Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Duńczyk Nicolai Klindt jest obok Michaela Jepsena Jensena najbardziej doświadczonym zawodnikiem Zdunek Wybrzeża Gdańsk. Nic więc dziwnego, że gdańska drużyna wybrała 34-letniego zawodnika kapitanem. W rozmowie z naszym portalem opowiada o swojej transferowej decyzji, mówi o sile gdańszczan w nadchodzących rozgrywkach, a także nie ukrywa, że wciąż ma ambicje dotyczące jazdy w PGE Ekstralidze.

 

Przed rokiem, gdy – z uwagi na napaść Rosji na Ukrainę – wykluczono rosyjskich zawodników ze startów w polskiej lidze gdańszczanie stracili możliwość korzystania z Wiktora Kułakowa. Wybrzeże od początku sezonu szukało możliwości uzupełnienia składu. Jednym z kandydatów był Nicolai Klindt, który został nawet zaproszony na przedsezonowy memoriał Henryka Żyto. W tamtym momencie Duńczyk był w kadrze ostrowian i jego przyjście było niemożliwe. Gdańszczanie w pierwszych spotkaniach próbowali Thomasa Joergensena oraz startów z ZZ. Po nieudanych próbach gdańszczanie dokonali w końcu wzmocnienia. Zakontraktowali Fina Timo Lahtiego, choć po uwagę brali również Nicolai Klindta. 

– W czasie, gdy rozmawiałem z gdańskim klubem, Wybrzeże miało jedno spotkanie mniej do rozegrania. Do tego wydawało mi się, że rybniczanie są na papierze silniejszym zespołem i mają większe szanse na awans do play-off. Znałem klub z Rybnika, choć wcześniej kierowali nim inni działacze. W tamtym momencie wydawało mi się, że to będzie najlepszy wybór. A potem wyszło inaczej. Gdańsk przeskoczył rybniczan, awansował do ćwierćfinału. Z perspektywy szkoda, że nie wybrałem Gdańska – mówi Nicolai Klindt.

Duńczyk podpisał kontrakt na sezon 2023, choć z drużyny odszedł jego dobry przyjaciel, Rasmus Jensen. – Rasmus jest moim dobrym przyjacielem i wiedziałem, jak wyglądała sytuacja z jego strony. Znam też od wielu lat Eryka Jóźwiaka, Mariusza Kędzielskiego. Gdańszczanie zwrócili się do mnie za pośrednictwem mojego sponsora 3P Logistics. Przyjechałem do Gdańska, spotkałem się z nimi. To było bardzo dobre spotkanie, działacze przedstawili punkt widzenia klubu. Wiem, że w każdej historii są dwie strony i dwa różne spojrzenia. Rozmawialiśmy o planach na 2023 rok. Były bardzo obiecujące. Wróciłem do Ostrowa, gdzie mam swoją bazę sprzętową. Musiałem to przemyśleć, rozważyć inne opcje. Ostatecznie uznałem, że wybór Gdańska będzie dla mnie optymalnym rozwiązaniem – stwierdził Duńczyk.

Duńczyk jest optymistą przed nowym sezonem. – Tworzymy zupełnie nowy zespół. Gdańsk w ubiegłym roku spisywał się dobrze, ale po tym, co przydarzyło się im pod koniec roku, to może dobrze się stało. Nowe otwarcie jest chyba dobrym rozwiązaniem. Myślę, że mamy ciekawy skład. Jest Keynan Rew, jest Mads Hansena, którzy są jednymi z najlepszych zawodników poniżej 23 roku życia w lidze. Jestem ja i Michael Jepsen Jensen, którego stać na pokonanie każdego zawodnika w lidze. Jest Daniel Kaczmarek, który miał bardzo udany sezon w drugiej lidze. Wiem, że eksperci na nas nie liczą, ale ja wierzę, że zaskoczymy pozytywnie. Naprawdę nie mogę się doczekać sezonu, by pokazać na co nas stać. Celujemy w awans do play-off. Uważam, że awans do półfinałów jest w naszym zasięgu. Mam świadomość, że nie będzie to łatwe. W ubiegłym roku Wybrzeże awansowało do play-off. Dlaczego nie mamy zrobić tego samego teraz, a może nawet osiągnąć więcej? Play-off rządzą się swoimi prawami. Tam zabawa zaczyna się od nowa. Przed rokiem nikt nie przypuszczał, że Krosno sobie poradzi. Faworytem była Zielona Góra, ale to Wilki startują w ekstralidze – przypomina. 

Duńczyk jest dobrze przygotowany do sezonu. – Od wielu lat współpracuję z Peterem Jonesem. To są naprawdę dobre silniki. Zdarzają mi się czasem gorsze występy, ale nie mogę narzekać na sprzęt. To wyłącznie moja wina. Pamiętam, jak w ubiegłym roku w Gnieźnie zdobyłem trzy punkty, a za kilka dni w Rybniku jadąc przeciwko Bydgoszczy miałem ich trzynaście. Na tym samym silniku! Dlatego wiem, że nie muszę martwić się o dobry sprzęt. Dużo zależy od psychiki. Uważam, że jestem dobrze przygotowany mentalnie do sezonu. Ciężko przepracowałem zimę, dbam o swoją kondycję fizyczną. Czuję się naprawdę mocny – przekonuje.

34-letni żużlowiec jest przekonany, że poradzi sobie z gdańskim torem. – Gdański tor jest trochę nietypowy jak na polskie warunki, gdzie dominują duże i szerokie tory. Trzeba na nim używać głowy trochę bardziej niż w Ostrowie czy Rybniku. Czasem trzeba pojechać wolniej, kosztem wejścia w odpowiednią ścieżkę, która ostatecznie da ci większą prędkość. Dobór linii jazdy nie może być przypadkowy. Wyjątkowo trudno jeździ się tu, gdy nie jesteś z przodu, więc trzeba perfekcyjnie przygotować starty. Dużo rozmawiałem z Rasmuem Jensenem o gdańskim torze, który dobrze go poznał. Podpowiedział mi trochę – mówi Nicolai.

Klindt został kapitanem drużyny Wybrzeża. – To dla mnie duży zaszczyt. Dziękuję za zaufanie kolegom. Mamy naprawdę fajną ekipę. Będą pomagał kolegom na torze i w parku maszyn. Myślę też, że złapałem bardzo dobry kontakt z Erykiem Jóźwiakiem. Będę pełnił rolę łącznika pomiędzy nim a drużyną. Wierzę, że i jemu ułatwi to pracę – dodaje.

Gdańszczanie zatrudnili aż trzech Duńczyków, ale Klindt nie patrzy na narodowość partnerów. – Tak naprawdę nie ma to większego znaczenia, z kim startuję w drużynie. Nie mam specjalnych preferencji. Musimy tworzyć zgrany kolektyw, jeśli chcemy myśleć o dobrym wyniku. Jak się dopasujemy, to jest szansa, że zbudujemy drużynę na dłużej. Jak nie – to znów będą roszady. Znam dobrze Madsa Hansena, z którym dwa lata startowałem w drużynie Vojens. To fajny facet i dobry kolega z drużyny. Z Michaelem nigdy wcześniej nie jeździłem w jednej drużynie, ale słyszałem, że jest zawodnikiem zespołowym. Jestem pewien, że możemy pomagać sobie nawzajem, aby być lepszymi. Taka jest idea dobrej drużyny – przekonuje. 

Duńczyk interesuje się ligą polską. Ma doskonałą pamięć i wie, kto gdzie startował. Zna swoich poprzedników w Wybrzeżu. – Wiem, że w Gdańsku jest długa tradycja współpracy z duńskimi żużlowcami. Bjarne Pedersen, Nicki Pedersen, Hans Andersen, Kenneth Bjerre… Wielu dobrych duńskich jeźdźców zdobywało punkty dla Gdańska. Brian Karger, z którym niedawno rozmawiałem, też wspominał, że jeździł w Gdańsku. Czuję się zaszczycony, że jestem następnym zawodnikiem, który tu będzie się ścigał. Moim celem jest jeździć równie dobrze, by kibice docenili moje wysiłki. Wierzę, że dokonaliśmy bardzo dobrego wyboru – dodaje.  

W reprezentacji Danii trenerem reprezentacji został Nicki Pedersen. Nicolai Klindt cieszy się, że federacja postawiła na Nickiego. – Z Nickim znamy się dobrze i nasza współpraca zawsze dobrze się układała. Osiem lat byliśmy razem w drużynie Holsted Tigers. Nicki powoli zmierza ku końcowi kariery na torze. Pojeździ może jeszcze rok, a może jeszcze trzy lub cztery lata, kto wie? Myślę, że jest odpowiednim facetem na to miejsce. Uwielbia wygrywać. Wie co trzeba robić, by osiągać sukcesy. Chce zbudować reprezentację, która będzie walczyć o sukcesy. Nie ma dla niego znaczenia, jak zawodnicy się nazywają i gdzie jeżdżą. Jeśli nie będą chcieli wygrywać, nie będą chcieli pracować dla zespołu – nie znajdą się w kadrze. Tak powinno być. Starty w reprezentacji są ważne i Nicki chce stworzyć drużynę, która będzie chciała zdobywać medale dla naszego kraju, a nie tylko dla siebie. Wierzę, że to może się udać – przekonuje. 

Przed rokiem Klindt wrócił do startów w lidze brytyjskiej. – W Anglii nie startowałem od 2019 roku. W ubiegłym sezonie miałem mało jazdy. Nie zostałem w Ostrowie, gdzie zabrakło dla mnie miejsca. Walczyłem o skład w drużynie, ale szansę dostałem w Toruniu. Przyjechałem po nieudanych krajowych eliminacjach do Grand Prix, gdzie zaliczyłem trzy upadki i naruszyłem bark, który miałem wcześniej kontuzjowany. Przegrałem walkę o skład i zostałem wypożyczony do Rybnika. Potrzebowałem regularnych występów. Jazda w Anglii wydawała się znakomitym rozwiązaniem. Miałem propozycję z King’s Lynn i chciałem zacząć już na początku czerwca, ale z uwagi na ograniczenia regulaminowe i kontrakt w szwedzkiej Malilii musiałem poczekać. Decyzję o wyborze jazdy na Wyspach ułatwił fakt, że mam tam rodzinę. Wybór Anglii pasował mi z wielu względów. O startach, logistyce dużo rozmawiałem na obozie z Michelem Jepsenem Jensenem. Jemu nie przeszkadza sen na tylnym siedzeniu busa w czasie podróży do Szwecji i z powrotem. Dla mnie to jest zbyt męczące. Wolę skorzystać z samolotu, polecieć na zawody do Anglii, pospać w hotelu i wypoczętym rywalizować na torze. Preferuję krótsze podróże. Żużel w Anglii nadal jest na dobrym poziomie. Ma wiele różnych, wymagających  torów. Można naprawdę wiele się nauczyć. To znakomite miejsce do nauki techniki jazdy. Liga jest oczywiście profesjonalna i bardzo poważna, ale jest bardziej wyluzowana. To będzie bardzo dobre uzupełnienie jazdy w Polsce. Oczywiście musi być zachowana równowaga. Nie można przesadzić z liczbą zawodów, bo nadmiar imprez może odbyć się na jakości i poziomie zawodnika. Lubię jeździć w Anglii i to pasuje mi pasuje. Powiedziałbym, że w powrót na Wyspy Brytyjskie dał mi dużo siły i mogę być jeszcze lepszym zawodnikiem – przekonuje.

Wybór Anglii wiąże się jednocześnie z rezygnacją ze Szwecji. – Odpuszczam. Mam zaplanowane dużo spotkań. Gdybym dołożył starty jazdę w lidze szwedzkiej zbyt wiele czasu poświęcałbym na podróże. Swoją bazę sprzętową mam w Ostrowie. Jeśli miałbym jechać z Polski, ze wspomnianego Ostrowa musielibyśmy wystartować o trzeciej – czwartej po południu w poniedziałek, udać się do Świnoujścia, popłynąć promem do Szwecji, potem jechać pięć-sześć-siedem godzin na zawody. Po zawodach czekałaby długa podróż z powrotem. W efekcie miałbym bardzo mało snu, czasu na odpoczynek. Oczywiście mogę spać z tyłu Sprintera, ale jakość takiego odpoczynku nie jest zbyt duża. Wolę jechać do hotelu, pospać pięć-sześć godzin w normalnym łóżku. To daje mi więcej energii niż osiem godzin spędzonych z tyłu busa, gdzie co chwilę się budzę. Odpuszczając Szwecję mam więcej czasu na przygotowanie się na zawody w Danii. To było kłopotliwe w ubiegłym roku. Moje występy w Danii nie były dla mnie zbyt dobre, gdy przyjeżdżałem zmęczony po zawodach w Szwecji. Myślę, że teraz będę miał zachowany balans między odpowiednią ilością startów a odpoczynkiem – twierdzi Klindt. 

Oprócz ligi polskiej i brytyjskiej Klindt będzie zdobywał punkty dla dwóch innych klubów. – Podpisałem kontrakt w lidze niemieckiej w MSC Olching, gdzie będę startował z Martinem Smolinskim i Erikiem Rissem. Zostaję też w Vojens, w drużynie Seonderjylland Elite Speedway. W klubie będę startował z Madsem Hansenem – dodaje. 

Nicolai Klindt dość często zmieniał kluby. W lidze polskiej w zasadzie na dłużej zagrzał miejsce tylko w Ostrowie, gdzie obecnie ma nawet swoją bazę sprzętową. – Z jednej strony przeszkadzały mi kontuzje, z drugiej – problemy klubów. Chciałem się rozwijać, jeździć, ale nie wszędzie się dało. Byłem w Ostrowie, Rybniku, Krakowie, gdzie na koniec sezonu dowiadywałem się, że klub nie ma pieniędzy. W Daugavpils klubowe środki skończyły się w połowie sezonu. Byłem dwa lata we Wrocławiu. Dostałem szansę sześć razy w ciągu dwóch lat. Będąc w Rzeszowie – wystartowałem raptem cztery razy, w Łodzi – trzy. Dopiero w Częstochowie mogłem się regularnie ścigać. W 2016 roku odjechałem więcej spotkań, niż przez całe poprzednie pięć lat. Chciałem zostać w Częstochowie, ale postawiono na innych. Co miałem w tej sytuacji robić? Do tego doszły kontuzje, które też mnie wyłączały na jakiś czas. „Uciekło” mi wiele sezonów. W Ostrowie dostałem szansę i jeździłem tam od 2018 roku – tłumaczy. 

W lidze angielskiej Klindt również miał okazję zdobywać punkty dla wielu klubów, ale jak twierdzi – nie zmieniał ich tak często jak w Polsce. – Zaczynałem w Wolverhampton, dla którego zdobywałem punkty przez trzy lata. Na rok przeniosłem się do Swindon, by wrócić do Wolverhampton. Po tych kilku sezonach chciałem spróbować czegoś nowego. Wybrałem King’s Lynn, ale nie poszło dobrze. Wyrzucono mnie z drużyny, przeniosłem się do Peterborough. Nie szło mi i znów znalazłem się poza drużyną. Jeździłem dla Leicester, ale klub miał problemy finansowe. Potem trafiłem na trzy lata do Poole. Miałem kontuzję, po której – nie mając innych propozycji – trafiłem do drugoligowego Workington Comets. Miałem ścigać się dla Ipswitch, ale panował covid i rozgrywki nie wystartowały – przekonuje. 

Nicolai Klindt przygodę z żużlem rozpoczął od minitoru. W 2002 wygrał Speedway Youth Gold Trophy 85cc w szwedzkiej Kumli. Na dużym torze potwierdził swój duży talent, zdobywając tytuł mistrza Europy do lat 19 w 2007 roku. Potem nie szło, ale Nicolai Klindt wierzy, że stać go na wiele. 

– Zawsze chciałem wygrywać. Z pieniędzmi różnie bywało: raz było lepiej, raz gorzej. Ale największym problemem były kontuzje, które hamowały mój rozwój. Był moment, że zwątpiłem czy to wszystko ma sens. Odpuściłem trochę żużel, traktowałem go bardziej jako hobby. Nie pracowałem zbyt ciężko, by być lepszym. W 2012 doznałem kontuzji ramienia. Bałem się. Nie bałem się samej jazdy, bardziej bałem się wypadku i kolejnej kontuzji, ponieważ nie miałem pieniędzy. Nie wiedziałem, czy będę w stanie się utrzymać. To była katastrofa. W 2014 roku zacząłem współpracować z psychologiem sportowym. Bardzo mi pomógł. Zaliczyłem naprawdę dobry sezon. Zająłem drugie miejsce w pierwszej rundzie duńskich Danii. Dojechałem do Grand Prix Challenge, gdzie rywalizowałem ze świetnymi zawodnikami jak Matej Zagar, Jason Doyle czy Maciej Janowski. Miałem dobry sezon w Danii, tylko w Polsce dostawałem niewiele szans. Podsumowując największym problemem były dla mnie kontuzje. Powrót po przerwie, urazie nie zawsze był udany. Często brakowało mi pewności. Patrząc wstecz – wiem, że pewne rzeczy można było zrobić inaczej. Nie powiedziałbym, że zmarnowałem swój talent. Mam jeszcze sobą wiele lat i mam nadzieję, że będą lepsze. Wierzę, że stać mnie na dobrą jazdę. W ubiegłym roku jeździłem skutecznie na domowym torze, ale na wyjazdach było różnie. Ekstraliga jest dla mnie celem, chciałbym tam kiedyś wrócić. To jest moje marzenie. Muszę jednak ustabilizować formę, być lepszym. Gdybym w każdym spotkaniu zdobywałbym po 12 punktów – to mogę myśleć o czym więcej. Pracuję nad tym, by tam wrócić – mówi Klindt. 

TOMASZ ROSOCHACKI

CZYTAJ TAKŻE:

Żużel. Daniel Kaczmarek: Chciałem wrócić do 1. Ligi. Z treningów MMA zrezygnowałem (WYWIAD) – PoBandzie – Portal Sportowy (po-bandzie.com.pl)

Żużel. W niedzielę starcie dwóch ostatnich mistrzów świata. „Dla mnie pierwszy jest Bartek” – PoBandzie – Portal Sportowy (po-bandzie.com.pl)