Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Święty Krzyż. Nie, to nie nazwa naszej atrakcji turystycznej z klasztorem na szczycie. To spolszczenie greckiej nazwy Stawropol, pierwotnego miana Togliatti. Dopiero po roku 1964 miasto przyjęło swą obecną nazwę. Siedemset tysięczny ośrodek jest jednym… z najbiedniejszych w Rosji. Aglomeracja żyje głównie z i przy fabryce samochodów WAZ. Wcześniej, starsi kibice kojarzą markę Żiguli, obecnie firma wypuszcza Łady. I finansuje. Także sport. Z dobrodziejstwa korzysta m.in. Mega-Łada dwunastokrotny drużynowy mistrz Rosji na żużlu z sekcją ice speedwaya. No i mają Olega Kurguskina jako trenera, a przy SGP toromistrza i dyrygenta. Całe szczęście. Jak był kozakiem na torze, tak został obok i… spacyfikował skutecznie zapędy Phila Morrisa, ku chwale ścigania.

 

Nasi też trochę jechali jak z krzyża zdjęci. Tylko niekoniecznie świętego. Pierwsza seria i pierwsze nerwy. Kasprzok rozpoczął „tradycyjnie”, mimo wewnętrznego pola. Było mokro. Bardzo mokro, więc szpryca ciężka. Tylko należało nią trafiać, celować rywali, a nie sztywno przy kredzie i liczyć, że sami zrezygnują z opcji napędzania się szerzej. To Grand Prix – tu nikt z niczego nie rezygnuje dobrowolnie. Schematyczny Krzycho zgubił z trasy. Dobrze, że oczko na Berntzonie dowlókł. Stawka debiutanckiego turnieju w Togliatti taka odrobinę słabo-silna. Może dziewięciu do walki, od dziesiątego w dół listy, to już po trosze wynalazki. Specjalnie nie było na kim tracić punktów i pozycji, a nasi udowodnili, że można. Magic bez impulsu. Tylko trzeci. Za to Emil ku euforii kibiców – zwycięski. Po chwili słabo Bartek. Co jest grane? Znowu przyjdzie wychwalać pod niebiosa obowiązujący, a oczywiście ułomny system punktacji? Zmarzlik tylko z punktem, za Madsenem i triumfującym Łagutą. Nie zaczyna się dobrze z naszej perspektywy. Tor zaś mocno i szybko przesycha.

W drugiej odsłonie Krzycho bez zmian. Podpisuje listę. Grudziądz skusi się na kolejny sezon KeyKey-a w składzie? A jakie ma wyjście – wskażcie jednego, gwarantującego więcej w lidze? W szóstym zupełna katastrofa Maćka. Był drugi, rozpędzał się szeroko na rosyjskim lotnisku międzynarodowym, ale… nie zmieścił się w drugim łuku, mimo szerokości co się zowie. Uślizg, wykluczenie i pogłębiony stres, takoż frustracja. Coś nie idzie Magic-owi. Nie pisany mu chyba ten indywidualny medal w cyklu. Na szczęście pozbierał się Zmarzlik, a przy okazji Emil załapał kosztowną pomyłkę na twardej i suchej nawierzchni, bo taką momentalnie się stała. Po tej serii nie jest jednak różowo. Bartek sprawia już dobre wrażenie, ale Maciek niekoniecznie. O Kasprzaku napiszę tylko, że bierze udział w zawodach i sam pewnie nie wie do końca – po co?

W dziewiątym Krzycho się rozmyślił. Wjechał w taśmę i postanowił sprawę międzynarodowego mistrzostwa kraju zostawić w gestii Bartka i Maćka. Po starcie Janowski był z przodu, ale rozpędzony pod płotem, po słabszym wyjściu spod linek Zmarzlik, wciągnął… no właśnie, kogo? Kolegę, rywala? Wciągnął wrocławianina, tak będzie bezpiecznie. Tu jednak błysnął Kurguskin. Jeszcze przed rozpoczęciem rundy. Nie pozwolił wymóc na sobie zbrodniczego zalania areny, za jakim optował niezwykle „zaangażowany” Phil Morris. I całe szczęście. Tym razem górą fachowiec, a imć Filip z Anglikowa, chyba nie na żarty liczy na posadę w Discovery i przedłużenie zabawy Grand Prix, bo nie przy Grand Prix. Facet popełnia tragiczne pomyłki, a pewnie będzie robił to nadal, jak Walter Hofer w skokach – do emerytury. To już przyszłość, zatem zostawmy póki co. Teraźniejszości zaś także w dużej mierze przyszło się domyślać, bowiem realizator uparł się… nie pokazywać walki, albo nagle urywać obraz. Jak mówiła moja babcia Zosia podczas oglądania seriali – znowu przerwali w najważniejszym momencie.

Nie przerwał ku chwale Ojczyzny Janowski. W przedostatniej serii rundy zasadniczej pojechał wreszcie jak Magic, którego znają i kochają we Wrocku. Wygrał, przy czym musiał się sporo natrudzić, by wciągnąć z trasy szczególnie Fricke. Na pożegnanie z zawodami namieszał nieco Kasprzak. Głównie Woffindenowi, choć ostatecznie poległ na kresce. Jedyna zagadka, to teraz losy Maćka. Przepchnie się jak Madsen po wielekroć, do półfinału, czy nie będzie miał farta. Żal trochę Doyle`a. Zaczął od dwóch trójek, po czym chyba się zagubił. Będzie gorąco. No i ten Artiom. Kosmiczny, galaktyczny, skuteczny. Zmarzlik musi się zebrać i wznieść na wyżyny. Coraz mnie wierzę we własną teorię o braku determinacji u Łaguty, który odbije się czkawką – prędzej, czy później. Widać sukcesy napędzają Rosjanina, a z nimi determinacja rośnie. Thomsen hasa. Emil ciuła, zaś w bezpośredniej bitwie najbardziej zainteresowanych Madsen dopiero co wspomniany, godzi Janowskiego i Doyle`a. No to Magic-owi znowu braknie i ponownie nie odrobi a straci do wyprzedzających rywali. Jak dużo? To już od niego nie zależy.

Pierwszy półfinał dla Emila. Od początku do końca. Przez moment drżały nam serca i Polacy trzymali kciuki za Lindgrena, bo ten minął i wiózł za plecami Artioma. Niestety. Drugi łuk to jeszcze jakoś Szwedowi wychodził, ale ten pierwszy korner… bez koncepcji, z problemami i porażką z Łagutą, który kontratakując odbił drugą lokatę meldując się w finale. W drugiej połówce podwójnie dla Gorzowa, ale co tam się działo. Bartek z trzeciego na pierwsze, upadek i błyskawiczna ewakuacja Tajskiego, no i Fricke bez awansu. Taki dość „zwykły” ten ostateczny. Z czterech pierwszych w klasyfikacji – trzech i jeden dla kolorytu, jako uzupełnienie. Wypadło na Thomsena.

Trzecie pole wygrało oba półfinały, ale czy to tylko pole, czy zasługa zawodników tamże startujących, to już mam pewne wątpliwości. Bartek wybiera jako pierwszy. Co weźmie? Wziął ponownie trzecie. Emil z pierwszego. Po lewej Bartka Artiom i spod płotu Anders. No to patrzmy. Dobre wyskok spod linek Bartka, ale Artiom nie gorzej. Zmarzły wyjeżdża pod płot, próbując takiego samego manewru jak w półfinale. Tylko tam, na wyjściu z drugiego łuku rywale otworzyli bramę środkiem toru. Tu Łaguta był czujny i w drugim kornerze pojechał z wyjścia środkiem, czym wyhamował Zmarzlika, a gdy ten zaczął kombinować, o mało nie stracił srebra na rzecz Thomsena. Zatem Artiom Łaguta zwycięski, Artiom napędzony i nakręcony, a cyklu ledwie punkcik za Bartkiem. Szalenie groźny rywal. Maciek tym razem odrobinę nierówny. Można gdybać, acz ten jego drugi start i uślizg był brzemienny. Choćby oczko i mogło być zacnie. Ale jest postęp zatem tego się trzymajmy. Kasprzok nawet w mniej spektakularnej stawce, podpisał listę startową. Pisałem niedawno o konieczności modyfikacji Grand Prix Challenge i zastanowieniu nad sensem dopuszczania do eliminacji stałych uczestników cyklu. Wymiana krwi może przysłużyć się batalii, tylko nie bardzo mam pomysł jak jej dokonać, by niczego nie tworzyć sztucznie. Może IMŚJ z urzędu jak IME do cyklu, może inne pomysły. Cykl staje się dostępny dla najbogatszych, czytaj tych najczęściej, którzy kiedyś już go smakowali. Przy tym ci z drugiego szeregu mają minimalne szanse zaistnienia i pokazania się. Gdzieś trzeba się tego SGP nauczyć, a rok terminów nie daje takiej szansy. No to jest zagwozdka. Jak ożywić SGP, by nie spowszedniało?

PRZEMYSŁAW SIERAKOWSKI

2 komentarze on Żużel. SGP oczami Sieraka: Debiut marzenie Togliatti. Morris spacyfikowany
    Albert Zweistein
    30 Aug 2021
     8:04am

    „spacyfikował skutecznie zapędy Phila Morrisa, ku chwale ścigania.”

    Może i spacyfikował… Może to dobrze i byłoby gorzej w wersji Morrisa, ale jeżeli to było ściganie przez „Ś” to oglądaliśmy zupełnie co innego.

    Po 3 serii zdecydowałem nie przeciągać psa i pójść na spacer, aniżeli męczyć siebie i psa. Nida to delikatne określenie. Bezkofeinowa kawa jest bardziej energetyczna. Mogę pozazdrościć, że coś takiego się Panu podoba, a może raczej współczuć?. Wróciłem na półfinały i dobrze się stało, (pies także usatysfakcjonowany takim rozwiązaniem) tam pojawiły się emocje za sprawą gorszych początków Bartka i Artioma.

    To nie była reklama żużla, zdecydowanie.

      Ⓜⓤⓒⓗⓞⓜⓞⓡⓔⓚ
      4 Sep 2021
       2:43pm

      Ja dałem radę, ale chyba tylko z tej przyczyny, że nie mam psa. Inna sprawa, że kilka biegów … nie wiem czy to wstyd, czy nie – przedrzemałem przed ekranem :).

      Odnośnie artykułu, to jest taki sam jak to GP w Togliatti. jedyne co mnie zaintrygowało, to w tytule: „Morris spacyfikowany”, czytałem, czytałem i czekałem na te pacyfikacje …. i to chyba ja zostałem SPACYFIKOWANY!!! Ha ha.

Skomentuj

2 komentarze on Żużel. SGP oczami Sieraka: Debiut marzenie Togliatti. Morris spacyfikowany
    Albert Zweistein
    30 Aug 2021
     8:04am

    „spacyfikował skutecznie zapędy Phila Morrisa, ku chwale ścigania.”

    Może i spacyfikował… Może to dobrze i byłoby gorzej w wersji Morrisa, ale jeżeli to było ściganie przez „Ś” to oglądaliśmy zupełnie co innego.

    Po 3 serii zdecydowałem nie przeciągać psa i pójść na spacer, aniżeli męczyć siebie i psa. Nida to delikatne określenie. Bezkofeinowa kawa jest bardziej energetyczna. Mogę pozazdrościć, że coś takiego się Panu podoba, a może raczej współczuć?. Wróciłem na półfinały i dobrze się stało, (pies także usatysfakcjonowany takim rozwiązaniem) tam pojawiły się emocje za sprawą gorszych początków Bartka i Artioma.

    To nie była reklama żużla, zdecydowanie.

      Ⓜⓤⓒⓗⓞⓜⓞⓡⓔⓚ
      4 Sep 2021
       2:43pm

      Ja dałem radę, ale chyba tylko z tej przyczyny, że nie mam psa. Inna sprawa, że kilka biegów … nie wiem czy to wstyd, czy nie – przedrzemałem przed ekranem :).

      Odnośnie artykułu, to jest taki sam jak to GP w Togliatti. jedyne co mnie zaintrygowało, to w tytule: „Morris spacyfikowany”, czytałem, czytałem i czekałem na te pacyfikacje …. i to chyba ja zostałem SPACYFIKOWANY!!! Ha ha.

Skomentuj