Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Kacper Gomólski niedawno skończył 30 lat. Wychowankowi gnieźnieńskiego Startu wiedzie się ostatnio słabiej, ale ambitny zawodnik nie patrzy wstecz. Nadal chce się ścigać. Czy pomoże mu powrót do macierzystego klubu?

 

Na żużlu jeździł tata Kacpra, Jacek Gomólski, który zdobywał punktu dla Startu Gniezno i Polonii Bydgoszcz. – Tata był bardzo lubiany w środowisku żużlowym, miał wielu przyjaciół. Kibice często wspominali, jak jeździł. Wielu fanów Polonii ciągle pamięta jego świetne biegi z przyjacielem z toru, Waldkiem Cieślewiczem. Tata i Waldek razem przeszli do Bydgoszczy i często startowali w jednej parze. Numerem popisowym taty była przycinka na pierwszym łuku po przegranym starcie. Swoją jazdą, postawą na torze zyskał szacunek kolegów i kibiców – wspominał Kacper Gomólski. 

Najmłodszy z synów Jacka Gomólskiego wcale nie chciał pójść po śladach taty. – Tata nigdy nie nakłaniał nas, by któryś z nas – Adrian czy ja – został żużlowcem. Jak byłem dzieckiem wolałem pograć w piłkę czy w hokeja na trawie – powiedział Gomólski. 

Nie skusił się nawet, jak próby podjął 6-lat starszy brat Adrian. – Jako dzieciak często jeździłem na zawody na swoim rowerku za Adrianem. Jak trochę podrosłem wybrałem speedrower. Z sukcesów pamiętam wicemistrzostwo Polski młodzików. Na zawody ściągnął mnie Bartek Łaniecki, który zadzwonił i pytał co robię. Planowałem pograć w piłkę, a skończyłem na rowerowym torze… Pamiętam, że przegrałem wtedy z Marcinem Wawrzyniakiem, z którym po latach spotkaliśmy się na torze… żużlowym.  – wspominał Kacper.

W końcu postanowił jednak spróbować sam swoich sił na torze. – W Orle było fajnie, ale czegoś mi w tym wszystkim brakowało. Pojawił się moment, że ja również chciałem spróbować jazdy na żużlu. Przyszedłem do taty i sam mu to powiedziałem – powiedział. 

Zgodę na starty podpisał ojciec Kacpra… – Nie weryfikowano wtedy rygorystycznie podpisów. Zgodę tak naprawdę podpisał tata. Najpierw prawą ręką za siebie, a lewą … za mamę. Musiałem oczywiście zrobić badania lekarskie, ale dość szybko wsiadłem na motocykl żużlowy – stwierdził zawodnik.

Jacek Gomólski wspierał synów na torze. – Tata wprowadził mnie świat żużla, przekazywał mi swoją wiedzę. Pomagał, jeździł ze mną. Na początku, wzorowałem się na tacie, ale miałem też innych idoli, których podpatrywałem. Oczywiście pierwszym i najważniejszym był tata. Wszystko czego się nauczyłem i osiągnąłem, zawdzięczam tacie. To on na początku mnie wdrażał, uczył. Gdy startowałem w Zielonej Górze w połowie sezonu przestał ze mną jeździć, ale po zawodach zawsze omawialiśmy moje występy. Był ważną osobą w moim życiu – wspominał popularny „Ginger”.

Kacper liczył się z jego zdaniem. – Mam trochę niepokorny charakter i czasem robiłem po swojemu, ale najczęściej uwagi ojca brałem do serca. Bez względu na wszystko – po zawodach zawsze przybijaliśmy piątkę. Czy było dobrze czy źle – zawsze był ze mną. Zawsze mogłem liczyć na jego pomoc, dobre słowo. Jak było trzeba to i ochrzan dostałem – dodał. 

Młodszy z braci Gomólskich był świetnie zapowiadającym się juniorem. W 2013 roku został brązowym medalistą, a rok później srebrnym Indywidualnych Mistrzostw Świata juniorów. Imponował świetną jazdą w 2017 roku, gdy drużyna Zdunek Wybrzeża wystąpiła w barażach o ekstraligę. Rywalizacja z Apatorem Toruń zakończyła się niesmakiem – wychowanek Startu otrzymał propozycję korupcyjną. Sprawę przekazał klubowi, który zgłosił sprawę do prokuratury. Po przeprowadzce do Zielonej Góry. wiodło mu się coraz gorzej. Wrócił jeszcze do Gdańska, ale nie prezentował tak wysokiej formy jak wcześniej. – Po każdym sezonie wyciągam wnioski, by w kolejnym było lepiej. Szczerze mówiąc staram się nie wracać do przeszłości, tylko skupiać się nad tym co mnie czeka. Rzeczywiście w Gdańsku było fajnie. Mogło być tak dalej, ale pewne osoby nie dotrzymały danego słowa i musieliśmy się rozstać – wspominał Gomólski. 

Przenosiny do Rybnika zapowiadały się obiecująco. – Początek był całkiem, całkiem. Wyniki były zadowalające, dopóki miałem środki, by inwestować w sprzęt. Widziałem, że nawet trener Marek Cieślak wspominał o tym w swojej książce. Przyznał, że za takie pieniądze, za które jeździłem w Rybniku, to ciężko byłoby się utrzymać. Żużel wymaga ciągłych inwestycji w sprzęt. Niestety w moim przypadku pod koniec sezonu było to utrudnione. I to przełożyło się na wyniki. Jechałem dobrze gdzieś do środka sezonu. Potem to już były tylko pojedyncze wyskoki. Co zrobić? Na taki kontrakt się zgodziłem, ale w konsekwencji – więcej wyciągnąć się nie dało – opowiedział „Ginger”.

Po rocznej przygodzie z Rekinami zdecydował się zejść do drugiej ligi. – Nie traktowałem tego jako degradacji. Nie była to dla mnie żadna ujma. Tam też jest z kim się ścigać. Oczywiście próbowałem znaleźć angaż w pierwszej lidze, ale nie wyszło. Widocznie tak miało być, a ja jestem zadowolony z wyboru. Nie był to może super sezon dla mnie, ale pojeździłem i trochę punktów zdobyłem. Awansowaliśmy z drużyną do pierwszej ligi. Byłem gotów zostać, ale klub nie był chyba zainteresowany. Temat zaczął się przeciągać. Zrozumiałem, że nie będzie dla mnie miejsca i zdecydowałem się na powrót do Gniezna – ocenił Kacper.

Na razie nie chciał wracać do pierwszej ligi. – Miałem oferty z pierwszej ligi. Rozmawialiśmy, ale widocznie coś nie pasowało i nie dogadaliśmy się.  Stwierdziłem, że po dwunastu latach czas na powrót do domu. Wcześniej były podejmowane próby powrotu, ale w Starcie były osoby, które mnie nie chciały. Teraz klubem zarządzają inni. Kierownictwo widziało mnie w składzie i jestem. Wygląda to naprawdę obiecująco. Rozmowy, zapowiedzi są bardzo optymistyczne. Ufam im. Gdybym miał wątpliwości, to raczej zdecydowałbym się na powrót. W Gnieźnie wciąż są ludzie, którym zależy na dobru gnieźnieńskiego speedwaya. Przychodzą, pomagają. Naprawdę widać ogromny entuzjazm. Wierzę, że będzie dobrze – powiedział Gomólski. 

Przerwę między rozgrywkami żużlowymi Kacper Gomólski poświęcił na naprawę zdrowia. – To był stary uraz, który przytrafił się podczas gry w piłkę. Zderzyłem się z kolegą i kolano mi uciekło. Doszło do zerwania więzadeł, potem jeszcze uszkodziłem łąkotkę. Pracowałem przez trzy lata nad wzmocnieniem mięśni, ale ostatnio było coraz gorzej. Ból zaczął się pojawiać nawet po dziesięciu minutach biegania. Nawet na rowerze musiałem uważać, by coś złego się nie przytrafiło. Czasem bolało tak, że nie dało się znieść. Rano wstawałem z bólem, musiałem zacisnąć zęby i jechać. Ostatnie trzy miesiące brałem środki przeciwbólowe, by w miarę normalnie się ścigać. No i trzeba było, w końcu coś zrobić, żeby normalnie funkcjonować. Pierwszego października przeszedłem zabieg rekonstrukcji więzadeł i wyczyszczenia łąkotki lewego kolana. Po zabiegu rozpocząłem rehabilitację, ale niestety pod koniec października wdało się zakażenie i potrzebny był kolejny zabieg, by oczyścić kolano. Tym samym cała październikowa praca poszła na marne. Po kolejnym zabiegu od listopada zacząłem rehabilitację na nowo. Brakuje mi trochę tego miesiąca, żeby być jeszcze lepiej przygotowanym. Poruszam się normalnie, od listopada pracuję na powrotem do pełnej sprawności. Troszkę boli mnie kolano. Jestem już po kolejnej wizycie w RehaSport. Badania są optymistyczne. Będę gotów na inaugurację – zapewnił.

Oprócz jazdy na żużlu Kacper Gomólski zdecydował się pomóc Akademii Sportu Wybrzeże, gdzie będzie trenerem szkółki na minitorze. – Z Krystianem Plechem znamy się od lat. Krystian pomagał mi podpisać kontrakt w lidze angielskiej w 2011 roku. Potem gdzieś w 2013 – 2014 roku nasza współpraca się rozszerzyła. Krystian reprezentował mnie w rozmowach kontraktowych, szukał sponsorów, pomagał to wszystko dobrze zorganizować. Ja z kolei przyjeżdżałem do Gdańska wspierałem go przy imprezach dla dzieciaków, które organizował. Początkowo pomagałem w organizacji, noszeniu i wieszaniu banerów. Potem zamieniałem się w tłumacza zagranicznych zawodników. Czasem dodawałem coś od siebie. Myślę, że to ciekawe zajęcie. Jeśli mogę, to chętnie podzielę się swoją wiedzą i doświadczeniem. Zimą ubiegłego roku uzyskałem uprawnienia instruktora. Teraz tylko załatwiałem wszystkie papierkowe rzeczy, by prowadzić zajęcia  – powiedział Kacper.

Gnieźnieński zawodnik nie widzi problemu w łączeniu obowiązków trenera i zawodnika. – Nie będzie z tym problemów. Krystian oczywiście wie, że mam obowiązki i jazda w Starcie Gniezno jest dla mnie priorytetem. Na ten moment nie mam kontraktu w żadnej lidze zagranicznej, dlatego będę mógł pojawiać się w tygodniu w Gdańsku i zajmować się juniorami. Razem z Krystianem na pewno ułożymy plan tak, by to z niczym nie kolidowało – zapewnił Gomólski. 

Kacper, który kiedyś ścigał się na rowerze, nadal z niego korzysta. Uważa to za dobry sposób na podtrzymanie kondycji. – Dziewięć lat temu trener Marek Cieślak namówił mnie do zakupu Gianta. Przywiózł dla mnie rower z Częstochowy. Jestem bardzo zadowolony i wdzięczny trenerowi. To naprawdę niesamowity sprzęt. Nie do zdarcia. Wydatek był spory, ale nie żałuję. Od momentu zakupu jedyne w zasadzie wymieniam tylko dziurawe dętki. Dużo jeździłem będąc w Gdańsku. Korzystałem z wielu dostępnych ścieżek rowerowych. Często robiłem pętlę – jechałem z Gdańska na pas nadmorski z Brzeźna do Sopotu czy do Gdyni i z powrotem. Za każdym razem wychodziło jakieś 50 kilometrów. Kiedyś chciałem zaliczyć „stówkę”, to przy stadionie odbiłem na Wyspę Sobieszewską. Dałem sobie czas czterech godzin na pokonanie dystansu. Udało się, choć często musiałem zatrzymywać się na światłach, nad morzem było pełno ludzi i też trzeba było uważać. By zmieścić się w czasie na dłuższych odcinkach mocniej naciskałem na pedały… Przed dwoma laty idąc do sklepu w Gnieźnie spotkałem ekipę kolarzy i podpytałem: kiedy jeżdżą, ile jeżdżą. Dołączyłem do nich i razem z nimi śmigam. Niestety, w ubiegłym roku z uwagi na kontuzję kolana jeździłem trochę mniej. Jakieś tam kilometry przejechałem, ale szału nie było. W tym roku powinienem wrócić do regularnej jazdy – zapewnił Gomólski. 

Kiedyś jeździł na motocrossie, ale teraz odpuszcza, choć chętnie pojawia się w roli widza. – To już odpada, jest zbyt niebezpieczne. Kiedyś jeździłem przez cały rok, ale po upadku i kontuzji barku zdecydowałem, że z motocykla będę korzystać tylko przed lub po żużlowym sezonie. Jest wtedy trochę więcej czasu, by reagować gdyby – odpukać! – coś się przydarzyło… Jeżdżę na miarę swoich umiejętności i nie podejmuję przesadnego ryzyka. Mam w garażu pit-bike i czasem sobie pojeżdżę, bez wielkich skoków. Jest taka ekipa w Gnieźnie, czasami umawiam się z chłopakami i jedziemy potrenować. Na pewno nie jadę jak Maikel Melero… Jeśli skoki to naprawdę niewielkie. Bardziej zależy mi na kontakcie z motocyklem. Na zawody czasem popatrzę. Znałem Łukasza i Jacka Lonkę. Niestety, obaj zginęli na torze. Ogromna szkoda, że ich nie ma. To byli fantastyczni ludzie. Wiem, że bardzo dobry kontakt miał z nimi Tomek Gollob. Trzymał u nich swój sprzęt – dodał „Ginger”. 

Kacper z powodzeniem uczestniczył w turniejach „Porzeraczy Pool” w Ostrowie. Doroczną imprezę dla mechaników żużlowych i ich przyjaciół wygrał dwukrotnie. – Turniej „Porzeraczy Puul” to naprawdę świetna impreza. Polecam wszystkim, by na koniec sezonu wybrali się do Ostrowa – stwierdził Gomólski. 

TOMASZ ROSOCHACKI

CZYTAJ TAKŻE:

Żużel. Śnieg na grudziądzkim torze. Gołębie obiorą południowy kierunek – PoBandzie – Portal Sportowy (po-bandzie.com.pl)

Żużel. Nicki Pedersen: Mam wiele do zaoferowania. Razem możemy podnieść swój poziom – PoBandzie – Portal Sportowy (po-bandzie.com.pl)