Żużel. Powiedział Lachbaumowi, by wyszedł na ulicę. „Należało od razu postawić się po właściwej stronie”

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Jerzy Kanclerz to jeden z tych prezesów, który zdecydował się na zawieszenie współpracy ze swoim rosyjskim zawodnikiem jeszcze przed sobotnimi decyzjami FIM i PZM. Sternik bydgoskiej Polonii przyznaje, że żużlowcy mieli czas by się zadeklarować i uważa, iż Rosjanie powinni bardziej przeciwstawić się działaniom Władimira Putina.

 

Zawieszanie rosyjskich zawodników rozpoczęło się od ruchu Michała Świącika z Eltrox Włókniarza Częstochowa i wykluczeniem Maksima Sirotkina. Następnie podobnie zachował się Piotr Rusiecki z Fogo Unii Leszno, który rozwiązał umowę z Pawłem Nagibinem. W ślad za nimi poszedł Jerzy Kanclerz i przestał współpracować z Romanem Lachbaumem.

– Wszystkie te decyzje podjąłem samodzielnie, bo uważałem od początku, że środowisko sportowe powinno być jednomyślne. Bardzo cenię Emila Sajfutdinowa, Artioma Łagutę, Wadima Tarasienkę czy Romana Lachbauma, ale to jest czas, w którym musimy być solidarni – mówi Jerzy Kanclerz w rozmowie z serwisem polskizuzel.pl.

Sternika bydgoszczan nie przekonały wypowiedzi zawodników w mediach społecznościowych. W jego opinii zawodnicy mogli znacznie dosadniej wyrazić swój sprzeciw wobec inwazji Rosjan na Ukrainę.

– To należało zrobić wcześniej, a nie po tym, jak mleko się już rozlało. Poza tym musieliśmy zareagować. Nie można biernie patrzeć na to, jak giną ludzie. Trzeba zrobić wszystko, żeby odsunąć putinowską tyranię. Jak można to zrobić? Właśnie solidarnością na każdym polu – tłumaczy szef bydgoskiego klubu.

– Kiedy rozmawiałem z Romanem, to powiedziałem mu: jesteś w tej chwili w Rosji, więc powinieneś wyjść na ulicę. Masz swoich znajomych, więc rozmawiaj z nimi i się przeciwstawcie. Jeśli będzie was z czasem więcej, to w końcu będzie efekt i do Putina zacznie docierać, że coś się dzieje. To się nigdy nie wydarzy, jeśli będziecie się chować po kątach – kontynuuje.

Stanowisko władz polskich rozgrywek jest takie, że w lidze może pojechać tylko Gleb Czugunow. Ten zawodnik urodził się w Rosji, ale nie dość, że startował już z polską licencją, to jeszcze był członkiem kadry narodowej Rafała Dobruckiego.

– Nie mam do nikogo pretensji, że mieszka w naszym kraju 8 czy 10 lat, czy ma żonę Polkę. Ja to rozumiem, ale oni muszą pamiętać, że są narodem rosyjskim. W związku z tym należało od razu postawić po właściwej stronie, bo tylko działanie we wspólnym celu może doprowadzić do zwycięstwa w tej wojnie. Nie możemy robić wyjątków. Dla mnie nie było opcji, żeby poza Glebem Czugunowem któryś z Rosjan startował w polskiej lidze. Rozwiązaniem nie było też szukanie furtek w postaci polskich licencji. My też ponosimy skutki tej wojny, więc trzeba ciągnąć wózek w tym samym kierunku – podsumowuje Kanclerz.