Paweł Przedpełski i Patryk Dudek. fot. Taylor Lanning
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Patryk Dudek przez całą swoją dotychczasową karierę jeździł dla zespołu z Zielonej Góry. Przed rokiem jego macierzysta drużyna spadła jednak z PGE Ekstraligi, więc zawodnik, dla którego priorytetem były dalsze starty w najwyższej klasie rozgrywkowej, zmuszony był do pierwszej zmiany barw klubowych w polskiej lidze. Ostatecznie „Duzers” wylądował w Toruniu, gdzie od wielu lat ostrzono sobie na niego zęby.

 

ŻUŻEL MOŻESZ OBSTAWIAĆ DO 500 ZŁOTYCH BEZ RYZYKA W FUKSIARZ.PL. ZAREJESTRUJ SIĘ TERAZ

– Gdyby Falubaz pozostał w ekstralidze, to na pewno bym nie odszedł. Byłem już dogadany z klubem i mieliśmy kontynuować współpracę, ale w zaistniałej sytuacji nasze ustalenia niestety musiały się zdezaktualizować. Na ten moment nie interesowała mnie jazda w pierwszej lidze. Być może gdybym był na innym etapie swojej kariery, to podszedłbym do tego inaczej, ale teraz zamierzam korzystać z tego, że mogę ścigać się wśród najlepszych – tłumaczy Dudek.

Spadek Falubazu bez wątpienia wprowadził niemałe zamieszanie w żużlowym życiu „Duzersa”. Dopiero na koniec ubiegłorocznej rundy zasadniczej okazało się, że zielonogórzanie będą musieli pożegnać się z elitą, więc zawodnik nie miał zbyt dużo czasu, żeby się z tym oswoić i przygotować się na zmianę pracodawcy. Praktycznie z dnia na dzień trzeba było podejmować ważne decyzje i układać wiele spraw od nowa. – W pierwszej chwili na pewno był lekki szok, który mieszał się z niedowierzaniem, ale trzeba było szybko się pozbierać i działać. Zdaliśmy sobie sprawę, że przyszedł czas na zmianę i sentymenty trzeba odłożyć na bok – komentuje zielonogórzanin.

„To jest moje życie”

Zielonogórscy kibice starali się przekonać Dudka, żeby pozostał w Falubazie i pomógł drużynie wywalczyć błyskawiczny awans do PGE Ekstraligi. W mieście pojawiły się specjalne transparenty, ale mimo tego zawodnik nie zmienił swojej decyzji. – Mogę tylko podziękować kibicom, że byłem dla nich tak ważną osobą, ale nie miałem wątpliwości, że powinienem pozostać w ekstralidze. Ostatecznie to jest moje życie i muszę kierować się przede wszystkim swoimi potrzebami – mówi żużlowiec.

Dudek przyznaje, że do dzisiaj styka się z różnymi reakcjami na swoje odejście z Zielonej Góry. –  Niektórych ewidentnie to boli i dają temu wyraz. Nie brakuje też osób, które mnie rozumieją i podchodzą do tego normalnie. Ludzie są zróżnicowani i każdy ma prawo inaczej to odbierać. Jedni kierują się zdrowym rozsądkiem, a drudzy przeżywają. Pamiętajmy też, że nie każdego można nazywać kibicem – słyszymy od naszego rozmówcy. – Wiadomo, że jak zaczynała się moja przygoda z żużlem, to chciałem być jak Andrzej Huszcza i budować swoją legendę. Życie ma jednak to do siebie, że wiele rzeczy weryfikuje i czasami naprawdę trudno jest pozostać w jednym klubie – dodaje.

„Wiem, dlaczego pasowałbym do wielu drużyn”

Wiadomość, że Dudek będzie zawodnikiem „do wzięcia” bez wątpienia wywołała spore poruszenie na rynku transferowym. Nie brakowało klubów, które chciały skorzystać z okazji, żeby zakontraktować zawodnika takiego formatu. – Myślę, że przez lata stałem się całkiem niezłym żużlowcem, więc pewnie stąd wzięło się to zainteresowanie – śmieje się zielonogórzanin. – Znam swoją wartość i wiem, dlaczego pasowałbym do wielu drużyn – dopowiada bez owijania w bawełnę.

Nie ma co ukrywać, że Dudek był rozchwytywany i mógł przebierać w ofertach. Z jednej strony chciał jak najszybciej dograć kwestię kontraktu z nowym klubem, ale jednocześnie musiał bardzo dobrze przemyśleć, na co się zdecydować. Ostatecznie przeniósł się do zespołu z Torunia. – Patrzyłem przede wszystkim na drużynę i zawodników, którzy się w niej znajdują – zdradza zawodnik, pytany o to, czym kierował się przy wyborze nowego pracodawcy.

„Parę razy byłem blisko odejścia z Zielonej Góry”

Nie jest tajemnicą, że Dudek już w przeszłości wielokrotnie był łączony z Toruniem. Kiedy tylko zbliżała się końcówka sezonu i na dobre rozkręcała się karuzela transferowa, praktycznie w ciemno można było zakładać, że pojawią się doniesienia jakoby zielonogórzanin mógł zasilić szeregi zespołu z Grodu Kopernika. – Momentami już zaczynało mnie to denerwować. Wiem, że dziennikarze muszą o czymś pisać, ale nie wiem skąd ciągle brały się te plotki, które przeważnie nie miały wiele wspólnego z rzeczywistością. Ja nie miałem na to wpływu, ale to nie było komfortowe, bo przez cały czas musiałem się do tego odnosić i tłumaczyć się z pewnych rzeczy – stwierdza „Duzers”.

– Oczywiście nie zaprzeczam, że parę razy byłem blisko odejścia z Zielonej Góry, o czym zresztą wielokrotnie mówiłem, ale ostatecznie zawsze dochodziliśmy do porozumienia. Miałem zaufane grono sponsorów, którzy zawsze byli ze mną i przyczyniali się do tego, że za każdym razem zostawałem w macierzystej drużynie. Dopiero spadek Falubazu do pierwszej ligi sprawił, że z mojej perspektywy nie było możliwości, aby kontynuować współpracę – opowiada Dudek.

„Niektórzy może bardziej to przeżywają”

Przed sezonem 2022 w żużlowym życiu „Duzersa” siłą rzeczy trochę się pozmieniało, ale zawodnik przekonuje, że podchodził do rozgrywek ze spokojem i pozytywnym nastawieniem. – Mieliśmy długą zimę, żeby wszystko uporządkować i dostosować się do zmian, więc nie było sensu za bardzo się stresować. Jestem zadowolony, że nadal mogę ścigać się w najlepszej lidze świata i robić swoje właśnie na tym poziomie rozgrywkowym – słyszymy od żużlowca.

Często można usłyszeć, że wchodzenie do nowego środowiska potrafi być niemałym wyzwaniem dla zawodnika, który wcześniej nie miał z tym do czynienia. – Niektórzy może bardziej to przeżywają, ale ja raczej tak nie mam. W niektórych aspektach nie dostrzegam wielkich zmian. Wiadomo jednak, że wiele rzeczy jest dla mnie nowych i ciągle poznaję jak to wszystko działa. Na razie nie chciałbym za wiele oceniać, ponieważ moja perspektywa wciąż jeszcze jest zbyt wąska. Myślę, że znacznie więcej na ten temat będę mógł powiedzieć po sezonie – zdradza Dudek.

„Wiedziałem na co się piszę”

Wydaje się, że najwięcej zmian u Dudka po transferze do Torunia dotyczy sfery logistycznej. – Kiedy jeździłem w Zielonej Górze, to miałem 10 minut drogi na domowy stadion, a teraz muszę wyjechać ze cztery godziny wcześniej, żeby zdążyć. Paliwo ostatnio zrobiło się bardzo drogie, więc na pewno będziemy generować dodatkowe koszty – śmieje się żużlowiec. – Spędzanie znacznie więcej czasu w trasie momentami bywa dokuczliwe, ale powoli się do tego przyzwyczajam. Rozmawiałem z wieloma zawodnikami, którzy mają w tym dużo większe obycie ode mnie i oni nie narzekają. Ja również nie zamierzam, bo wiedziałem na co się piszę – dodaje.

Po przenosinach do Torunia u Dudka troszeczkę pozmieniało się też w kwestiach sponsorskich. – Niektórzy partnerzy zrezygnowali ze współpracy, ponieważ reklama ich firmy na rynku toruńskim nie miałaby sensu. Z częścią sponsorów byliśmy dogadani w ten sposób, że dopóki jeżdżę w Zielonej Górze, to będę mógł liczyć na ich wsparcie, a jak odejdę, to nasza umowa wygaśnie. Ja doskonale to rozumiem i nikomu nie mam niczego za złe. Każdemu z moich byłych sponsorów dziękuję za wieloletnią współpracę i cieszę się, że mogłem ich poznać. Oczywiście niektórzy partnerzy zostali ze mną i nadal mi pomagają. Myślę, że w wielu wypadkach pomocny był fakt, że będę mógł zapewnić im atrakcyjną ekspozycję podczas rywalizacji na arenie międzynarodowej. Na pewno nie mam powodów do narzekań, bo kilku nowych sponsorów pozyskałem też w Toruniu. Jeśli zostanę tu na dłużej, to być może niebawem będzie ich więcej – mówi nasz rozmówca.

Patryk Dudek na Motoarenie. fot. Jarosław Pabijan

„Nie lubię, kiedy schodzi się na kwestie rodzinne”

Nie da się ukryć, że toruńscy działacze od długiego czasu marzyli o zakontraktowaniu Dudka. Można odnieść wrażenie, że dla kibiców to również był długo wyczekiwany transfer, który wywołał sporą radość. Czy zielonogórzanin zdążył już utwierdzić się w przekonaniu, że toruńskie środowisko żużlowe cieszy się jego obecnością i będzie darzyło go sympatią? – Ja myślę, że pod tym względem wszędzie jest podobnie. Jak dobrze jeździsz, to wszyscy cię lubią, a jak prezentujesz się słabo, to będą cię krytykować. Wszystko wyjdzie w praniu – twierdzi zawodnik. – Po przegranym domowym meczu z Motorem Lublin zdarzyli się pojedynczy kibice, którzy byli troszeczkę kąśliwi, ale wtedy tak naprawdę obrywało się wszystkim. To nie jest jednak nic nadzwyczajnego i trzeba się z tym liczyć – dodaje.

W odniesieniu do Dudka praktycznie za każdym razem zwraca się uwagę, że rodzina ze strony jego mamy pochodzi z okolic Torunia. Wiele osób sugeruje, że skoro zawodnik ma tutaj część swoich korzeni, to jeżdżąc dla Apatora może poczuć się niemalże jak w domu. – Nie chciałbym mówić jak bardzo czuję się związany z tymi rejonami, ponieważ to jest moja prywatna sprawa. Fakty są takie, że niedaleko Torunia mieszka moja babcia, więc od zawsze bywam tu regularnie, ponieważ przyjeżdżam do niej w odwiedziny – zdradza nasz rozmówca.

To właśnie wspomniana babcia bardzo często była wskazywana jako powód, dla którego Dudek mógłby chcieć jeździć dla Torunia. Trudno było znaleźć materiał prasowy, w którym nie byłoby choćby drobnej wzmianki na jej temat. – Jeżeli ktoś myśli, że przyszedłem do Torunia ze względu na babcię, to grubo się myli. Kompletnie bym tego nie łączył. Ogólnie to bardzo nie lubię, kiedy przy tematach sportowych, które są ze mną związane, schodzi się na kwestie rodzinne – przyznaje szczerze „Duzers”.

„Nie mamy trudności z komunikacją”

Przychodząc do Torunia „Duzers” dobrze znał się z Pawłem Przedpełskim, natomiast z resztą zespołu całkiem szybko znalazł wspólny język. – Z wszystkimi zawodnikami znaliśmy się z widzenia przy okazji innych zawodów, więc nie było problemu, żeby się porozumieć. Jeżeli chodzi o pozostałe osoby pracujące w klubie, to też wydaje mi się, że złapaliśmy dobry kontakt. Nie wiem jak inni odbierają mnie, ale z mojego punktu widzenia wszystko jest w porządku. Myślę, że na co dzień nie mamy trudności z komunikacją. Wiadomo, że prywatnie nie poznaliśmy się jeszcze na tyle dobrze, żeby w każdej sprawie wzajemnie się sobie zwierzać, ale to nie jest potrzebne do zbudowania zgranego teamu podczas zawodów – ocenia zielonogórzanin.

Skoro o relacjach mowa, trudno nie zauważyć, że „Duzers” bardzo dobrze dogaduje się z Radkiem Smykiem, czyli toruńskim trenerem od przygotowania fizycznego. – Radek to bardzo fajny i sympatyczny człowiek, z którym nadajemy na tych samych falach. Zawsze jak jestem w Toruniu, to wpadam do niego na siłownię i ćwiczymy razem, żebym mógł umilić sobie ten przyjazd. Nie ukrywam, że jak się spotykamy, to bywa naprawdę śmiesznie i wesoło. Wygląda na to, że wzajemnie sobie nie przeszkadzamy i lubimy przebywać w swoim towarzystwie. Przyjemnie jest poznawać takich ludzi, dzięki którym można urozmaicić sobie trening i miło spędzić czas – opowiada zawodnik.

„Każdy życzy sobie, abym kręcił się w okolicach kompletu”

Pod względem sportowym Dudek w barwach Apatora jak na razie przeplata lepsze występy z gorszymi. Przy jego nazwisku wielokrotnie pojawiają się wysokie zdobycze punktowe, ale momentami można odnieść wrażenie, że apetyty były nieco większe. – Od początku sezonu ciężko pracuję, żeby być szybkim na torze. Za każdym razem motocykle trzeba dostrajać, żeby miały odpowiednią prędkość. Na tym polega sport motorowy. Czasami udaje się coś znaleźć, a innym razem kompletnie nic nie działa i zostaje się z tyłu. W dzisiejszym żużlu bardzo dużo zależy od sprzętu i to widać na każdym kroku. Momentami to może być denerwujące, ale co można zrobić? Po prostu trzeba się w tym jakoś odnaleźć. Myślę, że mój sprzęt jest w dobrych rękach, więc mam nadzieję, że wszystko będzie szło we właściwym kierunku – opowiada zawodnik, któremu bez wątpienia zależy na tym, aby pokazać się z dobrej strony w nowym środowisku.

Dudek zdaje sobie sprawę, że ma być tym żużlowcem, który wniesie do Apatora nową jakość i podniesie siłę rażenia zespołu. Klubowi od wielu lat brakowało właśnie takiego zawodnika, czyli Polaka, który mógłby być jednym z liderów i głównych motorów napędowych. – Presja będzie mi towarzyszyć do czasu, kiedy nie skończy się moja kariera. Każdy ma wobec siebie jakieś oczekiwania i chce jechać jak najlepiej. Czołowi zawodnicy na pewno mają jeszcze trudniej. Wiadomo, że przez lata stałem się dość uznaną marką w żużlu i nikt nie zadowoli się czterema czy pięcioma punktami przy moim nazwisku. Domyślam się, że każdy życzy sobie, abym kręcił się w okolicach kompletu. To jest pewnego rodzaju obciążenie, ale taka moja rola, żebym sobie z tym radził. Za każdym razem staram się wypaść jak najlepiej, jednakże trzeba mieć świadomość, że nie zawsze wszystko wychodzi i to jest całkowicie normalne – twierdzi żużlowiec.

„Wszyscy musimy zaskoczyć w jednym momencie”

Dla Dudka ważne było to, żeby ze swoją nową drużyną móc walczyć o jak najwyższą pozycję. Apator jednak od początku sezonu ma utrudnione zadanie, bo na skutek wojny w Ukrainie i zawieszenia rosyjskich żużlowców musi radzić sobie bez Emila Sajfutdinowa, który z pewnością mógłby być mocnym punktem zespołu. Pozostali seniorzy starają się wypełnić tę lukę i możliwie najlepiej wykorzystać przepis o zastępstwie zawodnika, ale wejście w rozgrywki na pewno nie jest wymarzone dla torunian. Co prawda jazda w poszczególnych meczach wcale nie wygląda źle, ale przynajmniej na razie nie przekłada się na zbyt wiele punktów w tabeli.

– Przed sezonem postawiliśmy przed sobą ambitne cele, więc będziemy próbować do nich dążyć. Na pewno mamy spory potencjał, tylko wszyscy musimy zaskoczyć w jednym momencie, a z tym na razie jest różnie. Tak to już bywa w tym sporcie. Każdy musi szukać ustawień, więc dla mnie nie ma w tym nic dziwnego, że ktoś raz pojedzie lepiej, a raz gorzej. Czasami tak jest, że jednego dnia coś pasuje, a drugiego już niekoniecznie. Kibice momentami tego nie rozumieją i potem mają do nas pretensje, tak jak byśmy się nie starali. My jednak powoli powinniśmy się rozpędzać. Myślę, że coraz lepsze wyniki, które notujemy w ostatnim czasie, będą podnosić nasze morale i jeszcze nie raz pokażemy, na co tak naprawdę nas stać – komentuje nowy nabytek toruńskiego klubu.

„Miałem jakiś pomysł, ale to nie wypaliło”

Torunianom w walce o dobry wynik na pewno pomógłby powrót do regularnego wygrywania przed własną publicznością. Ostatnimi czasy widać jednak, że „Anioły” nie czują się najlepiej na Motoarenie i nie mają zbyt wielkiego atutu własnego toru. Coraz częściej można usłyszeć również, że trudno coś z tym zrobić, bo nawierzchnia nie zostawia zbyt wielkiego pola manewru, żeby dostosować ją do potrzeb zespołu. Co na ten temat sądzi Patryk Dudek, który bez wątpienia ma znacznie świeższe spojrzenie niż pozostali zawodnicy, którzy dłużej reprezentują barwy toruńskiego klubu? 

– Kiedy przyszedłem do Torunia, to miałem jakiś pomysł, żeby spróbować nieco inaczej przygotowywać tę nawierzchnię. Myślałem, że to przyniesie skutek, ale w rzeczywistości nie wypaliło. Wygląda na to, że na ten moment nie da się za bardzo ingerować w ten tor. Nasza nawierzchnia zachowuje się inaczej niż na pozostałych stadionach. Pomimo tego, że mamy pochylone łuki, zewnętrzna słabo działa i trudno jest wyprzedzać. Myślę, że w tej sytuacji najlepiej zostawić z boku wszystkie te dywagacje i próbować dostosować się do tego, co jest. Jeżeli sprzęt będzie pasował, to na każdym torze się pojedzie – komentuje nasz rozmówca.

„Wszystko wyjaśni się w swoim czasie”

Nietrudno się domyślić, że działaczom Apatora będzie zależało na tym, żeby Dudek jak najdłużej pozostał w klubie. Na rynku transferowym nie jest łatwo pozyskać krajowego zawodnika takiego formatu, więc nikt nie chciałby go stracić. Na razie jednak umowa obowiązuje tylko przez rok, zatem wszystko pozostaje sprawą otwartą. Jeśli Falubaz Zielona Góra awansuje do PGE Ekstraligi, to zapewne będzie robił wszystko, aby sprowadzić z powrotem swojego wychowanka. W ciemno można zakładać, że również inne kluby będą zainteresowane zakontraktowaniem „Duzersa”. Gołym okiem widać zatem, że torunianom może nie być wcale tak łatwo utrzymać go w składzie.

A jak na swoją przyszłość w polskiej lidze zapatruje się sam zawodnik, który niebawem być może znowu będzie musiał stanąć przed niełatwym wyborem? – Patrząc na to, jak bardzo życie potrafi nas zaskoczyć, myślę, że nie można niczego w ciemno zakładać. Na ten moment nie wiem czy toruński klub na pewno będzie chciał rozmawiać ze mną o przedłużeniu współpracy, nie wiem też jakie będą moje odczucia, potrzeby i możliwości. Wszystko wyjaśni się w swoim czasie. Ja nie lubię za bardzo wybiegać w przyszłość. Wolę koncentrować się na tym, co jest tu i teraz – odpowiada Dudek.

„Z kim mam wyrównywać rachunki?”

Sezon 2022 na pewno będzie wyjątkowy i pełen wyzwań dla Dudka nie tylko ze względu na pierwszą w karierze zmianę barw klubowych w polskiej lidze, ale też na powrót do cyklu Grand Prix po rocznej przerwie. – Cieszę się, że znowu jestem w tej stawce, ale nie chciałbym za dużo mówić o swoich celach. W żużlu tyle rzeczy może nas zaskoczyć i wybić z rytmu, że czasami lepiej to przemilczeć – przyznaje żużlowiec, dla którego ostatnie lata w Grand Prix nie były szczególnie udane, ale on nie zamierza tego rozpamiętywać. – Nie podchodzę do tego w taki sposób, że mam tam jakieś rachunki do wyrównania – przekonuje. – Z kim mam je wyrównywać? – pyta retorycznie.

Mimo wszystko trudno oprzeć się wrażeniu, że Polak chciałby nawiązać do swojego debiutanckiego sezonu w Grand Prix, kiedy został Wicemistrzem Świata. Wydawać by się mogło, że zawodnik często wraca wspomnieniami do tego przyjemnego okresu, ale w rzeczywistości jest nieco inaczej. – Ja nie jestem człowiekiem, który mocno żyje przeszłością. Było, minęło i tyle. Mam piękny medal, który stanowi dla mnie jedyną w swoim rodzaju pamiątkę, ale zostawiam to za sobą. Życie zasuwa do przodu, więc wychodzę z założenia, że trzeba koncentrować się na bieżących sprawach, a nie rozmyślać o tym, co jest już historią – wyjaśnia nasz rozmówca.

„Jest o co jechać”

Należy wspomnieć, że w nadchodzących tygodniach walka o indywidualny sukces na arenie międzynarodowej czeka Dudka nie tylko w Grand Prix. W tym sezonie Polak drugi rok z rzędu będzie ścigał się również w cyklu Speedway Euro Championship, gdzie przed rokiem zajął trzecie miejsce i zdobył brązowy medal. Ktoś mógłby pomyśleć, że w obecnej sytuacji zawodnik skupi się przede wszystkim na rywalizacji o Mistrzostwo Świata, ale okazuje się, że perspektywa zdobycia tytułu Mistrza Europy też jest dla niego atrakcyjna. – W obu imprezach zamierzam walczyć o jak najlepszy wynik. Nie mam jeszcze złota, a chciałbym je zdobyć, więc jest o co jechać – krótko i konkretnie ripostuje żużlowiec. Warto pamiętać, że zwycięzca cyklu SEC uzyskuje przepustkę do Grand Prix, więc jeśli Dudek wywalczy mistrzostwo Starego Kontynentu, to zabezpieczy się na wypadek, gdyby nie zdołał utrzymać się w stawce Mistrzostw Świata.

Chyba nikt nie ma wątpliwości, że zielonogórzanin wciąż może mieć jeszcze wiele do powiedzenia w krajowym i światowym żużlu. – Nie lubię oceniać swojej dotychczasowej kariery, ani snuć planów na przyszłość, ponieważ to jest wróżenie z fusów. Mogę jedynie powiedzieć, że mimo wielu poważnych kontuzji i różnych innych problemów żużel mnie do siebie nie zraził. Nadal lubię to, co robię i nie brakuje mi motywacji – podsumował Patryk Dudek.