Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

W piątkowym meczu 10. kolejki PGE Ekstraligi Arged Malesa Ostrów Wielkopolski przegrała z Betard Spartą Wrocław 34:56. Ostrowscy kibice przez kilka chwil mieli swoje powody do radości, bowiem… ich zespół po raz pierwszy w tym sezonie prowadził w meczu!

 

W trzeciej gonitwie Chris Holder i Grzegorz Walasek długo jechali na podwójnym prowadzeniu, ale przedzielić ich zdołał Maciej Janowski. Ostrowska para wygrała 4:2 obejmując prowadzenie w meczu 10:8. Przewaga ostrowian utrzymywała się do wyścigu piątego, w którym to Janowski do spółki z Taiem Woffindenem wygrali 5:1 i wyprowadzili Spartę na prowadzenie, którego wrocławianie nie oddali już do końca spotkania.

Wspominamy o tym momencie spotkania, bowiem było to pierwsze prowadzenie Arged Malesy w tym sezonie. Beniaminek rozpoczynał już mecze od remisu (jak choćby domowe starcie z Motorem Lublin czy ostatni mecz z Betard Spartą), ale jeszcze nie prowadził. Teraz wypada jeszcze trzymać kciuki za pierwsze punkty czy też pierwsze zwycięstwo w rozgrywkach.

Na razie zespół z Ostrowa Wielkopolskiego – trapiony ogromnym pechem – jest na najlepszej drodze do wyrównania niechlubnego rekordu i zakończenia sezonu bez zdobyczy punktowej. Ostatni raz taka sytuacja miała miejsce w sezonie 1989, a drużyną, która musiała mierzyć się z serią porażek była… Ostrovia Ostrów Wielkopolski. Co ciekawe, ostrowianie 33 lata temu zakończyli rozgrywki z ujemnym dorobkiem punktowym. Wszystko dlatego, że za porażkę różnicą większą niż 25 punktów biegowych odejmowano punkt meczowy. Na osiemnaście ligowych spotkań Ostrovia zdołała tylko dwukrotnie nie przegrać 25 punktami.

Arged Malesa Ostrów do końca rundy zasadniczej ma jeszcze cztery spotkania – domowe z Unią Leszno i Apatorem Toruń oraz wyjazdy do Częstochowy i Grudziądza. A dodajmy także, że choć ostrowianie punktów w tym sezonie jeszcze nie zdobyli, to matematycznie mają jeszcze szanse na udział w fazie play-off, choć oczywiście z ich obecną formą (i pechem) byłby to sportowy cud.