. W eliminacjach do przyszłorocznego cyklu go nie ma. Ten początek sezonu zaważył. Szkoda. No dobrze, dość o tym. Pora na finał. Łaguta, czy Zmarzlik, a może ten trzeci? Niedobrze. Łaguta leży w pierwszym łuku. Powtórka w komplecie. Restart. Pięęęćććć jeden!!! Zmarzlik, Zmarzlik, Zmarzlik. Jest the best. Za nim Domin, potem Fredka, a Artiom czwarty. Mamy to i mamy nadal lidera cyklu. Choć innego lidera. Chcę jeszcze, chcę więcej! Świetny turniej, a Maciek oby z pomysłem na rewanż. Jutro też będzie ekscytująco.

Sobota przywitała lepszą pogodą. Zawody przywitały deja vu. Na inaugurację zwycięstwa wczorajszych finalistów. Czwarte pole „chodzi”? Wszyscy z niego startowali. A może po prostu nadal są bardzo szybcy? Przekonamy się. U nas też bez zmian. Słaba noc Maćka i… słabe otwarcie. Te same grzechy. Brak wyjścia spod taśmy, do którego Magic przyzwyczaił, ale wciąż też brak tego błysku w polu. Była fura – było show. Tym razem nie wygląda żeby miał na czym poszaleć. Będzie kłopot. A Fredka widać nabuzowany. I ten kosmicznie szybki Artiom. Jak śmigał w ten sposób Janowski, to mu zaraz stare Anlasy wymyślali i inne takie. Co teraz wymyślą Łagucie zwolennicy spiskowych teorii dziejów? Korepetycje u brata w zakresie nitro? Co ja tam wiem. FIM też pewnie niewiele. Pozwala na oszukane opony, to po kiego grzmota sprawdzać cokolwiek jeszcze. Moim zdaniem Artiom jest doskonale przygotowany i idealnie spasowany. Pokazał to już wczoraj, a na pudło nie wszedł zszokowany nieco po dzwonie w pierwszym podejściu do finału. Dziś „tylko” potwierdza atuty. I walczy, choć nie przewiduję wzrostu determinacji. W Lublinie Rosjaninowi wszystko pasuje, to śmiga. Przyjdzie dzień, że coś nie zagra, to… nie pośmiga. Taki typ. Miło też, że lokalny matador Dominik Kubera, nie zachłysnął się wczorajszym sukcesem i nadal chce być widoczny i chce rozdawać karty. To bardzo dobrze. Potrzeba nowych, potrzeba świeżej krwi. Czekamy na medal Janowskiego, czekamy na powrót do batalii Dudka i Pawlickiego, a tu pod nosem wyskakuje jak królik z kapelusza Domin. Ja się cieszę, a Wy?

Wygląda na to, że Vacul zamierza dziś wejść we wczorajsze buty Doyle’a. Jego team najwyraźniej skutecznie podrapał się w głowę i znalazł sposób na Lublin. 2 i 3 zapowiadają odmianę Słowaka. I obym nie za wcześnie pochwalił Kuberę. Tym razem śliwka. A Magic… swoje. Niestety. Już we Wrocławiu miałem wrażenie, o czym pisałem, że Janowski dowiózł znacznie więcej niż pozwalał na to motocykl. Tam jeszcze nie było katastrofy – tu już taka się zapowiada. Szkoda. Oby tylko chwilowy dołek, a nie poważny kryzys Macieja. Wielka szkoda, bo liczyć na Kasprzaka walczącego o medale, to… ja nie potrafię. Tak to ujmijmy.

Otwarcie trzeciej rundy grzebie nadzieję Magica i kibiców na dobry występ Magica. Ponownie przegrywa nawet z… Kasprzokiem i dowozi śliwkę. Musi dokończyć turniej możliwie przyzwoicie i przeprowadzić reset. Sprzętu jak sądzę, bo forma w tydzień nie uciekła. Team do pracy. Tylko straty w punktacji cyklu mogą być nieodwracalne. Och Maciek, Maciek. Niby na medalu mu nie zależy, niby ten nie spędza snu z powiek, ale jakoś nie wierzę w te publiczne deklaracje. Każdy sportowiec dąży do doskonałości a potwierdzenie tejże stanowią zwycięstwa. A Janowski jest przecież sportowcem, zatem… do pracy, oby tak skutecznej jak u Vaculika. Metamorfoza w jedną noc. Kubera wrócił. Chwilowa pomroczność jasna w poprzedniej serii i całe szczęście. A w dwunastym to się zagotowało. Na początek, w mojej opinii, przeszarżował Fredka i on narobił bałaganu, ostro poszerzył po zduszeniu niepokornej fury, a czy w sposób do końca zamierzony i kontrolowany, to już pewnie zdania naukowców będą podzielone. Moim zdaniem nie i powinien wylecieć z biegu. Poczekamy na opinię wyroczni. Panie Leszku – do dzieła. O Mamuńciu! Ależ niefart Martina i… Gorzowa. Nowacki, Jasiński, Woźniak, Thomsen przez chwilę, a teraz jeszcze Vaculik do kompletu wyłączonych przez kontuzje. Podobno obręcz barkowa nie wytrzymała. Jeśli się potwierdzi, to tylko współczuć Stali. Prezes Grzyb zaczął urzędowanie od sześciu porażek z rzędu, a zakończył sezon medalem. To, że teraz chichot losu i sytuacja odwrotna? Zakończenie z sześcioma wtopami. Oby nie. Nawet spotkań tyle już nie zostało do końca play off. Trzymaj się Martin. Liczymy na lepsze wieści ze szpitala po badaniach. A wyścigjakiś taki niefartowny. A to rezerwowy w linkach, a to kolejny (Świdnicki) się zerwał, ale nie wytrzymał i też zapoznał z nawierzchnią. Kończmy to bo mocno czuć gipsem. Wreszcie. Nudny wyścig i… całe szczęście. Tylko ten Artiom. Piekielnie szybki. A Zmarzlik pokazuje jak można efektywnie dziobać. To różnica w podejściu naszego mistrza. Nie mogę sięgnąć lidera wyścigu, to zadowalam się, nie szarżuję i pilnuję dwójeczki. Żeby nie przedobrzyć i zamiast dopisać cyferkę, nie dopisać literki. To krok w dobrą stronę. Pojawia się rodzaj sportowego wyrachowania, którego brak wcześniej radował oko, acz potrafił wpakować Zmarzłego w kłopoty.

W czternastym to się podziało. Ot, chcieli pokazać Rosjanie, że rozdają karty i są faworytami SoN, to im Bartek udowodnił jak bardzo byli sportowo zarozumiali i się mylili. Z trasy im to udowodnił. No i co z tym Artiomem i jego walecznością? Musi popracować, bo fura niesie. I ten Domin. Serce rośnie. Kolejna trójeczka i jest już w półfinale. Coś podobnie zapowiada się z obsadą jak wczoraj. I tą półfinałową i podpisywaniem listy startowej. Dla nas niestety w kontekście walki o tytuł, bo dziś, oby nie na stałe, wypadnie z niej boleśnie Magic. Jakby usłyszał. Zerwał się spod linek jak nigdy, tylko ten Lindgren. Znowu broi. Tym razem arbiter stanął na wysokości zadania. I nikt nie musiał leżeć, żeby przeenergetyzowany Szwed zarobił excluded. W trakcie. Dwójka Maćka za Tajskim, choć to pewnie niewiele zmieni. Musiałby wygrać ostatni wyścig by zachować cień nadziei na prolongatę szans. Cóż poradzę, na bazie dzisiejszych i wczorajszych dokonań, jakoś trudno mi w to uwierzyć. Ale nadzieja umiera ostatnia. Zatem połudźmy się jeszcze ociupinkę.

No to niech się dzieje. Zmarzły wygrywa i wygrywa część zasadniczą. Będzie wybierał pole jako pierwszy. Potem pohasał „przeszkadzając” tuzom Berntzon. Wystarczyło do dwójki w biegu. Nikt nie chce być ostatni w turnieju. Kubera kończy rundę trochę bez prędkości i bez głowy. Lodu, lodu! Do za chwilę zaczynamy zawody od nowa. A Maciek? No cóż. Smutne urodziny Magica. Na koniec łobuziak Fredka melduje się w ósemce z wygraną i dobrą znowu prędkości tudzież determinacją w trasie. W końcu to SGP – musi się dziać.

W pierwszym Bartek z pierwszego i na pierwszym. Sporo tych „pierwszeństwa”. Wygrał start, odprowadził Thomsena, a ten wespół z Emilem, nie znaleźli metody na szybkiego Lindgrena. W drugim tylko linki poszły a już nie było Łaguty. Ten to ma prędkość. Kosmonauta. Domin obronił się przed Fricke i ponownie wjechał do finału. Życiowy weekend Kubery. No i poczekajmy, bo za chwilę może napisać się kolejna historia. Zmarzlik wyrówna rekord Tony’ego i wygra czwarty turniej z rzędu? Byłoby miło. A przy okazji wzmocniło pozycję lidera cyklu. Niby człek niejedno widział, w niejednym uczestniczył, niby to spowszedniało, a w takich momentach trudno utrzymać emocje na wodzy. Ach ten Artiom. Najpierw Bartek go sobie odsunął, wciągnął Domina i pewnie usadowił na czele. Wyglądało pięknie. A tu zonk. Muszę odszczekać delikatne pokpiwania z waleczności Rosjanina. Ależ mu ta fura kleiła. Tylko łyknął Zmarzlika, a po kolejnym wirażu nawet numeru startowego już nie pokazywał naszym Orłom. Piekielnie szybki. Wczoraj był czwarty po dzwonie. Dziś uniknął kłopotów, szczególnie w dwunastym i pojechał po swoje. Wygrał i jest tylko punkt za Zmarzlikiem w generalce. Z brązem Kubera. Brawo, brawo, brawo! Super weekend Domina i super decyzja lubelaków o przyznaniu jemu właśnie dzikusa. A Fredka tuż za pudłem. Za „karę” pewnie, bo trochę dzisiaj mieszał i broił, niekoniecznie li tylko sportowo.

Piękny ten lubelski weekend z SGP. I nawet rynny w drugim łuku jakby… nie było. Kibice prze szczęśliwi, bo to i Zmarzlik na czele i ich lokalny matador w czołówce. Tylko Magica żal. Bywa. Nie wszystko jeszcze stracone, choć krążek zaczyna się oddalać. A na czele pójdą jeszcze iskry. Artiom jest groźny. Wcześniej miewał kosztowne zadyszki w cyklu, ale teraz nie musi ich powtórzyć. No i kuruj się Martin, bo niestety obojczyk nie wytrzymał. Szybkiego powrotu Vacul. I szybkiego powrotu zawodów SGP do Lublina. Było ekscytująco.

PRZEMYSŁAW SIERAKOWSKI