Żużel. Niemal dziesięć lat temu wróżono mu wielką karierę. Jeszcze nie wywiesza białej flagi

wassermann
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

W przyszłym roku minie dokładnie dziesięć lat od momentu, kiedy to urodzony w Illertissen Sandro Wassermann na opolskim torze wywalczył tytuł mistrza świata w klasie 250cc. Po tym sukcesie nie brakowało osób, które zawodnikowi wróżyły karierę podobną do tej, jaką ma za sobą choćby jego bawarski kolega, Martin Smolinski. Po niespełna dziesięciu latach od tamtego triumfu i prognoz na „jasną” żużlową przyszłość, zawodnik powodów do satysfakcji nie ma. W sezonie 2023, będąc żużlowcem Trans MF Landshut Devils praktycznie w zawodach ligowych nie startował. Braki ligowej jazdy nadrabiane były w turniejach indywidualnych. Niemiec doskonale zdaje sobie sprawę, że oczekiwania co do jego osoby były inne, ale jak sam przyznaje, „białej flagi” nie wywiesza. Motywacji, aby wrócić do żużlowej „gry” mu nie brakuje. 

 

– Co do sezonu 2023, to ja nawet nie mam jak się do niego za bardzo odnieść. Liga skończyła się dla mnie na dwóch biegach w meczu przeciwko Łodzi. Zdecydowałem się nie na ten motocykl, na który powinienem i po dwóch biegach mogłem iść pod prysznic. W zawodach indywidualnych jakoś jeszcze to momentami wyglądało. W mistrzostwach Niemiec w Gustrow zająłem czwarte miejsce po przegranym barażu z Hillebrandem, kiedy pojechałem praktycznie w bandę. Tak że nie ma nawet co oceniać sezonu. Ambicje mam większe – mówi nam Wassermann. 

Zawodnik Landshut Devils przyznaje, że po zdobyciu tytułu mistrza świata w klasie 250cc, sam swoją przyszłość na torze widział zgoła inaczej.

– Życie ma to do siebie, że nie często jest jak sobie wymarzymy. Jak tak popatrzę na te lata wstecz, to na pewno swoje zrobiły kontuzje, które przytrafiały się praktycznie co sezon i wybijały z rytmu. Inna sprawa, to myślę, że o wiele wcześniej powinienem spróbować swoich sił w zagranicznych ligach. To był kolejny błąd. Jednak chyba najważniejszy, który popełniłem to to, że na początku „dorosłej” kariery nie miałem właściwych osób obok siebie. To zweryfikował niestety dopiero czas. Pomimo faktu, że kocham ściganie i żużel, nie jest mi łatwo i nigdy nie było. W mojej rodzinie nikt żużlowcem nie był, aby móc mi pomóc i choćby szczerze poradzić. Decyzje musiałem podejmować sam i bywały kiepskie – dodaje Niemiec.

Pomimo nie najłatwiejszej sytuacji w jakiej obecnie się znajduje oraz opinii „znawców”, iż może lepiej karierę zakończyć, niemiecki talent sprzed dekady nie zamierza się poddawać. Co ciekawe, Wassermann ma też nietypowe życzenie osobiste. 

– „Białej flagi” nie wywieszam. Walczę dalej. Podstawa to dobre przepracowanie zimy i wywalczenie sobie miejsca w składzie w sezonie 2024. Na tym się skupiam. Robię wszystko, aby tym, którzy wróżyli mi dobrą karierę w 2014, pokazać, że może mistrzowska ona nie będzie, ale stać mnie, aby problemy skutecznie rozwiązywać i być dobrym zawodnikiem. Chcę osobiście dojść do takiego punktu, w którym będę w stanie „żyć” z żużla i na nim wyłącznie się skupić, a nie traktować go jako hobby po normalnej pracy zawodowej – kończy Wassermann.