Foto: Marcin Kubiak, Unia Leszno.
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Fogo Unia Leszno zajęła szóstą pozycję w tabeli PGE Ekstraligi 2022. Rozgrywki zakończyli na ćwierćfinale, gdzie zdecydowanie ulegli mistrzom Polski – Motorowi Lublin. Na swoim torze byli z początku bardzo skuteczni, lecz w drugiej fazie rewanżowej przegrywali raz za razem. Zdecydowanym liderem „Byków” był Janusz Kołodziej, czyli nowy kapitan Unii.

 

Leszczynianie z początku sezonu byli nie do zatrzymania, a na własnym obiekcie ponownie potrafi seryjnie zwyciężać swoje spotkania. Wszystko rozpoczęło się od kontrowersyjnego remisu z Moje Bermudy Stalą Gorzów, który w późniejszym czasie został zmieniony na korzyść „Byków”, które wygrały 46:44. Mecz opiewał w niesamowite wielkanocne emocje, a solidnym punktem drużyny, jak i przez resztę sezonu był nowy kapitan Janusz Kołodziej.

Kolejne spotkanie, które było jednocześnie derbami Wielkopolski zostało perfekcyjnie rozegrane przez 19-krotnych mistrzów Polski. Uniści wygrali je 56:34, rozdając karty już od pierwszej serii, w której prowadzili 19:5. Następny bój stoczyli z rozpędzonymi „Aniołami” z Torunia, które miały chrapkę i wielką szansę na zwycięstwo w Lesznie. Spotkanie było bardzo wyrównane, a w środku meczu na prowadzenie wyszli torunianie. Niestety dla gości utracili je w końcowym rozrachunku przegrywając 43:47.

Gdy nadeszły cieplejsze temperatury, w głowach sztabu Fogo Unii zapaliła się czerwona lampka ostrzegawcza, a z pewnością takim ostrzeżeniem był rewanżowy mecz z ZOOleszcz GKM-em Grudziądz. To właśnie od tamtej chwili, po utracie Piotra Pawlickiego rozpoczęły się problemy Unii. W tym samym spotkaniu kontuzji doznał Janusz Kołodziej, lider „Byków”. Sam mecz rozpoczął się od dwóch podwójnych triumfów „Gołębi”, które również po utracie Pedersena były osłabione, lecz nie zamierzały oddać punktów tak łatwo. Ostatecznie leszczynianie w końcówce meczu przechylili szalę na swoją korzyść wygrywając w ogromnych trudach 47:43.

Jak się później okazało, było to ostatnie zwycięstwo Leszna na własnym torze w sezonie 2022. Kolejne dwa spotkania przegrali minimalnie po świetnym widowisku. Najpierw dwa tygodnie później ulegli Motorowi Lublin 43:47, a miesiąc później przegrali w samej końcówce pojedynek z mającą spore problemy Betard Spartą Wrocław wynikiem 44:46. Chcąc uniknąć rozpędzonych „Koziołków”, mieli za zadanie wygrać ostatni mecz fazy zasadniczej z zieloną-energią.com Włókniarz Częstochową. Choć od samego początku mecz trzymał w napięciu, to od 10. wyścigu formalności dopełniły „Lwy” z Częstochowy, wygrywając ostatecznie 50:40.

W takim rozrachunku leszczynianie trafili w ćwierćfinale rundy play-off na Motor Lublin i jak większość przewidywała spotkanie te przegrali. Mimo, że widowisko było przedniej urody i sam mecz był jednym z lepszych w minionym sezonie, to wynik dla „Byków” nie był zachwycający i oznaczał ostatecznie brak awansu do półfinału. Unia przegrała czwarty mecz z rzędu na Smoczyku w postaci 41:49. Po spotkaniu z leszczyńską publicznością pożegnał się Piotr Pawlicki. Wychowanek zmienił pierwszy raz w karierze swoje barwy na te z Wrocławia.

„Byki” z Leszna wygrały w 2022 roku połowę swoich domowych spotkań zdobywając 8 punktów meczowych. Ich średnia meczowa wynosiła 45,5 punktu, a najskuteczniejszym zawodnikiem był Janusz Kołodziej, który przywoził średnio 2,415 punktów na wyścig. Najlepsze spotkanie odnieśli właśnie podczas wspomnianych derbów Wielkopolski, a najwyższą porażkę zaliczyli na koniec rundy zasadniczej z Włókniarzem Częstochowa.

Statystyki meczów domowych Fogo Unii Leszno:
Ilość punktów meczowych – 8
Średnia ilość pkt/mecz – 45,5
Najlepsza średnia domowa – Janusz Kołodziej 2,415
Najlepsze spotkanie – 56:34 Ostrów
Najgorsze spotkanie – 40:50 Częstochowa

CZYTAJ TAKŻE:
Żużel. Grzegorz Zengota ujawnia mroczną stronę Motoareny w Toruniu. „O ten obiekt się słabo dba, a powinien być wizytówką”

Żużel. Piotr Baron: Szanujemy Krosno jak każdego innego przeciwnika. Nasi zawodnicy są bardzo lubiani przez kibiców

POLECAMY:

Żużel. Craig Cook: Nie myślę już o Grand Prix