Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Niemal każdy profesjonalny żużlowiec posiada u swojego boku osobę, która pełni rolę menadżera. Negocjuje kontrakty, poszukuje sponsorów, „ogarnia” logistykę. W większości przypadków funkcję tę pełnią mężczyźni, ale są również kobiece  wyjątki. Jednym z nich jest mieszkająca w Danii Sandra Salman, którą można zobaczyć u boku Andersa Thomsena. 

 

– W żużlu zaczęłam funkcjonować ze względu na fakt, iż znam język polski i z wykształcenia jestem prawnikiem. Jeśli jednak dzisiaj mnie się ktoś zapyta, dlaczego to robię nieprzerwanie od ośmiu lat, to odpowiem, że robię to ze względu na relacje z Andersem, pasję do tego sportu i atmosferę, jaka w nim panuje. Tak naprawdę moja pomoc Andersowi stała się w pewnym stopniu sposobem na życie – zaczyna swoją opowieść Sandra Salman.

Oprócz pomagania Andersowi Thomsenowi Dunka z polskimi korzeniami wspomagała również innych duńskich zawodników. Należeli do nich między innymi Niels Kristian Iversen czy Matias Nielsen. Jak przyznaje, najbardziej sobie ceni atmosferę panującą obecnie w dwóch klubach.

– Na pewno przez osiem lat miało się styczność z wieloma klubami i wieloma miejscami. Powiem szerze – i pewnie zabrzmi to kolokwialnie – ale na stadionie w Vojens czy w Gorzowie możemy z Andersem powiedzieć, że czujemy się jak w domu – dodaje menadżerka.

Żużel to typowo męski sport, z zawodnikami czy działaczami na czele. Czy zatem bycie kobietą pomaga w funkcjonowaniu w tym sporcie czy raczej przeszkadza?

– Zależy, z której strony na to spojrzymy. W tym sporcie głównie „siedzą” przecież na co dzień faceci. Żony ewentualnie przychodzą żużel oglądać. Na pewno na początku było mi trudniej, ponieważ musiałam udowadniać swoją wartość jako kobieta-menadżerka. Nie ukrywam, że niekiedy byłam postrzegana przez pryzmat kobiety i uroku osobistego. Można powiedzieć, że czasem jest to zaleta – mówi ze śmiechem Sandra Salman.

Żadnej różnicy pomiędzy fachowością kobiet a mężczyzn w roli menadżerów nie widzi prezes gorzowskiej Stali, w której jeździ podopieczny Sandry Salman.

– Nie ma różnicy, a nawet powiem, że z kobietami chyba pracuje się lepiej. Są one bardziej wrażliwe. Często nie sprawy finansowe są dla nich najważniejsze, a to, aby zawodnik czuł się w klubie dobrze. Trochę patrzą właśnie przez wartości kobiece – dom, rodzina, „ciepły kącik”. Sandra jest osobą bardzo profesjonalną. Na pewno nie patrzy w rozmowach na wszystko przez pryzmat pieniędzy. Dla niej ważniejsze jest zaplecze. Moje zdanie, jeżeli chodzi o współpracę jest takie, że to już jest raczej nie współpraca, a przyjaźń polsko-duńska. To przykład fajnych, przyjacielskich relacji na linii prezes – menadżer w profesjonalnym sporcie – mówi nam Marek Grzyb.

Najważniejszym elementem opieki nad danym zawodnikiem jest kwestia negocjacji dla niego kontraktu z danym klubem. Nasza rozmówczyni przyznaje, że przez lata wielkich rozczarowań w tym zakresie nie przeżyła, a same umowy negocjuje się zdecydowanie wcześniej aniżeli po zakończeniu sezonu przez danego zawodnika.

– Powiem szczerze, że przez te wszystkie lata jakoś niespecjalnie spotkałam się z nieprofesjonalnym podejściem ze strony klubów do negocjacji. Rozczarowań nie było. Najdłużej zdarzyło mi się negocjować umowę z klubem około trzech miesięcy. Tu też trzeba sobie powiedzieć, że propozycje zaczynają przychodzić latem. Nie ukrywam, że często jest tak, że dany zawodnik pod koniec sezonu już wie, gdzie wystartuje w przyszłym sezonie. Oczywiście liczba telefonów w lecie najlepiej obrazuje wartość rynkową zawodnika. Tej wczesnej negocjacji umów chyba się nie zmieni, ponieważ zawsze jeden prezes będzie chciał być szybszy od drugiego – kontynuuje menadżerka.

Anders Thomsen startuje obecnie dla zespołu z Gorzowa. Menadżerka na co dzień przebywa w Danii. Wydawać by się mogło zatem, że nie jest łatwo dotrzeć do potencjalnych sponsorów zainteresowanych wspomaganiem zawodnika.

– W tych kwestiach jest różnie. Najczęściej są najpierw e-maile czy rozmowy telefoniczne z potencjalnym sponsorem, a później już dochodzi do spotkania w Polsce, z reguły podczas meczu ligowego zawodnika – dodaje opiekunka zawodnika Stali.

Tematem tabu w żużlu są zawsze zarobki zawodników. Dunka nie ukrywa, jak duży jest budżet roczny jej podopiecznego i jaki wkład w niego mają sponsorzy.

– Zawsze wszyscy liczą, ile zawodnik zarabia. Mało kto bierze pod uwagę konieczne wydatki. Nasz budżet oscyluje obecnie wokół 2 milionów złotych na sezon, a wpływy od sponsorów stanowią około czterdziestu procent tej kwoty. Jak więc łatwo policzyć, trochę sponsorów trzeba przekonać do współpracy. Myślę, że kobietom jest zdecydowanie łatwiej pozyskiwać sponsorów, ponieważ chyba łatwiej jest nam nawiązywać relacje międzyludzkie. Najszybciej sfinalizowałam umowę ze sponsorem w jeden dzień – kontynuuje Sandra Salman.

Bez środków finansowych zawodnik nie ma szans na rozwój. W sporcie żużlowym nie zawsze wynagrodzenie trafia punktualnie na konto żużlowca.

– My w tej chwili nie mamy nic niezapłaconego. Miałam problemy z zawodnikami, którzy startowali w Poznaniu, ale to też się ułożyło.  Specjalnych metod ściągania należności nie ma. To są maile, telefony czy w ostateczności „pukanie” do drzwi klubu. Najczęstszy argument, z jakim się można spotkać, to ten, że sponsor transzy nie przelał, a później się okazuje, że sponsor mówi „ale ja dawno przelałem” – śmieje się nasza rozmówczyni.

Anders Thomsen to uczestnik cyklu Grand Prix, który powoli, ale systematycznie rozwija swoją karierę. Okazuje się, że duński zawodnik z polskiej Stali wcale tak łatwo się nie hartował.

– Mam takie jedno zdjęcie z Gdańska. To był nasz pierwszy wspólny sezon. Ja mam na nim w ręku linijkę. Anders dostawał nią po „łapach”. On miał kiedyś to do siebie, że potrafił się skoncentrować na jednej rzeczy dosłownie na chwilę. Ten jego brak koncentracji oraz zapominanie nie ukrywam, że mnie denerwowało. Obecnie jest zawodnikiem ułożonym, profesjonalnym i co ważne – spokojnym. Podoba mi się to, że jest osobą bardzo rodzinną – dodaje Sandra Salman.

Pochodząca z Polski menadżerka przyznaje, że w ciągu wielu lat współpracy ona też wyciągnęła pozytywne rzeczy z tego „związku” dla samej siebie.

– Na pewno ja nauczyłam się tego, że czasami warto „odpuścić” i aż tak się nie stresować. Nie zawsze warto. Najważniejsze jednak jest to, że przez te wszystkie lata nauczyłam się tego sportu i poznałam go od „kuchni”. Sama siebie też na pewno poznałam, kiedy musiałam sobie radzić w różnych nieznanych mi do tej pory sytuacjach. Poznałam się też na ludziach. Zarówno z dobrej, jak i ze złej strony. Jak już rozmawiamy uczciwie, to najbardziej zaszedł za skórę pewien pan z Poznania. Na pewno nauczyłam się śpiewać w samochodzie. Nagminnie z Andersem śpiewamy podczas jazdy utwór Follow Me  – mówi ze śmiechem Sandra Salman.

Lata pracy w żużlu sprawiły, że Dunka ma obecnie uznaną markę w środowisku. Nic by zatem nie stało na przeszkodzie, aby „stajnię” podopiecznych poszerzyć.

– Kiedyś o tym myślałam i miałam taki okres, że zawodników było więcej. Tak naprawdę jednak pomoc zawodnikowi to czasami sporo pracy i przy większej ich liczbie, to mógłby być już problem. Najwięcej czasu zajmuje koordynacja występów, rezerwowanie lotów, hoteli i logistyka. Dla mnie tak naprawdę ważna też  jest osobista relacja czy – inaczej ujmując – zżycie z Andersem. Definitywnie skupiam się na nim. Co roku mówię sobie, że to mój ostatni sezon, ale tak naprawdę niewykluczone, że współpraca nasza potrwa do końca kariery – dodaje Sandra Salman.

Na koniec tego wątku zabraknąć nie może. Sandra Salman daje się poznać jako inteligentna, atrakcyjna kobieta z dużym poczuciem humoru. Czy często zatem mężczyźni w żużlu patrzą na nią, jak na kobiecy obiekt pożądania, a może niektórzy myślą, że z Andersem są parą zakochanych?

– Zdarzyło się, to prawda, że bierze się nas za parę, ale i zdarzyło się, że ktoś myślał, że jestem Andersa mamą. Co do drugiej kwestii – potrafię sobie radzić i wybrnąć z niefortunnych sytuacji, tak to nazwijmy, jako kobieta. Bywały bezpośrednie zapytania czy też propozycje wspólnych weekendów ze strony jednego z działaczy. Powiem w ten sposób, że Tindera absolutnie jeszcze nie potrzebuję – kończy ze śmiechem duńska menadżerka.

ŁUKASZ MALAKA