fot. Sebastian Daukszewicz
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Za nami kolejny miesiąc bez prac torowych i ruchów nowego stowarzyszenia w sprawie powrotu żużla na stadion przy Bydgoskiej. Dlatego w oczekiwaniu na dobre informacje wspominamy dawne czasy pilskiej Polonii. Dziś proponujemy wywiad z Przemkiem Surdykiem, który był w grupie zapaleńców, reaktywujących ligowy żużel w Pile po 25 latach nieobecności. Czasu było niewiele, a jednak żużel w Pile stał się faktem. Przemkowi przypadła funkcja spikera zawodów.

 

Przemek, nie każdy pamięta odległe czasy, a więc reaktywację żużla w Pile w 1992 roku. Ty pamiętasz, bo byłeś od początku. Powiedz jak trafiłeś do sportu żużlowego w 1991 poprzez Fundację Odbudowy Toru Żużlowego.

Sportem żużlowym interesowałem się od dziecka, po raz pierwszy na zawodach byłem w 1976 roku w Pile. Wraz z rodzicami odwiedzałem także stadiony w Bydgoszczy, Gnieźnie czy Gorzowie. Później, już jako nastolatek, mogłem poruszać się sam. W połowie lat osiemdziesiątych poznałem Mirka Michalskiego i z reguły razem jeździliśmy na zawody. W grudniu 1990 roku udaliśmy się na pierwsze spotkanie Fundacji Odbudowy Toru Żużlowego, na którym wybrano Radę Fundacji. Pomimo młodego wieku, miałem dużą wiedzę o tym sporcie i tak też zostałem wciągnięty do ekipy, która chciała odbudować sport żużlowy w Pile.

Był to chyba trudny okres, bo czasu było niewiele, aby Polonia pojechała w lidze. Ale udało się dopiąć wszystko na ostatni guzik i drużyna mogła wystartować.

Tak, było mało czasu. Pamiętam, że najpierw wraz z Markiem Wieczorkiem, ówczesnym Prezesem udaliśmy się do Częstochowy na posiedzenie GKSŻ (fiatem 126p) zgłosić gotowość startu w II lidze. Odpowiedź była krótka: „Zdążycie z torem i papierami, to proszę bardzo!”. W ostatni dzień stycznia, czyli ostateczny termin, zawiozłem wszelkie potrzebne na ten dzień dokumenty do Warszawy. Zdążyliśmy!

fot. archiwum Przemysława Surdyka

Prace torowe trwały?

Kto mógł to pomagał. Praktycznie tor był budowany od nowa, nowe podłoże, tłuczeń, odprowadzenie wody do studzienek i wszystko, co określał regulamin W połowie marca tor odebrał znany sędzia z Gdańska, Lechosław Bartnicki.

Pierwszy mecz ligowy z Gnieznem wygrany. Była ulga, że udała się ta reaktywacja? Czy po sezonie mogliście sobie pogratulować sukcesu?

Na pewno, było ogromne zainteresowanie, tylko jedna porażka na torze w Pile i 4. miejsce w lidze.

W jakich okolicznościach, mimo braku doświadczenia, zostałeś spikerem?

W tamtych czasach nie były potrzebne żadne specjalne uprawnienia, wprowadzono je w 1995 roku. Marek Wieczorek widząc, że mam dużą wiedzę, zaproponował mi tę funkcję, a ja ją przyjąłem. Na pierwsze spotkanie ze Startem, Leszek Kędziora poprosił Przemka Sierakowskiego, aby mi pomógł.

Pamiętasz debiut? I jakie wrażenia? Trema była?

Pewnie, że była, 8 tysięcy kibiców, pierwszy mecz ligowy i strach, żeby gdzieś się “nie zaciąć”. Pierwsze wyścigi poprowadził Przemek Sierakowski, a następnie powoli oddawał mi mikrofon. Pamiętam, w połowie imprezy powiedział: Nie jest źle, radź sobie sam i tak poprowadziłem zawody do końca. Po 15. biegu odetchnąłem z ulgą! Udało się!

Czy spiker równa się kibic? Da się to oddzielić?

Generalnie powinien być bezstronny, lecz wiadomo, że miejscowy spiker jest za swoją drużyną. Jeśli jest rozsądny i umie opanować emocje, to można to oddzielić. Choć wielu jest takich, którzy wychodzą przed szereg.

Jakie imprezy najmilej wspominasz?

Było ich wiele, pierwsze zwycięstwo ze Startem, awans do I ligi, mecze z Polonią Bydgoszcz, DMŚ, finał IMP, zdobycie tytułu DMP, czy pożegnanie Hansa Nielsena.

Bywały momenty, że musiałeś „ugryźć się w język”?

Bywały takie sytuacje, ale co może spiker, tylko przekazać informacje, czasami sędzia pomylił się, wszyscy to widzieli, ale to on wydaje werdykt, a spiker ma go przekazać publiczności, bez możliwości komentarza.

Wpadki były?

Na szczęście chyba nie, choć podczas ostatniego finału Srebrnego Kasku do 16. wyścigu podawałem złą punktację dwóch czołowych zawodników. Bowiem stojąc na płycie, widziałem w jednym z wyścigów, kto był pierwszy na mecie. Sędzia widział inaczej i tak to zapisał w programie.

A jak się zmieniała atmosfera na trybunach?

Na początku 1992 roku, panowała sielanka, nikt nie gwizdał, nie wyrażał swojej dezaprobaty. Później trybuny stały się bardziej wymagające, ale w Pile publiczność zawsze dobrze się bawiła. Jak wiesz, żużel to sport rodzinny i na pewno atmosfera jest przyjemniejsza niż ta na stadionach piłkarskich.

Wiele kontrowersji do dziś wzbudza rekord toru w Pile. Kto według ciebie jest tym rekordzistą Hans Nielsen czy Przemek Pawlicki?

Nie byłem na tych zawodach. Pozostawiam to bez komentarza.

fot. Sebastian Daukszewicz

Przez to, że zasiadałeś chyba najczęściej na wieżyczce, a na murawie bywał m.in. śp. Krzysztof Hołyński, Wojciech Dróżdż, Daniel Możejko to kibice chyba bardziej rozpoznawali twój głos niż ciebie na ulicy?

Na pewno, wiele razy w różnych sytuacjach ludzie kojarzyli, ale nie mogli mnie gdzieś “przykleić” Z tego tytułu, zdarzały się zabawne sytuacje, ale było to przyjemne i miło jest dzisiaj powspominać.

Nie tylko funkcję spikera pełniłeś przez te wszystkie lata. Jakie jeszcze?

Od 1999 roku pełniłem też funkcję Kierownika zawodów, w latach 1994-2003 przeprowadzałem też relacje radiowe z wyjazdowych spotkań Polonii Piła, dzięki temu byłem na wszystkich torach żużlowych w Polsce poza Lublinem. W 1997 roku próbowałem zostać sędzią żużlowym. Do eliminacji przystąpiło 20 kandydatów. Były 3 kwalifikacje. Ja odpadłem po 2. Sędzią został tylko Andrzej Terlecki z Gdańska, z którym utrzymywałem kontakt aż do jego przedwczesnej śmierci. Przykre, że go już nie ma.

Były to trudne funkcje, odpowiedzialność była duża?

Jeśli chodzi o kierownika zawodów to w dzisiejszych czasach, jest to bardzo niewdzięczna funkcja. Trzeba przybyć minimum 8 godzin przed meczem na stadion, a jeśli zawody są zagrożone to w przeddzień. Za wszystko, co związane z zawodami odpowiada kierownik. Kiedyś było łatwiej i nie było takiego reżimu jak teraz. Uważam, że ta cała „napinka” w polskim żużlu nie doprowadzi do niczego dobrego. Fajną przygodą było komentowanie meczów Polonii na wyjazdach, tutaj czułem się swobodniej, choć łatwiej było o językową wpadkę, plusem było to, że mogłem pokusić się o swój komentarz.

Przez te wszystkie lata przeżyłeś zarówno chwile radości jak i smutku. Który mecz, zawody wspominasz najmilej, a który chciałbyś wymazać ze swojej pamięci?

Trudno mi powiedzieć, było tyle spotkań, które utkwiły w pamięci. Z historycznego punktu widzenia, powinno to być finałowe spotkanie z 1999 roku z Atlasem, ale to nie było aż tak emocjonujące widowisko. Dla mnie hitem był mecz ligowy z 1995 roku z Polonią Bydgoszcz. Natomiast to, o czym trzeba zapomnieć to rok 2006, wszystko przegrane, brak odpowiednich zawodników, brak kasy i kibiców. Pacjent umierał, jak napisał Wojtek Dróżdż. Jeszcze był taki mecz z Apatorem, przegrany 33:57, kilka dni po zawodach miał mieć miejsce koncert Lady Pank w Pile, prowadzący oprawę muzyczną w ramach reklamy, puszczał „Mniej niż zero”, gdy Polonia przegrywała 1:5. Do dziś nie wiem, czy celowo.

Co dał ci żużel, a co zabrał?

Dobre pytanie, na pewno dał wiele radości, bo jest to moja pasja, a zabrał dużo wolnego czasu (śmiech), ale tak na poważnie, to było połączenie przyjemnego z pożytecznym.

Utrzymujesz do dziś kontakty zawodnikami, ludźmi speedwaya?

Teraz jest trochę trudniej z kontaktami na żywo, ale utrzymuję kontakt z Waldkiem Cisoniem, Jurkiem Kanclerzem, aktualnie szefem Polonii Bydgoszcz, z którym znam się ponad 30 lat, a ponadto na każdej imprezie żużlowej zawsze znajdę osobę, z którą mogę porozmawiać o starych dobrych czasach.

A dziś żużla znów nie ma przy Bydgoskiej. Skąd to się bierze? Czy tylko przez brak finansów?

Finanse zawsze były numerem 1, bez tego nie ma bytu. U nas w Pile, musimy wymienić nawierzchnię i bandę oraz tzw. dmuchawca, to priorytet. Również zaplecze w postaci zabezpieczenia toru i itp. Według mnie to koszt 4-5 mln złotych. Gdyby to było zrobione, można jechać, ale tylko jechać, nie myśląc o wyższych celach.

Już wiemy m.in. z konferencji prasowej z prezydentem, że są przedsiębiorcy spoza Piły, znani w środowisku żużlowym, którzy chcą w 2021 roku reaktywować klub, a w przyszłym sezonie wystawić drużynę w lidze. Wierzysz, że im się uda?

Nie pojadą w 2022 roku, bo jak wiemy na torze nic się nie dzieje, z moich informacji pan Polny i spółka czekają na ruch miasta, czyli wymianę nawierzchni i bandy, to są największe koszty.

Jeśli nowe stowarzyszenie zwróci się do ciebie, abyś wrócił do spikerki. To co odpowiesz?

Na pewno pomogę.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał: SEBASTIAN DAUKSZEWICZ
fot. Sebastian Daukszewicz, archiwum prywatne Przemysława Surdyka