Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Andrzej Lebiediew już od najmłodszych lat był wyróżniającym się zawodnikiem w rodzimym Lokomotivie Daugavpils. Stosunkowo szybko został zauważony przez Betard Spartę Wrocław i postanowił sprawdzić się na najwyższym szczeblu. Nie wszystko jednak potoczyło się tak, jak sam tego oczekiwał, mimo, iż przebłyski świetnej jazdy miał. Wydaje się, że jeśli ma udowodnić, że należy do czołówki, to nadchodzący sezon jest najważniejszą próbą w jego karierze.

Reprezentacja Łotwy w ostatnich latach obrasta w dobrych żużlowców. Wszystko za sprawą Lokomotivu, gdzie trener Nikolai Kokin bardzo intensywnie pracuje z młodzieżą, która ma okazję objeżdżać się w lidze polskiej. Oczywiście nie w PGE Ekstralidze, ponieważ zagraniczny klub nie może bić się o mistrzostwo naszego kraju (mimo, iż dwa lata z rzędu sportowo do niej awansował w latach 2015-16), jak również obecnie nie będzie to możliwe w Metalkas 2. Ekstralidze, ze względu na przejęcie jej przez władze najlepszej żużlowej ligi świata. Boleśnie przekonał się o tym chociażby Trans MF Landshut Devils, który przez dwa sezony po awansie meldował się nawet w play-offach, jednak kolejny sezon spędzi w Krajowej Lidze Żużlowej. Kiedy było to możliwe, pojawiło się kilka perełek wyróżniających się na tle reszty żużlowego świata. Największą z nich jest z pewnością Andrzej Lebiediew.

Smykałkę miał we krwi

Debiutował w 2011 roku w ówczesnej 1. Lidze. Już w kolejnym stanowił o sile formacji juniorskiej zespołu z Dyneburga, legitymując się średnią 1,762 pkt./bieg. A dopiero się rozkręcał. Sezon 2013 to już lider z tylnego siedzenia, ponieważ jako młodzieżowiec został 7. zawodnikiem całej ligi (2,103). Później bywało różnie, aż do eksplozji talentu w roku 2016, kiedy nie tylko poprowadził Lokomotiv do drugiego z rzędu zwycięstwa w lidze, ale również został najlepszym zawodnikiem całych rozgrywek (2,370). Wtedy właśnie otrzymał pierwszą szansę pokazania się przed wielką publicznością światowej czołówki, podpisując kontrakt z Betard Spartą Wrocław. I przyznać trzeba, że poradził sobie nieźle.

Oczywiście bywały lepsze i słabsze mecze. Z początku nie było błysku, na koniec sezonu trochę zgasł, ale mniej więcej w połowie rundy zasadniczej prezentował się bardzo dobrze. W pamięci należy mieć 11 punktów w meczu z Częstochową, czy 13 z dwoma bonusami w pięciu startach przeciwko osłabionej ekipie z Rybnika. Wspomnieć należy również o Indywidualnym Mistrzostwie Europy, które w tamtym sezonie wywalczył. Sparta postanowiła dać mu kolejną szansę, jednak zdecydowanie jej nie wykorzystał. Wystartował w pięciu spotkaniach, ale tylko w jednym z nich udało mu się przywieźć jakiekolwiek punkty. Mianowicie 8 przeciwko gorzowianom. Tak został wypożyczony do Rybnika.

Odrodzenie i podejście numer dwa

Zejście szczebel niżej w trakcie sezonu wyszło na dobre zarówno jemu, jak i klubowi. Ostatecznie wykręcił średnią 2,056 pkt./bieg. Było to jednak za mało na powrót do elity, zatem obrał kurs na Daugavpils, gdzie jego gwiazda błyszczała najbardziej. I tam rzeczywiście się odrodził. Ze średnią 2,306 został czwartym najskuteczniejszym zawodnikiem ligi, natomiast awans do Ekstraligi wywalczył rybnicki ROW. Mając w pamięci jego możliwości zarówno jeździeckie, jak i stricte na torze przy Gliwickiej prezes Krzysztof Mrozek zaproponował mu kontrakt. Oczywiście się dogadali. 

Cały entuzjazm został zgaszony bardzo szybko. W pierwszych dwóch meczach nie błyszczał, a na dodatek pod koniec batalii w Grudziądzu doznał złamania nogi, która wykluczyła go z jazdy praktycznie do końca sezonu. Wrócił dopiero na 12. kolejkę, kiedy sprawa spadku była już rozstrzygnięta. Wobec mało imponujących wyników i zagadkowej dyspozycji zmuszony był, tak jak i ROW, pogodzić się z degradacją. 

Krosno doda Ci skrzydeł

Sięgnął po niego beniaminek ligi. O ile sezon dla Wilków zaczął się od bardzo mocnego uderzenia o ścianę w meczu w Rybniku (63-27), o tyle dwa szybkie transfery Tobiasza Musielaka i Vaclava Milika zupełnie odmieniły oblicze tej drużyny. Krośnianie tak bardzo nabrali wiatru w żagle, że ostatecznie wygrali rundę zasadniczą i ulegli ostrowianom dopiero w finale ligi! Wielka w tym zasługa wspomnianego wcześniej Musielaka (2,264 pkt./bieg) oraz właśnie Lebiediewa (2,170). Nic dziwnego, że obu zarząd widział w składzie również na kolejny rok. A ten był jeszcze lepszy.

Niejako z tylnego siedzenia, ponieważ rundę zasadniczą wygrała Abramczyk Polonia Bydgoszcz a drugi był zielonogórski Falubaz, znów udało się Wilkom dojechać do finału. Tym razem po zaciętym boju do ostatnich metrów dwumeczu ze spadkowiczem z Winnego Grodu to właśnie Krosno cieszyło się z awansu a pierwsze skrzypce w całej lidze grał fenomenalny łotysz (2,374). Nikt nie wyobrażał sobie sytuacji, w której Kapitana miałoby zabraknąć w pierwszym, historycznym sezonie drużyny w PGE Ekstralidze. Zbudowano najlepszy od lat, jak na beniaminka, skład i z nadziejami przystępowano do rywalizacji. 

Czy to już sufit?

O ile rzeczywiście w wielu meczach mocno się ekipa z Krosna postawiła, sezon 2023 zakończył się dla niej spadkiem z PGE Ekstraligi. W dodatku nastąpił demontaż fundamentów drużyny, ponieważ Jason Doyle odszedł do GKM-u Grudziądz a Andrzej Lebiediew, chcący udowodnić sobie i światu, że należy do topu żużlowców na świecie, do leszczyńskiej Unii. Sezon w Krośnie zakończył ze średnią 1,697 pkt./bieg, co jest jego najlepszym wynikiem w elicie kiedykolwiek. W żadnym meczu nie przywiózł mniej niż 6 punktów a najlepiej prezentował się w starciach… z obecnym pracodawcą. I chyba właśnie to był klucz do negocjacji, ponieważ w pierwszej kolejce w Lesznie wyglądał jak wielokrotny mistrz świata. Rzucał się na zewnętrzną i leciał jak błyskawica. Problemy miał z nim nawet fenomenalny na przestrzeni całego sezonu Janusz Kołodziej. Dostał zatem kolejną szansę, z pewnym miejscem w składzie i tylko od niego i jego dyspozycji zależy to, czy zadomowi się w Ekstralidze na dłużej. A pamiętać należy, że po raz pierwszy został również pełnoprawnym uczestnikiem cyklu Grand Prix. 

Jedno jest pewne. Przed Andrzejem Lebiediewem najważniejszy sprawdzian w karierze. Ma wszystko, co charakteryzuje ścisły żużlowy top i szansę na obu płaszczyznach, żeby udowodnić swoją wartość. Czy ją wykorzysta? Odpowiedź na to pytanie zaczniemy poznawać już 12 kwietnia, kiedy Fogo Unia Leszno zmierzy się z Tauron Włókniarzem Częstochowa w ramach 1. kolejki PGE Ekstraligi.