Bartosz Zmarzlik, Fredrik Lindgren i Artiom Łaguta. fot. Jarosław Pabijan
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Deszczowa Malilla przywitała światową czołówkę chłodno i mokro. Jakoś tak bez emocji oczekiwałem decyzji o starcie. Opóźnionym starcie. Było bezpiecznie, bowiem w niedzielę nie ścigała się nasza Ekstraliga. W razie W można było śmiało przekładać. O Zmarzlika też byłem wyjątkowo spokojny. Podobnie jak o zachowanie stałego poziomu przez Kasprzaka. Jedyny niepokój budziła forma Magic-a. Tylko zadyszka, czy poważny kryzys? Miejmy nadzieję, że to pierwsze, bo w tegorocznym cyklu mamy ich raptem dwóch. Myślę o tych, walczących o najwyższe cele. I pytanie o Kuberę. Potwierdzi aspiracje do stałego dzikusa na przyszły sezon z pominięciem eliminacji? Kto wie.

 

Inauguracja słaba w wykonaniu naszych. Nawet Bartek ze śliwką. No i robi się cieplej, choć nie w Szwecji. Tylko Domin wygrał. Torek króciutki, nie sprzyjający walce. Nawierzchnia trudna, przemoczona i ciężka szpryca. Lepiej dobrze startować i uciekać. No i Artiom z Fredką wciąż jak w transie. Nie jest dobrze,

W drugiej serii Bartek wrócił, Domin pokpił, a Maciek tak… po Janowsku. Niby dobrze, ale prędkości brak. Po dwóch seriach dwa oczka w dorobku – zapowiada się mordęga. Tylko Krzycho trzyma stały poziom. Zaczynam się odrobinę denerwować. Jeśli dziś na, nomen omen, domowym obiekcie w Królestwie Trzech Koron nasi pokpią, to będzie ciężko. Szczególnie Janosiowi. Niesie tak metr, półtora od krawężnika. Mądrzy korzystają, pozostali kąsają, kąsają i nie są w stanie ukąsić. 

W siódmym Łaguta jako pierwszy wygrał z trzeciego. W dziewiątym czwarte dało powodzenie Doyle`owi. Coś zaczęło się dziać. Nie tylko wewnętrzne niosą. Trasa nadal jednak nieczynna. No i ten Lindgren z Łagutą – są mocni. Średnio, że inne pola niż wewnętrzne już jadą, bo teraz z pierwszego Magic. Ściany, te szwedzkie, pomogą? Nie do końca. Emil spod płotu rozpędził się szeroko i uciekł. Maciek dobrze pod linkami, ale wyraźnie bez dojazdu. Tym razem Aspgren i słabszy dzisiaj Zagar na rozkładzie. Postęp więc teoretyczny. Ale jest dwójka. Pora na przedwczesny finał. Zmarzły vs Łaguta i Lindgren. Pięknie bawi się jazdą piekielnie, kosmicznie szybki…nie, nie Zmarzlik niestety – Artiom. Wygrywa bezapelacyjnie. Za nim, ze sporą stratą Fredka i po następnej przerwie, zamknięty na krawężniku Bartek. Taki byłem spokojny, a tu śliwka, trójka i oczko. Razem tyle, co bezbarwny Janowski. No, no. Miał być luzik, a jest coraz bardziej niepokojąco. Grunt to do półfinału. Później każdy bieg, pojedynczy decyduje o wyniku. Tylko wybór pól może mieć znaczenie, a nie zapowiada się, by nasi mieli wybierać jako pierwsi o ile… w ogóle dojadą do połówek. Znów ten Potop. Na szczęście w pierwowzorze Kmicic vel Babinicz w końcu wrócił na właściwą ścieżkę i zapisał złotymi zgłoskami w historii. Liczę, że ściganci powtórzą tę drogę i zakończą wieczór happy endem. Ku uciesze i chwale… Oleńki Bilewiczówny. 

W trzynastym pięć jeden dla Rosji. Łaguta pół prostej z przodu. Nowy lider cyklu? Poczekajmy. Przewrotne są sportowe losy. Trochę mu na starcie przekręca. Kółko nieco się obraca, ale komputer startowy nie reaguje. Więc śmiga. W czternastym Doyle przywiózł remis w starciu z trzema Polakami. Tym razem znacznie lepsze wrażenie sprawiał Janoś. Do końca nękał kangura. A Bartek? Coś niedobrego się dzieje. Panowie. Miał być spokojny, radosny wieczór. A tu? Oby wszystko co najlepsze rodziło się w bólach. I jeszcze Lindgren. Też nie odstaje. Wygrywa z potężną przewagą. A na finał rundy potężna głupota Lambo. Miał słabszych rywali i otwartą bramę do półfinału przy wygranej, ale postanowił rozstrzygnąć wszystko w pierwszym łuku. Fantazja poniosła, płot wciągnął i… zonk. 

Bieg prawdy Janowskiego. Jedzie z drugiego. Z czwartego piekielnie szybki Fredka, a jest jeszcze zagotowany Lambert. Uff. Jest, jest, jest! Magic reaktywacja. I start i trasa i prędkość na dojeździe. Wszystko zagrało. Fredka odfajkowany. Mamy półfinał. Pora na Bartka i Dominika. W kolejnym Domin strzelił spod linek, ale potem rozmyślił się w trasie, zmienił dobrą ścieżkę i poległ za naciskającym Artiomem. Szkoda. Trójka dawała pewność, dwójka, to tak… na dwoje babka wróżyła. Kolej na Bartka. Wierzę, że będzie jak z Janosiem. Trzymam kciuki. Wyścig w słabszej obsadzie i mamy zwycięstwo, acz takie trochę… nieprzekonujące. Zmarzły wciąż szuka i nadal się męczy. Mocno się niepokoję. W ostatnim pierwszy i ostatni raz dzisiaj zerwał się Madsen. Pogodził Doyle`a, który z kolei mocno potraktował Emila. Zamieszało się. Tajski ostatni. Teraz ścisk w punktacji. Kto w półfinałach? Trzeba analizy. Fricke i Brytyjczycy za burtą. Nasi w…  trójkę awansowali. Już prawie mi się wyrwało „w komplecie”, bo jakoś tak pominąłem statystę Kasprzaka. 

No to czas na rozstrzygnięcia. Na szczęście nasi nie wpadli na siebie wszyscy w jednym wyścigu. Jest szansa na duży wynik, bądź… duże rozczarowanie. Nie wybierali pól jako pierwsi, to jednak nie musi niczego przesądzać. Najlepiej pokazał dwudziesty bieg. Pola, odwrotnie niż na początku, niczego już właściwie nie gwarantują. Czekamy. Czy Domin z Bartkiem zdołają wyrzucić z rywalizacji doskonałego dziś Artioma? Ho, ho. Dzieje się. Polska – Rosja. Patrzymy. Remis, remis, remis! Zmarzlik z trasy wciąga Łagutę. Mamy to. Startu nie było, ale trasa – palce lizać. Domin nie poradził w swoistym finale SoN. Ale w półfinale się zameldował. To jak będzie z przyszłorocznym stałym dzikusem? Polecamy Domina pamięci włodarzy cyklu o tytuł. Teraz Magic. Niestety. Z trzeciej pozycji tylko przyglądał się rywalizacji na żyletki Doyle`a z Lindgrenem. Jest postęp, ale błysku brakuje. Rywale znowu odjeżdżają. Czyżby szykował się kolejny sezon na czwartej pozycji. To byłaby niebywała złośliwość losu. W finale jedynak Zmarzlik. Stali uczestnicy – Łaguta i Lindgren oraz tym razem, dla ubarwienia – Australijczyk Jason Doyle. To co? Bartek – prawda? Jestem przekonany. Pewność wróciła po ostatnim wyścigu. Choć nasuwa się refleksja. Może zrezygnować z serii zasadniczej i od razu jechać finał. Do stałej trójki losowo dokładano by czwartego. Taki żarcik. W stylu Strasburgera. Zmarzlik z zewnętrznego. Jak przed chwilą Magic. Oby nie wynosili się na szeroką po starcie, bo nie będzie miejsca by się rozpędzać. No i Jason postanowił zostawić walkę i podział miejsc na pudle pierwszoplanowym aktorom. Wpakował się w taśmę i zjechał do boksu. Dla Bartka więcej przestrzeni. Powtórka. I zrobił to, o co byłem bardzo spokojny, potem bardzo niespokojny i znowu pewny Zmarzlika. Wszystko zagrało idealnie. Nawet, o dziwo, wyjazd spod linek. Ogromna przewaga Bartosza. Artiom wciągnął z trasy Fredkę i nie stracił wiele. Obaj odjechali Janowskiemu. 

Potop nie zalał szwedzkiej Malilli. Organizatorzy, z małym poślizgiem, podołali z torem. Nawierzchnia początkowo preferowała wewnętrzne pole, ale od trzeciej serii można było śmigać po całym owalu, z każdego miejsca pod taśmą. Mimo, że krótki, tor w drugiej części pozwalał na mijanki. Szczególnie tym piekielnie szybkim. Ciekawe co dziś powiedzą krytycy nowego systemu punktacji. Bartek wygrał i zainkasował maxa. Początkowo nie wyglądało jednak tak różowo. Przebudził się Janowski, potwierdził dobrą formę i brak kompleksów Kubera. Wszystkie swoje ”walory” pokazał też niezmiennie Kasprzak. Malilla za nami. Czekamy na tytuł Bartka. Jeszcze chwilę. Wierzę w kolejne z rzędu święto Zmarzlika na Motoarenie. Ale do tego jeszcze trochę. Oby nic się nie zadziało po drodze. Tfu, tfu, tfu. Maleją szanse na medal Maćka. No cóż. Taka jego klątwa. Chyba.