fot. Jędrzej Zawierucha
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

W poniedziałkowy wieczór Marwis.pl Falubaz Zielona Góra był bardzo blisko zapewnienia sobie utrzymania w PGE Ekstralidze. Po emocjonującej końcówce spotkania zielonogórzanie minimalnie przegrali jednak z Fogo Unią Leszno i muszą liczyć na punkty we Wrocławiu lub liczyć na korzystny w wynik meczu ZOOleszcz DPV Logistic GKM Grudziądz – Eltrox Włókniarz Częstochowa. Piotr Protasiewicz, kapitan zespołu spod znaku Myszki Miki nie ukrywa, że liczył, iż walka o pozostanie w rozgrywkach rozstrzygnie się już w meczu z Bykami i przyznaje, że będzie trzymał kciuki za Lwy.

 

Protasiewicz w konfrontacji z ekipą Piotra Barona pokazał się z bardzo dobrej strony. W pięciu startach wykręcił on 10 punktów z dwoma bonusami i obok Maxa Fricke był najskuteczniejszym zawodnikiem w drużynie. W biegu 14., wygrywając wraz z Matejem Zagarem 5:1, dał kibicom zgromadzonym przy W69 nadzieję na korzystny rezultat.

– Niestety nie udało się. Liczyłem, że chociaż remis w tym ostatnim biegu da nam punkt, który bardzo nas urządzał. Wynik 2-4, bieg przegrany, dużo walki. Cały mecz jedziemy dobrze, czy bardzo dobrze. Nie mamy jednak punktów do tabeli, a to był nasz plan i nie udało nam się go zrealizować. Ładna walka, ładne spotkanie, ale bez punktów po raz kolejny. Sytuacja jest taka, że został jeden mecz. Zdajemy sobie sprawę gdzie jedziemy i chyba będziemy musieli trzymać kciuki za drużynę częstochowską w meczu, w którym nic nie będzie od nas zależało – mówi Protasiewicz w rozmowie z Radiem Index.

Mecz zielonogórzan z leszczynianami odbył się dzień po planowanym terminie. W niedzielę rozegranie spotkania uniemożliwiły bowiem opady deszczu. Jak się okazuje, w poniedziałek warunki również nie były najłatwiejsze.

– Warunki były dosyć trudne. Nie był to taki tor jak na meczu z Częstochową. Mało ścigania, a tor dosyć mocno wymagający. Nie było walki. Liczył się raczej start i jedna ścieżka. Można było przykombinować, ale na dużym ryzyku. Mecz równy, dobry, ale nie wystarczyło – komentuje kapitan siedmiokrotnych mistrzów Polski.

Dla doświadczonego zawodnika nie jest to pierwsza walka o utrzymanie w barwach Falubazu. Wychowanek ekipy z południa województwa lubuskiego spadł z ligi ze swoim ukochanym klubem tylko raz – w 1994 roku. W sezonach 2007 oraz 2018 wygrywał on z zielonogórzanami baraż o utrzymanie.

– Tam były baraże i dwumecze, które się liczyły. Tutaj nie mamy już takich opcji. Z rundy zasadniczej trzeba punkty wyciągnąć. Mamy ich tyle, ile mamy. Taki jest sport. Czasem jedzie się o medale, a czasem o utrzymanie. Trzeci raz chyba w karierze mojej w Falubazie drużyny i walczymy o to, aby się utrzymać – wyjaśnia indywidualny mistrz Polski z 1999 roku.

Paradoksalnie mecz grudziądzan z częstochowianami może być najważniejszym meczem dla Falubazu od wielu lat. Jeśli ekipa Eltrox Włókniarza nie zdoła przywieźć choćby dwóch punktów ze stadionu Gołębi, to żółto-biało-zieloni po raz pierwszy od sezonu 2006 znajdą się na zapleczu PGE Ekstraligi.

– Nie mamy na to wpływu. To nie są miesiące, tylko dwa tygodnie i wszystko się wyjaśni. Mamy jeszcze występy w ligach zagranicznych, inni jadą w Grand Prix. Będziemy kibicować i bardzo trzymać kciuki 22 sierpnia – podsumowuje Protasiewicz.